Jak miałem dobrze i dużo, to wszystkim pomagałem. Tak sobie myślałem, że kurwa, trzeba pomóc słabszym, bo skoro mam tego hajsu aż za dużo to pewnie dlatego, że ktoś miał go akurat mniej. Może byłem gnojem, może przez to siano trochę mi odbiła sodówa, ale serce miałem zawsze. Jak ktoś potrzebował pomocy to zawsze mógł na mnie liczyć. Jak kumple nie mieli co żreć, to robiłem im pierdolone zakupy i pożyczałem to siano na okrągło bo myślałem, że jak jakimś cudem spotka to mnie to przynajmniej ktoś mnie wesprze w mojej chujni. I co? I kurwa śrut! Mam lipę jak stąd na księżyc i żaden skurwysyn się nawet nie zainteresuje. Jebanego piwa nie postawią przy weekendzie mimo, że ja kiedyś organizowałem im całe balety jak nie mieli nic. Czekam aż ktoś może zrobi te jebane zakupy teraz mi, ale się nie doczekam. Ludzie to niewdzięczne skurwysyny. Najgorsze są te pały, którym płaciłem rachunki jak ścigał ich komornik, a dziś jeżdżą furami i nie pamiętają że w ogóle mieli takiego kolegę. Ja pierdolę, co za chujnia z patatajnią. Najgorsze, że to gówno działa w dwie strony i zmienia ludzi na zawsze – mam na myśli to, że jak znów stanę na nogi to za chuj piękny nie pomogę już nigdy nikomu i też będę lał ciepłym moczem na wszystkich wkoło. W sumie to mam teraz większe problemy, ale musiałem to napisać.
Niewdzięczne skurwysyny
2012-02-04 23:0069
64
Widzisz stary, niestety takie jest życie: umiesz liczyć licz na siebie.
Często mi zarzucano że mam tylko 2 przyjaciół. Tak ale to dużo. Bo PRZYJACIEL to nie kolega. Nie spotykam się z nikim innym, bo nie potrzebuję, grunt to znaleźć kogoś komu jak pomożesz to wiesz że on też ci pomoże i postawi to piwo czy co tam mówiłeś
Stary, wiem, że łatwo mi pisać, ale też miewałem (i miewam) swoje chujnie i dziś wiem, że wiele z nich to była moja szansa dana z góry na to, żeby wytrwać w byciu porządnym człowiekiem. Może masz tak samo? Kiedyś, jak Ci życie przeleci przed oczami, to nie będziesz się rozliczał z tego, co kto dla Ciebie zrobił, a z tego, co Ty zrobiłeś dla innych.
A jeśli chodzi o sytuację majątkową i relacje z tymi, którym pomagałeś – nie czekaj, aż ktoś się zainteresuje sam. Idź i poproś po ludzku o pomoc tam gdzie uważasz za słuszne. To wymaga pokory. Kiedyś nie musiałeś nikogo o nic prosić. Może o to chodzi w bieżącej lekcji?
Podobnie wygląda to z kobietami. Jak cię jedna w jajo zrobi, bo puściła się z pierwszym lepszym kutasem, choć sama nie wie dlaczego, to kolejnej już cięzko zaufać.
Może nie wiedzą, że potrzebujesz pomocy. Może jesteś zbyt honorowy, aby o nią prosić. Spróbuj, a jak Ci nie pomogą, to znaczy, że to chuj a nie przyjaciele. Nie generalizuj, po prostu lepiej dobieraj osoby, z którymi się zadajesz.
Zgadzam się z 2.)
Jeszce jedno dodam,że pomagałeś niebezinteresownie, inaczej dziś byś ich nie poniewierał, czy warci byli pomocy to już inna sprawa. w Każdym razie pomagać należy bezinteresownie i tym którzy naprawdę jej potrzebują.
Te, gościu. Twoja pomoc nie świadczy o nich, tylko o Tobie. Chcesz handlować swoją dobrodusznością? Wiesz, z racji wieku (swoje przeżyłem, 67 lat) w całym swoim życiu usłyszałem dwa dobre słowa: 1. Jesteś szlachetny, 2. Można na Ciebie liczyć. Teraz gdy mi bliżej do piachu niż do wesela, wiem jedno: te dwie opinie są dla mnie najcenniejszym co dotąd mnie spotkało. A że ktoś Cię w trąbę puścił? Pamiętaj, nie z takiego bagna się wygrzebywałeś.
Powiem krótko – sraj na takich kolegów. Ja nigdy grubo nie miałem, ale zawsze byłem pomocny, kurwa gdzieś podwieźć? Nie ma sprawy? Potrzebna stówa, dwie? Pożyczę, nie ma problemu. Ktoś nie był przy kasie, co za problem dawaj na browara, ja stawiam, w końcu ziomki jesteśmy. Zawsze gotowy do pomocy kolegom, nie raz durne frazesy przy alkoholu że jesteśmy sobie bliźsi jak rodzina i tak dalej. A potem się przekonałem że to kurwy są zwykłe. Jak się przeprowadzałem to poprosiłem o pomoc przy przeprowadzce i wszyscy STRASZNIE przepraszali ale akurat mieli miliard innych zajęć niezwykle ważnych. Potem się pochorowałem i wylądowałem w szpitalu na miesiąc, to żadem z kutasów nie przyszedł nawet mnie odwiedzić. Odwiedził mnie kumpel z którym się nie widziałem od dawna i zadzwonił dawny kolega z osiedla z dzieciństwa co się ze mną dzieje. Stwierdziłem że sram z góry na dół na takich ziomków i przestałem z nimi się spotykać. Wiem że mi strasznie jeszcze dupę obrabiają, że mi odjebało i się obraziłem chuj wie na co. Ale ja się z tym czuję dobrze, bo najważniejszy jest szacunek do samego siebie. Mam teraz zaledwie paru znajomych, całkowicie z poza starego środowiska i jest git.
Do 5.) Co Ty pierdolisz człowieku, przyjaźń i w ogóle koleżeńskość polega na tym, że ja Tobie a Ty mi, zależy kto potrzebuje pomocy. Koledzy nie są tylko od żłopania piwa i wódki jak wszystko jest fajnie. Nie chodzi o to że chujowicz będący autorem tego posta pomagał interesownie, tylko on się po prostu zachował normalnie, jak należy, tak jak się oczekuje od kolegi. A kiedy on znalazł się w potrzebie to Ci jego koledzy nie zachowali się jak powinni i są kurwami. Tyle w temacie. Bezinteresownie to możesz pomagać chorym, biednym, potrzebującym, a koleżeńskość jednak zobowiązuje.
Jako autor tego wpisu chciałem pozdrowić pana od komentarza numer 8.
Jest taka mądrość,że znajomym się nigdy kasy nie pożycza,bo najpierw przepada kasa,a potem znajomi.I ja też ogólnie ludzi pierdolę,bo sponsor to jest dobry,dopóki ma kasę.A jak jest bez grosza,to go każdy pierdoli.Pomóc w potrzebie to można zaufanemu człowiekowi,przyjacielowi,i to też nie na zasadzie bezwarunkowego dania kasy.
Ludzie tacy są i teraz sam się o tym przekonałeś. Jeśli rozdawałeś i jednocześnie liczyłeś że kiedyś Tobie dadzą to już wiesz że z tym jest chuj. Jeśli jednak rozdawałeś i czułeś się z tym dobrze, to jak staniesz na nogi, rozdawaj ponownie. Może innym ludziom? Ale się kurwa nie poddawaj, koncentruj na sobie, nie licz na innych. Jak już się odrobisz, to rób to co lubisz i tyle. Nic wbrew sobie bo Cię chuj strzeli z nerwów. Daj czadu, wiem że potrafisz!
Możesz na mnie liczyć… kalkulator