Witam wszystkich użytkowników portalu. Post ten nie będzie typowym postem, nie będzie chujnią, ale sposobem jej zapobiegania opartym na własnych doświadczeniach oraz obserwacjach autora wpisu. Namnożyło się ostatnimi czasy wiele wpisów traktujących o personalnym nieszczęściu ich autorów związanym z życiem społecznym lub o problemach z kobietami. Z tego co widzę, to w przeważającej większości są to wpisy osób młodych, które nie nadążają za pędem dzisiejszego świata. Osoby takie nie potrafią się przystosować do życia w społeczeństwie, co w przyszłości rzuci czarne światło na ich karierę oraz zdolności przetrwania. Osobiście przez całą szkołę podstawową, gimnazjum oraz liceum byłem wyszydzany przez resztę otoczenia, wzięło się to zapewne z tego, że zawsze byłem bardzo uzdolniony i dużo bardziej dojrzały, niż reszta grupy. Jak się pewnie słusznie domyślacie, zrujnowało to poczucie mojej własnej wartości oraz wpędziło w głęboką depresję. Teraz pytanie jak się z takiego stanu wykaraskać w sposób samodzielny, bez pomocy psychiatry, który po płytkim rozważeniu opowieści przepisze odmóżdżające leki i tyle. Podstawową rzeczą, którą należy opanować to postawa. Będąc zgarbionym, rzucając innym lękliwe spojrzenie sami prowokujemy otoczenie, aby zrobiło z nas tak zwanego kozła ofiarnego. Taka postawa to postawa uległości – więc nie oszukujmy się ludzie będą nas traktować jak osoby uległe. Staraj się iść prosto oraz dumnie, niech twoje ruchy będą oszczędne oraz wyrafinowane – to daje jasny sygnał otoczeniu, że jesteś człowiekiem pewnym siebie i zadowolonym z siebie. Gdy ktoś się na ciebie patrzy odwzajemnij się tym samym. Nie spuszczaj wzroku bez potrzeby. Jedno ŚWIADOME, przenikliwe i pewne spojrzenie w oczy drugiego człowieka w większości przypadków powoduję że to on opuści wzrok bardzo szybko, a nie ty. Kolejną sprawą jest samoocena, której na pewno nie uda ci się poprawić, jeśli nie przerwiesz błędnego koła użalania się nad sobą. Zamiast znowu narzekać zacznij działać – przypomnij sobie swoje wszystkie osiągnięcia i wmawiaj sobie tak często jak możliwe, że nie jesteś gorszy od innych. Zacznij doceniać swoje zalety, a twoja samoocena szybko pomknie w górę. Pewnie masz problem z rozmowami? Nie kleją się, są wymuszone i brakuje ci pomysłów o czym rozmawiać. Zacznij od szybkich zwiadów, przysłuchuj się rozmową obcych ludzi, a następnie rozłóż je w sposób analityczny na kawałki. Jak już pewnie wiesz ludzie rzadko rozmawiają o czymś mądrym, z pozyskanych fragmentów złóż swój własny szablon szybkich rozmów z innymi. A jak już kogoś polubisz, to zobaczysz, że bardzo szybko tematy do rozmowy znajdują się same. Aby nauczyć się lepiej radzić sobie z ludźmi opanuj techniki manipulacji do perfekcji. Chociaż tego nie zauważasz na co dzień ludzie nieustannie manipulują (nie mówię że wszyscy ale znakomita większość) nie będąc tego świadomym. Zagraj teraz w ich własną grę, ale na swoich warunkach. Jeśli ci się uda będziesz mistrzem dyskusji i nikt cię nie zagnie. Ważny jest też sam sposób wysławiania się, mów w sposób przemyślany, spójny oraz logiczny, nie unoś się gniewem, zwracaj uwagę na swoją mowę ciała, bądź uprzejmy ale stanowczy. Nie musisz wypuszczać słów jak z karabinu maszynowego i paplać bezmyślnie żeby tylko coś mówić. Mów wtedy kiedy jest to konieczne i wtedy kiedy masz taką ochotę, nic na siłę. Taki sposób wysławiania się daje do zrozumienia otoczeniu, że nie mają styczności z byle kim. Inne ważne według mnie sprawy to sport oraz pęd ku samodoskonaleniu się. Jakakolwiek regularnie wykonywana aktywność fizyczna w znakomity sposób poprawi ci humor oraz rozwinie kondycję/mięśnie. Czując się silnym i wysportowanym czujesz się bezpieczniej i bardziej pewnie. Zacznij już dzisiaj, a za moment będą widoczne efekty. Znajdź sobie jakieś zainteresowanie, no nie wiem hobby, naucz się grać na instrumencie, opanuj podstawy fizyki kwantowej… możliwości jest niemal nieskończenie wiele. Stale się rozwijaj, nie stój w miejscu, nie ma nic gorszego niż zastój i monotonia. Monotonia wysysa pomału życie z człowieka. Baw się, niszcz, twórz, na co przyjdzie ci ochota. Jeśli masz problem z opanowaniem stresu opanuj techniki relaksacyjne, 20 minut medytacji dziennie skutecznie niweluje stres, nastawia optymistycznie do życia oraz rozjaśnia umysł. No i słowo na koniec, wiem że to co napisałem brzmi dla ciebie jak brzęczenie uprzykrzonego owada. Ty to wszystko wiesz, ale nie potrafisz się zmotywować, aby coś zmienić. Ludzie boją się zmian, ale gwarantuję, że gdy się już przełamiesz staniesz się zwycięzcą. Poprawiając swoją sylwetkę, elokwencję i ogólną prezencję twoje szansę u płci przeciwnej skoczą do góry. Może ten przydługi wpis powstrzyma kogoś przed publikacją kolejnej chujni pod tytułem „ludzie mnie nie lubią”, „nikt mnie nie chcę”, tak więc zamiast się żalić zacznij myśleć i działać.
Poradnik
2016-01-25 22:4482
49
§ 4. Goje — to barany Goje to stado baranów, my zaś jesteśmy wobec nich wilkami a wiecie wszak, co się staje z owcami, kiedy do owczarni wkradną się wilki. Zamkną oni oczy jeszcze i z tej przyczyny, że obiecamy im zwrot wszystkich odebranych swobód po zwyciężeniu wrogów pokoju i pokonaniu wszystkich partii. Czy warto wspominać o tym, jak długo oczekiwać będą tego zwrotu? § 3. Kontrola prasy Żadna wiadomość nie przedostanie się do społeczeństwa bez kontroli naszej. Cel ten osiągamy już obecnie w ten sposób, że wszelkie nowości wydawnicze otrzymywane są przez kilka agentur, które centralizują ruch wydawniczy świata całego. Agentury te będą wówczas wyłącznymi naszymi instytucjami i będą ogła- 54 szały tylko to, co my im wskażemy. Jeżeli obecnie potrafiliśmy zawładnąć mózgami społeczeństw gojów do tego stopnia, że wszystkie prawie patrzą na zdarzenia światowe przez kolorowe szybki okularów, które my im zakładamy, jeżeli obecnie nie istnieją dla nas w żadnym państwie przeszkody, tamujące drogę do tak zwanych przez głupotę gojów tajemnic państwowych — to także będzie wówczas, kiedy zostaniemy uznanymi władcami świata w osobie naszego władcy wszechświatowego. Powróćmy do przyszłości prasy: ktokolwiek będzie chciał zostać wydawcą, księgarzem, drukarzem, będzie zmuszony wyjednać sobie dyplom odpowiedni, który w razie wykroczenia będzie niezwłocznie odbierany. § § 4. Pornografia i przyszłość słowa drukowanego W krajach uważanych za stojące na czele, stworzyliśmy literaturę szaloną, brudną, wstrętliwą. Przez czas pewien po objęciu władzy będziemy popierali rozwój tej literatury, by uwypuklić kontrast programów i głosów, które zbiegną z wyżyn naszych. Mędrcy nasi wychowani do kierowania gojami, będą układali nowe projekty, artykuły, przy których pomocy będziemy wpływali na umysły, kierując je w stronę wybranych przez nas pojęć i nauk. § 1. Całkowite zniesienie autonomii (samorządu) uniwersytetów Aby zniszczyć wszelkie siły zbiorowe, oprócz naszej, unieszkodliwimy pierwszy stopień zbiorowości, czyli uniwersytety, przekształciwszy je w kierunku nowym. Dyrekcja ich i profesorowie będą przygotowani do zawodu swego przy pomocy tajnych szczegółowych programów działania, od których nie będą mogli odstępować bezkarnie. Profesorowie będą mianowani ze szczególną oględnością i w zupełności zależni od rządu. § 17. Alkoholizm, klasycyzm, prywata Spojrzyjcie na odurzone wódką zwierzęta, do której użycia nadmiernego prawo otrzymywane jest razem z wolnością. Czyżbyśmy mieli pozwolić, by i „nasi” doszli do podobnego stanu? Narody gojów odurzone są przez napoje wyskokowe. Młodzież ich zatraciła inteligencję wskutek klasycyzmu i wczesnej rozpusty, do której podjudzana była przez agentów naszych w postaci guwernerów, lokajów, guwernantki w domach zamożnych, kelnerów i kobiet naszych w miejscach rozrywek gojów. Do liczby ostatnich włączam również tak zwane „damy z towarzystwa”, które są dobrowolnymi naśladowczyniami tamtych pod względem zbytku i rozpusty.
To jest właśnie to,co wam prezes EM wbija stale do łbów,lenie pierdolone.Gamonie też,ale w tym przypadku,przede wszystkim,lenie.Tak jak autor napisał,nie chce się wam ruszyć,najlepiej narzekać.Wszystko w temacie.
Wymyśl sobie lepiej goju poradnik jak przeżyć depolupulacje i przetrwać w NWO bo od tego zależy twoja dalsza wegetacja bądz śmierć,więc jeśli chcesz być zaczipowanym bydłem gonionym do wycieńczającego zapierdolu w warunkach gorszych niż w łagrze stalinowskim to przestań zajmować się tym co dla ciebie nieistotne i niepotrzebne a zacznij się rozglądać za czymś co np.da ci większą moc,energię i wytrzymałośc do pracy przy budowie potężnej świątyni w jerozolimie,bo zapierdol przy niej może trwać tyle co budowa piramidy w egipcie
Poradnik o tym jak dołączyć do reszty tego g….ego społeczeństwa bez wartości.
Jeśli pozwolisz, by robactwo się rozmnożyło, rodzą się prawa robactwa. I rodzą się piewcy, którzy będą je wysławiać.”
Wiesz co. Od razu widać co czytasz i oglądasz albo chodzisz na jakieś kursy a nie że chodzi tylko o twoje własne doświadczenia i obserwacje. Są w tym dobre rady, jest w tym pewien stopień prawdy, ale właśnie… kim jesteś wygrywając bitwę na wzrok? Człowiekiem czy może jednak tylko zwierzęciem? No bo psy przecież też tak robią walcząc między sobą o terytorium albo samicę. Kolejne pytanie. Czy właśnie nie stałeś tak samo zły jak reszta? Walka na wzrok, pierdolenie o niczym na spotkaniach, bajerowanie, nieświadoma manipulacja itd. Czy wiesz, że złe elity tego świata również stosują manipulację by wykorzystywać niczego nieświadomych niewolników do własnych celów takich jak np. sztucznie wywołane wojny? Czy czasem tam gdzieś w Tobie nie rządzi próba zemsty na tych co Ciebie doprowadzili kiedyś do depresji ( o ile prawdę napisałaś z tą historią )? I to są pytania raczej retoryczne, takie do zastanowienia się przy dobrym trunku w buchającym cieple z kominka. Powiem tak, sam kiedyś chciałem ściągnąć książkę o uwodzeniu kobiet. Miałem wtedy pewnie coś koło 17 lat. I wiesz co? Pierdolnąłem to. Stwierdziłem, że wolę być sobą niż stosować iście sekciarskie sztuczki manipulacyjne, takie rodem z tych wszystkich zjebanych piramid zarobkowych. Co do sportu to tak, jest dobry, ale jak ze wszystkim, co za dużo to niezdrowo jak u mojej matki, która miała tak dużo ćwiczeń w szkole sportowej, że po dziś dzień odczuwa kręgosłup, który uległ dawno temu kontuzji. P.S.: „staniesz się zwycięzcą.” czy Ty jesteś tym kolesiem z YouTube’a czy może się nim zachłysnąłeś? P.S.2: „Będąc zgarbionym, rzucając innym lękliwe spojrzenie sami prowokujemy otoczenie, aby zrobiło z nas tak zwanego kozła ofiarnego.” tutaj chyba zastosowałeś skrót myślowy, ale ktoś inny weźmie to źle sformułowane zdanie dosłownie i wtedy powie np.: czy kobieta wyzywająco ubrana zachęca do gwałtu? To czemu u Muzułmanów gwałty również występują?! Więc rada taka, wyrażaj się jaśniej.
Wszystko pięknie, ale co zrobić z poczuciem udawania w tym wszystkim? Jakie masz na to porady mistrzu? 😀
Colesław wojtyła – najlepsza sałatka wojenna, smakuje zwłaszcza małym dzieciom
Najlepszy wpis,jaki czytałem
dobrze prawisz ! 🙂
Mądrze napisane
Świetnie napisane 5/5.Walczę z fobią społeczną i niedawno miałem zacząć autoterapie,ale zerwałem znajomość z facetem na którym mi zależało i nie miałem żadnej motywacji do pracy nad sobą.Teraz pojawił się ktoś nowy na horyzoncie i wróciła mi chęć do samodoskonalenia 🙂 Zaczne od jutra !
UWAGA UWAGA mamy tutaj życiowego zwycięzce tzn. coucha. Witamy, witamy. Mesio, zaoraj patałacha.
Poradnik w stylu „Jesteś zwycięzcą!” prosto od ofermy i frajera. Sztampa motywacyjnego chłamu rodem z pogadanek dla sprzedawców Amwaya. Jesteś frajerem, taka jest smutna prawda. Z tego się nie wychodzi, można najwyżej popaść w śmieszność, tak jak zrobiłeś to tym wpisem.
Od kilku miesięcy realizuje taki plan na wyjście z doła po utracie dziewczyny. O niej może kiedy indziej. Co do planu to sport pomaga, ale musi być regularny, i tak z 5 razy w tygodniu. Jednocześnie niezbyt forsowny bo straci się zapał. Co do postawy i elokwencji to jeszcze przede mną. W każdym razie 5 za twoją „chujnie”.
W KOŃCU KTOŚ MYŚLI TAK JAK JA a nie tylko ciągłe ślimaczenie się! W świecie jest miejsce tylko dla twardych! Chetnie bym Cię poznała 🙂
Inteligentny wpis! Aż chciałoby się mieć takiego kolegę. Czasami jednak jest tak, że pomimo że jesteś elokwentny, silny, przystojny itd. to to działa przeciwko tobie – a to znajdzie się dupek który będzie Cię uważał za śmiertelnego rywala, a to ktoś po prostu zazdrosny o Twój boski wygląd i perfekcję, a to ktoś będzie chciał przetestować Twoje samoopanowanie, albo szczur w pracy będzie sabotażował Twoje wyniki. Mówi się że mężczyźni najbardziej samotni to także najsilniejsi.
Zdelegalizować coaching i rozwój osobisty!
@13. „UWAGA UWAGA mamy tutaj życiowego zwycięzce tzn. coucha. Witamy, witamy. Mesio, zaoraj patałacha.” Kiedy widzisz, patałachu, kimkolwiek autor chujni powyższej nie jest (bo może nawet i sam nie potrafi się zastosować do własnych rad), ma rację. Tego co napisał „zaorać” się nie da, bo to po prostu prawda. Może w dużym skrócie podana i nieco chaotyczna, ale prawda. Żadnym odkryciem nie jest, że jak się dba o swój wszechstronny rozwój, to to procentuje. Sęk w tym, że większość społeczeństwa, ba, ludzkości, ma z tym olbrzymie problemy. Z lenistwa, z tego, że tak zostali nauczeni w domu i w środowisku, z którego się wywodzą, z ogłupiającej i zabierającej większą część doby pracy itd. Tymczasem znajomy Mesia, Pana waszego, mawia, że powinno się codziennie (nawet jeśli mielibyśmy się do tego zmuszać) zrobić coś, co wykracza poza naszą rutynę. Tak by codziennie być krok dalej we własnym rozwoju (a z czasem nie będziemy też musieli się do tego zmuszać). I to się sprawdza, patałachy, Pan wasz sam tego na sobie wielokrotnie doświadczył. Nawet takie wydawałoby się bzdury jak wspomniana przez autora „pewna postawa” skutkują zaskakująco szybko zdumiewającymi efektami. Tylko małymi kroczkami trzeba do tego dojść, budując jednocześnie swoją samoocenę i dochodząc do pewnych wniosków na podstawie zdobytej wiedzy i przemyśleń, tak by w chwili konfrontacji z innymi nie spieprzyć sprawy swoimi własnymi wątpliwościami co do siebie samego. Ergo: trzeba sobie „przemeblować” mentalność. Nie od razu o 180 stopni, ale właśnie małymi krokami. Nawet tej medytacji, o której w chujni powyższej wspomniano, nie da się przyczepić. Pan wasz, lubi sobie często pójść na spacerek i posiedzieć gdzieś nad rzeczką czy pod drzewkiem. Odkrył bardzo dawno temu, jakie to ma fantastyczne skutki. Człowiek się uspokaja, wycisza, mniej denerwuje, dotleni, odpocznie, a do tego ma czas spokojnie pomyśleć (choćby z nudów) nad różnymi rzeczami, o których nie ma czasu myśleć -zwłaszcza, gdy ma jakieś zainteresowania, które dostarczają „paliwa” do przemyśleń innych niż: „czy najebać się na imprezie Warką czy może jednak Lechem…”- gdy zapierdala w kieracie. To ostatnie zaś, otwiera przed nim nowe możliwości. I życie powoli staje się lepsze. Mentalność, sposób myślenia też się powoli zmienia. Tyle, że trzeba zacząć, konsekwentnie się tego trzymać i parę lat później spojrzeć wstecz, by zobaczyć różnicę (to dopiero daje motywację). Tak więc, patałachy, Pan wasz, Mesio, patałacha, który powyższą chujnię był popełnił nie zjedzie z góry na dół. A przynajmniej nie za to, co napisał. @7. „Wszystko pięknie, ale co zrobić z poczuciem udawania w tym wszystkim?” Patałachu, Pan twój, Mesio, powiada ci, że wychodzisz z błędnego założenia. W momencie, gdy zaczynasz się w dowolny sposób rozwijać, to co nabywasz (w postawie, wiedzy itd.) staje się powoli twoją własną naturą. Tym samym nie ma udawania. Np. udawać będziesz, gdy raz się przejdziesz po ulicy wyprostowany, swobodny i patrzący ludziom w oczy a potem wrócisz do swojej poprzedniej postawy. Jeśli jednak cały czas będziesz chodził po ulicach pewny siebie, a dzięki samorozwojowi tę pewność siebie będziesz w sobie umacniał, to już nie jest udawanie. Po prostu się zmienisz. Zmieni ci się sposób myślenia, bycia, postrzegania siebie i świata. Warunkiem jest jednak konsekwencja w dążeniu do tego i rozwój na wielu frontach. Nie możesz tego robić w ten sposób, że wypracujesz postawę, a zaniedbasz rozwój intelektualny, bo gówno z tego wyjdzie, podświadomie wtedy będziesz to wiedział i w ten sposób spieprzysz to, co osiągnąłeś na tym jednym froncie, na którym się skupiłeś. Kapujesz? @6 „kim jesteś wygrywając bitwę na wzrok? Człowiekiem czy może jednak tylko zwierzęciem? No bo psy przecież też tak robią walcząc między sobą o terytorium albo samicę.” Niestety, patałachu, czy chcemy, czy nie, jesteśmy zwierzętami. Stąd wszelakie atawizmy nadal działają i to bardzo skutecznie. Pan twój, Mesio, popiera także i w tym autora chujni. To ma kolosalne znaczenie. Pan twój poda ci przykład. Jeśli podejdziesz do loszki zgarbiony, ze wzrokiem w ziemię, czy w ścianę, zamiast jej prosto w ślepia, to nie licz na to, że cokolwiek osiągniesz. bez względu na to, jakie byś nie miał zamiary i jaki byś nie był. Nawet jeśli zechce z tobą gadać, to cię spławi w minutę. Tym samym nawet nie zdążysz jej pokazać w najmniejszym stopniu, jaki jesteś. To nie jest kwestia wymyślona przez jakiś ćwoków tłukących kasę z naiwnych na kursach taniego podrywu. To nadal działa, bo jesteśmy zwierzętami. Rozumnymi, umiejącymi myśleć abstrakcyjnie, mającymi jakąś tam etykę, ale nadal zwierzętami. Nawet jeśli wyjdziemy z założenia takiego jak ty, i będziemy sami siebie oszukiwać, to nic to nie zmieni, dalej będziemy zwierzętami. I teraz tak: możesz przeżyć całe życie jak Jarek K. (dla jednych Jarek, dla drugich k…), waląc konia pod kołderką i modląc się, żeby mama nie weszła do twej nory w trakcie i cierpieć na coraz większą frustrację, która zamieni ci życie w piekło, albo możesz zdobyć jakąś laskę i mieć coś z życia w postaci kobiety, rodziny, środków na utrzymanie tego wszystkiego oraz, bonusowo, możliwości spuszczenia się w cipie, i dzięki temu żyć szczęśliwie jak na patałacha. Pytanie jest tylko takie: co wolisz? Takie życie, patałachu. Pogódź się z losem. /Mesio PS. Pan wasz poda wam jeszcze jeden z przykładów z życia wzięty. Jeden z wujów Pana waszego, w czasach, gdy Pan wasz jeszcze srał w pieluchy, cholernie żarł się ze swoją babą. Dodatkowo oliwy do ognia dorzucała jego rodzina, podpuszczając go przeciwko niej. Smutnym efektem było to, że po dziesiątkach awantur koniec końców nastąpił rozwód. Dzieci wylądowały w rozbitej rodzinie, wujaszek nigdy więcej nie poukładał sobie życia, jego była baba też. Stracili wszyscy. Ale co się stało po latach… Ano wuj sam zaczął przyznawać, że gdyby był człowiekiem takim jakim jest teraz, to nigdy by to wszystko nie miało miejsca. Ale wiecie dlaczego zaczął to przyznawać? Dlatego, że po tym wszystkim, życie jakoś tak się potoczyło, że wujaszek po byle zawodówce i z zerowymi zainteresowaniami poza flaszką w weekend, na skutek pewnych zbiegów okoliczności, zaczął dostrzegać potrzebę podwyższenia swoich kwalifikacji zawodowych. Tym samym stary grubo ponad 30-letni, koń wrócił do szkoły. I tam, oprócz uzyskania, w końcu, średniego technicznego, co też go czegoś nauczyło oprócz samego zawodu, dostał ofertę pracy w szkole jako nauczyciel zawodu. Ale żeby móc tę pracę wykonywać, musiał dodatkowo skończyć kurs pedagogiczny. A na tym kursie nauczyli go m. in. podstaw psychologii… I jak on sobie te podręczniki od psychologii poczytał, to mu stanęło przed oczami całe jego życie, to jak był podpuszczany i ile rzeczy w założonej przez siebie i rozpieprzonej przez siebie rodzinie spierdolił koncertowo (i kilka innych spraw również). Ta edukacja dała mu inne spojrzenia na cały świat. Fakt, było za późno na naprawę tego co spieprzył, stąd też wuj całe życie żałował, powtarzając tylko: „żebym ja to wiedział wcześniej…”. Ale resztę życia przeżył lepiej, niż gdyby został na tym poziomie, na jakim był tuż po rozwodzie. I o to chodzi, patałachy. Trzeba się systematycznie rozwijać i nie przestawać. niech tam nawet będzie, że autor chujni to patałach-teoretyk, ale ma całkowitą rację.
Oj Mesio, podejrzewałem to od dawna: jesteś niedojrzałym gówniarzem. Może błyszczysz na tle tutejszej dzieciarni, której większość nie potrafi sklecić sensownego zdania, ale tu się kończy twoja mądrość. Póki działasz na polu cynicznego humoru – jest nieźle. Gorzej, kiedy wypowiadasz się obficie w tematach damsko męskich, tu wychodzi całe twoje gówniarstwo. Widać, że jesteś kolejnym zwichniętym chujkiem (bardzo możliwe, że prawiczkiem), który w życiu nie stworzył z żadną dziewczyną( na kobietę jesteś raczej za młody, albo za mało dojrzały) zdrowej i niepatologicznej relacji. Dlatego celujesz w tych tematach i dlatego pierdolisz w nich jak potłuczony.
@19 – „W momencie, gdy zaczynasz się w dowolny sposób rozwijać, to co nabywasz (w postawie, wiedzy itd.) staje się powoli twoją własną naturą. Tym samym nie ma udawania.” << Twoja odp. na moje zdanie >>: „Nawet jeśli wyjdziemy z założenia takiego jak ty, i będziemy sami siebie oszukiwać, to nic to nie zmieni, dalej będziemy zwierzętami.” panimajesz swój błąd? Pojedynki na wzrok są dobre tutaj w Polsce gdzie ludzie by siebie zabijali gdyby można było.; Mój znajomy to samo mi mówił, znajdź sobie kobietę, załóż rodzinę, odżyjesz. Nawet nie będę się tutaj rozpisywał jakie to były durne kobiety w jego życiu ( choć sam też nie potrafił zbytnio przebierać tylko raczej brał co popadnie ) i jak bardzo czasem ma dość „swojej” rodziny. Więc frustracja z braku kobiety i rodziny mi nie grozi bo ani nie myślę obecnie wchodzić w związki ( kobiety bywają wkurwiające z różnych powodów; mam gdzieś te wszystkie śluby gdzie małżeństwa i tak za chwile się rozpadają albo coś bardzo nie gra; muszę uporządkować swoje życie; i tak jestem dość dużym samotnikiem; priorytet dla mnie to dobrze zarobić by miał na wszystko co chce ) ani tym bardziej zakładać rodzinę.
@20 Nie będziesz, Pana swojego, Mesia, uczył, patałachu. Jak pożyjesz tyle, co Pan twój i przeżyjesz to, co Pan twój przeszedł, to od biedy będzie można pogadać. Póki co wychodzi na to, że po prostu niewiele zrozumiałeś. Ale Panu twojemu, to wisi i nie będzie się powtarzał tłumacząc każde zdanie. Życie cię samo -o ile na tyle kumaty będziesz, żeby wyciągać wnioski- nauczy. @21 „panimajesz swój błąd?” Błędu nie ma (Pan twój, Mesio, jest nieomylny, patałachu ;)). Oba zdania są prawdziwe i wbrew pozorom nie zaprzeczają sobie. Bo widzisz, jesteśmy zwierzętami i to jest oczywista prawda. Ale prawdą też jest, że to „zwierzę” może być mniej lub bardziej rozgarnięte. To większe rozgarnięcie z pewnością nie pozwoli ci się wyzbyć całej części twojej zwierzęcej natury, ale pozwoli ci pozbyć się części z niej, kontrolować resztę i w efekcie, poprzez rozwój własnej świadomości, żyć na lepszym poziomie finansowym i społecznym. Więcej zrobić się nie da. I nie tylko w Cebulandii tak jest, że „człowiek człowiekowi wilkiem”. To obowiązuje wszędzie. Pożyjesz trochę, za granicą, okulary ci spadną, to sam się przekonasz. „kobiety bywają wkurwiające z różnych powodów; mam gdzieś te wszystkie śluby gdzie małżeństwa i tak za chwile się rozpadają albo coś bardzo nie gra; muszę uporządkować swoje życie; i tak jestem dość dużym samotnikiem; priorytet dla mnie to dobrze zarobić by miał na wszystko co chce ) ani tym bardziej zakładać rodzinę.” Owszem, kobiety są wkurwiajace. Ale ten priorytet to sobie zmodyfikuj, patałachu, bo zobaczysz, że obudzisz się z ręką w nocniku. I nawet ci się nie śni, jak możesz żałować. Pan twój przerabiał i to. Natomiast co do tych rozpadów związków to racja, ale tylko częściowa. Bo trzeba dobrze wybrać i umieć związek utrzymać (do tego też ci się samorozwój przyda, bo jak mądrze mawiają: „swój do swego ciągnie”), wtedy nie jest tak źle a i korzyści w sferze emocjonalnej są duże i nie do zastąpienia czymkolwiek. A rodzina jest potrzebna. Pod warunkiem, że są oni (a zwłaszcza baba) w porządku (czyli trzeba dobrze wybrać i nad tym potem pracować). To jedna z niewielu rzeczy, które się rzeczywiście cokolwiek na tym śmierdzącym świecie liczą. Sam się pewnie o tym przekonasz kiedyś, patałachu. /Mesio PS. Pana waszego, Mesia, wkurwia dziś ta jebana pogoda z zapierdolistym wiatrem…
Będę z Tobą szczery. Przyjebałem się do Ciebie z tym rzekomym błędem odnośnie zwierząt i udawania bo wkurwia mnie ta nasza ludzka natura i dostosowywanie się do niej chociaż w głębi siebie przytakuje Tobie bo wiem, że jest tak jak mówisz. Chyba nigdy nie lubiłem podążać całkowicie za resztą stada i zawsze mi coś w tym zgrzytało. Co do kobiet to tak naprawdę myślałem o tym, ale dopiero po 30-stce a obecnie mam 27 lat. I teraz czemu. Otóż priorytet Mesio mam dobry bo która zechce gościa bez grosza? Ano znasz odpowiedź i na nie wiele się pewnie zda moje powodzenie u płci przeciwnej. Chce mieć też swoje mieszkanie bo mieszkanie z rodzicami mi się w ogóle nie uśmiecha od iluś tam lat, ale nie mam za bardzo wyboru bo kredytu nie dostanę a wynajmowanie często jest złą opcją. Właściciele bywają pojebani jak i opłaty nie należą do niskich i w każdej chwili mogą zostać zwiększone. Już z rodzicami dosyć było tych wynajmów i nie jest to wcale takie dobre a czasem jedynie konieczne. Kolejna sprawa to, że baniak mi zryły choroby psychiczne ( + coś tam jeszcze, ale mniejsza z tym ) więc mam do popracowania nad tym. I mam jeszcze jeden dobry powód dla którego myślę na poważnie szukać kobiety dopiero po 30-stce. Otóż taka może być dojrzalsza a co za tym idzie lepsza. Bardziej świadoma siebie a widziałem choćby ostatnio taką jedną. Co do zakładania rodziny Mesio to ja naprawdę nie czuje potrzeby jej zakładania, ale zdaję sobie sprawę, że kiedyś może mnie to spotkać gdy będę chciał żyć z kobietą no bo przecież jej zegar biologiczny tyka. P.S. Co do cebulandii i walki na wzrok ( zresztą chodzi tutaj o cały zestaw takich cech ) to teoretycznie wiem, że tak jest choćby w Stanach np. pomiędzy kolorami skóry, ale z drugiej strony nieraz spotkałem się z opinią, że w niektórych krajach ludzie są po prostu normalniejsi i nie ma tam tych wszystkich polskich wad. Nie wiem czy kłamią czy może tak rzeczywiście jest. Niestety nie mam możliwości tego sprawdzić.
Dobra, to skoro już tak szczerze gadamy, to będzie bez „mesiowej gadki”. 😉 „Chyba nigdy nie lubiłem podążać całkowicie za resztą stada i zawsze mi coś w tym zgrzytało.” Wiesz co, to z jednej strony dobrze. Z drugiej chujowo, bo człek odstaje od reszty, przez co często źle mu się żyje. Świata nie przeskoczymy. Może czasem zwyczajnie trzeba olać to wszystko? Myśleć na tyle, by się jakoś ustawić, spokojnie sobie żyć, resztę mieć w dupie i kijem rzeki nie zawracać. Syf był przed nami i syf będzie po nas. Skoro jesteśmy zwierzętami -nawet jeśli myślącymi- to nie ma co kopać się z koniem. Oczywiście w granicach rozsądku. Dzisiaj np. natknąłem się na to, do czego doszli naukowcy po niemal wieku badań, a co niby jest takie oczywiste… Artykuł znajdziesz pod adresem: joemonster. org/art/34990/Co_sprawia_ze_jestesmy_zdrowi_i_szczesliwi_Wnioski_z_75_lat_badan_na_ten_temat
„Co do kobiet to tak naprawdę myślałem o tym, ale dopiero po 30-stce a obecnie mam 27 lat. I teraz czemu. Otóż priorytet Mesio mam dobry bo która zechce gościa bez grosza?”
A ja Ci powiem tak. Masz rację, że trzeba coś mieć, żeby było jak rodzinę utrzymać, więc o tyle sensownie kombinujesz. Z punktu widzenia rozsądku masz rację. Tylko widzisz, życie jest gówniane, nie do końca przewidywalne i, co istotne, lubi płatać nam paskudne figle (w różny sposób). Jak miałem lat sporo mniej od Ciebie, to też tak myślałem. W efekcie, dążąc do osiągnięcia tego, powiesiłem na kołku prawie całą resztę życia. Niemal nie istniała. Nic więcej się nie liczyło niż ten właśnie cel: ustawić się i osiągnąć na tyle, żeby móc żyć na wyznaczonym poziomie i mieć za co utrzymać przyszłą rodzinę na tym poziomie. Sądziłem, że tylko kilka lat poświęcę a na resztę tego, z czego się życie składa (kobietę, rodzinę, znajomych, jakieś imprezy (niekoniecznie w sensie chlania na umór)) mam czas i zdążę i będę mógł się tym cieszyć później. W teorii plan był dobry. Człowiek był młody, ogarnięty, miał ten czas… W praktyce plan był o tyle dobry, że się sprawdzał nawet ponad wszelkie oczekiwania. Problem w tym, że się sprawdzał dopóki, jak w każdej katastrofie, splot kilku zdarzeń jednocześnie nie spieprzył mi całej dekady realizowania tego mojego „planu na życie”. Żeby było śmieszniej: o krok od celu. I nagle rozpieprzyło się wszystko w drobny mak i wylądowałem w punkcie wyjścia. Dosłownie. Kolejne pięć lat zajęło mi wygrzebywanie się na choć część poziomu, z którego „spadłem”. A i tak jeszcze się porządnie nie wygrzebałem z bagna. I co? I nagle jestem niemal dwie dekady starszy (zleciało, ani się obejrzałem). I powstaje problem. Wychodząc z podejścia, jakie masz teraz Ty, olałem szukanie kogoś na stałe. Dziś jest niemal za późno, bo ludzie w 99% przypadków poszli inną drogą (jak wolisz: stadnie) i nie przejmowali się tak bardzo tym, za co będą z tą swoją założoną rodziną żyli. I może różnie im się, głównie właśnie materialnie, poukładało, ale jakoś to życie tam klecą. W efekcie laski z mojego pokolenia mają często nawet dorosłe już dzieci. Z kolei te młodsze są… młodsze. Przepaść mentalna jest w stosunku do większości z nich, bo to jeszcze gówniarzeria, w dodatku po gimbazie, a ja nie mam już czasu czekać aż dorosną, zresztą większość z nich do niczego sensownego nie będzie się już wtedy nadawała. Pozostałe zaś są do rzeczy, niektóre nawet bardzo, ale w 99% przypadków dzielą się na takie, które chętnie widziałyby bankomat, na takie, które są zdrowo przechodzone i mają zdrowo porypane we łbach, oraz w końcu na takie, które potrzebują kogoś do związku, lecz, co naturalne, kogoś, kto byłby w zbliżonym wieku, a nie z 15+ lat starszy. Zostaje więc bardzo nieliczna grupa, która ewentualnie byłaby zainteresowana. I ta grupa zmniejsza się z każdym rokiem. A przecież trzeba jeszcze na taką natrafić, spędzić ileś czasu (optymistycznie zakładając, że nie dojdzie się do wniosku, że „to nie to”), no i z powrotem się ustawić finansowo na jakiś sensowny poziom, bo jak sam zauważasz (i o co nie ma co mieć do tych nielicznych normalnych lasek pretensji), która ogarnięta zechce gościa bez przysłowiowego grosza. Kapujesz więc już pewnie, w czym rzecz. Dodaj do tego, że los może nam spłatać jeszcze dodatkowe czarujące figle związane z wypadkami, utratą zdrowia, wojną, zamordyzmem władzy, czy chuj wie z czym jeszcze i masz obraz nędzy naszej ludzkiej egzystencji, która jest paskudnie niestabilna i jutro może jej nie być, choć sami się oszukujemy, że tak nie jest i nie do końca zdajemy sobie sprawę, że tak jest, dopóki nie zostaniemy solidnie kopnięci w dupę przez los. Tak więc widzisz. O ile masz rację, że trzeba mieć coś we łbie, coś na koncie i jakieś perspektywy, o tyle nie ma co zostawiać odłogiem reszty elementów składających się na życie -a to dotyczy głównie życia rodzinnego, bo koniec końców wszystko kręci się wokół tego- „na kiedyś”, bo potem może być, i najczęściej jest, coraz trudniej albo i za późno. A koniec końców człowiek naprawdę niewiele z tego życia ma. I szczęśliwiej żyją ludzie mający „stabilizację emocjonalną” wynikłą z posiadania dobrej rodziny, a dopiero w drugiej kolejności jakiś środków na jej utrzymanie, niż ci zapieprzający Ferrari i dymający jakieś pazerne kurwy, nawet jeśli wyglądają one jak z okładki. Skoro i tak reszty nie przeskoczymy, to zostaje się wygodnie urządzić na tym padole i im prędzej tym lepiej. I oczywiście z głową. Więc nie odkładaj tego, bo możesz żałować. A jak jakimś cudem dobrze trafisz, to i tak będziesz żałował, że nie trafiłeś wcześniej (żebyś Ty wiedział ile ja sobie razy to powtarzam w przypadku jednej takiej (długa historia…), która jest właśnie „dużo za młoda” i której wymaganiom nie jest łatwo sprostać, choć jest to możliwe i są jakieś szanse, to byś się dawno temu poszedł upić i utopić, zamiast w ogóle do niej startować (ale stary i głupi jestem, a głupi podobno ma szczęście… ;)). „I mam jeszcze jeden dobry powód dla którego myślę na poważnie szukać kobiety dopiero po 30-stce. Otóż taka może być dojrzalsza a co za tym idzie lepsza.” I tu też masz tylko do pewnego stopnia rację. A taka racja to w sumie gówno prawda, choć, jak zawsze, może zdarzyć się wyjątek potwierdzający regułę. Ale nim o tym napiszę, to jedno słowo na marginesie. Po 30-stce to przede wszystkim Ty będziesz dojrzalszy (zwłaszcza jak się uporasz z tymi problemami „z baniakiem”, o których wspomniałeś). A dojrzałość u faceta jest potrzebna, bo dużo pomaga zarówno w wyborze kobiety (u dojrzałych ludzi kryteria są sensowniejsze niż u gówniarzy śliniących się do rozkładówek ;)) jak i w „opanowaniu” jej, gdy jej czasem coś odpierdoli (Bo to na ogół niestabilne emocjonalnie jest… Jak to ktoś kiedyś stwierdził: kobieta to dziwne stworzenie -jeszcze nie człowiek a już nie małpa. ;)). Ta dojrzałość pomaga w utrzymaniu stabilnej rodziny -w wyważonym postępowaniu ze strony faceta. A to jedna z potrzebnych podstaw, żeby się wszystko nie rozpieprzyło z hukiem. A wracając do tych poszukiwań kobiety w starszym wieku. Po pierwsze, lepiej jak kobieta jest młodsza. Raz, że więcej czasu i większe szanse na zdrowsze potomstwo, dwa, że mniej u niej różnych doświadczeń (no nie oszukujmy się: nikt nie lubi „wycierusów” i to nie jest i nigdy nie będzie materiał na dobrą żonę). Ergo: laska w okolicach 30-tki lub później, która jest sama, bardzo często ma jakiś feler (a jeszcze odliczyć z puli trzeba te „szczęśliwie” dzieciate). Może być np. bardziej porąbana (co przejawia się w różny sposób) niż koleżanki i zrobi Ci z życia piekło. Może być takim właśnie „wycierusem”, o którym było nieco wyżej. Może wyskoczyć jeszcze coś innego, co nam do głowy nawet nie przychodzi. Innymi słowy ryzykujesz więcej niż potrzeba. Zgoda, laski w przedziale „studenckim” często mentalnie nie odbiegają od nastolatek (a wiadomo jaka to tragedia umysłowa), choć zdarzają się wyjątki. Ale szukaj sobie czegoś pomiędzy małolatami a tymi „dojrzałymi” co miałoby jakoś poukładane pod kopułą. To jest dobry target: kobieta w okolicach 25 lat jest już na tyle dojrzała (i wiele więcej nie zmądrzeje, o ile w ogóle), że jeśli ma dobrze poukładane w głowie, to jest o czym gadać. Jesteś, i przez najbliższe 5 lat będziesz, w idealnym wieku do tego. Po kiego ci jakaś stara dupa, która w minimum 90% przypadków jest sama, bo z jakiś powodów nikt jej nie chciał? Będziesz się później męczył całe życie? Nie licz na to, że kobieta niewiadomo jak zmądrzeje. Po pierwsze, jak każdy człowiek, została jakoś wychowana i czymś „nasiąknęła” (i tym później trąci, dlatego dobrze jest przyjrzeć się „szanownej mamusi” 😉 (i przy okazji pamiętać, że z nią też będziesz musiał żyć)). Po drugie, jest genetycznie uwarunkowana inaczej niż facet -nimi rządzi chemia i hormony w dużo większym stopniu niż nami, w większości przypadków nie myślą logicznie, a więc niemal nie wyciągają wniosków i nie uczą się na błędach. Tym samym laska w wieku lat 30+ niewiele się zmienia jeśli chodzi o dojrzewanie -one się starzeją a nie są dojrzalsze. I wystarczy „zastrzyk” nowej dawki jakiegoś uwalnianego świństwa w mózgu i budzisz się nagle w domu, w którym mieszkasz z chimerą. Po co Ci to? Chcesz być beatyfikowany? „Co do zakładania rodziny Mesio to ja naprawdę nie czuje potrzeby jej zakładania, ale zdaję sobie sprawę, że kiedyś może mnie to spotkać” Cóż, najczęściej jest tak, że to -taka potrzeba- przychodzi samo. U jednych szybciej u innych później, ale przychodzi. Ja, te circa 20 lat temu, pomimo tego, że zawsze miałem to gdzieś w planach na czołowym miejscu, nie dowierzałem w to, co mi stare chłopy mówiły na temat tego, że „baba/rodzina” jest potrzebna. Ale rzeczywiście mieli rację -prędzej czy później, z różnych powodów, choćby tego co przeżyjesz (jak wolisz: dojrzejesz), będziesz tego potrzebował. Będziesz potrzebował fizycznego kontaktu (bo jakaś przypadkowa dupa w zastępstwie to nie jest to samo (i jest zdrowiej ;))), będziesz potrzebował poczucia stabilizacji oraz oparcia i będziesz potrzebował „zaspokojenia emocjonalnego”, bez którego przyjdzie Ci stwierdzić, że wiele rzeczy Cię po prostu nie cieszy (Np. mi się czasem chce film oglądnąć. I tak jest dopóki coś przypadkiem nie nasunie mi myśli, że o wiele lepiej by się go oglądało z kimś (i nie, kumple też tego nie zastąpią). Po czym odechciewa mi się go oglądać samemu w ogóle. I taka lista rzeczy, które tracą swój urok, bo fajniej/lepiej jest je robić z kimś bliskim może być długa.). Tak więc potrzeba się prędzej czy później zapewne pojawi. Oczywiście, że nie ma co szukać na siłę, ale trzeba się ogarnąć i za to zabrać w odpowiednim czasie, nawet jeśli nie bardzo odczuwa się jakąkolwiek potrzebę. Bo gdy już zaczniesz odczuwać, to możesz dojść do wniosku, że o wiele za późno się za to zabrałeś. A do tego często jest tak, że nie tęsknimy za czymś, czego nie znamy. Jeśli np. nie byłeś w jakimś związku (takim z prawdziwego zdarzenia), to nic dziwnego, że nie odczuwasz jeszcze takich potrzeb. Nie miało co Cię na nie ukierunkować -pokazać różnicę między byciem z kimś a samemu. A do tego jesteś w wieku, w którym w Twoim otoczeniu jest jeszcze kupa ludzi. Oni, mając na to czas, po części zaspokajają Twoje potrzeby kontaktu z innym człowiekiem. Tylko, że z czasem się wykruszą i będą mieć znacznie mniej czasu, a potrzeby Ci zostaną. Ludzie często nie doceniają tego wszystkiego, dopóki nie zostają naprawdę sami. Tym bardziej zwiększy się wtedy Twoja potrzeba związku i posiadania rodziny. I pewnie będzie to narastać. Tak urządzony jest świat, odkąd zaczął się kręcić. I nic nie wskazuje na to, że to się zmieni. Nie ma się co kopać z koniem, bo sobie można tylko krzywdę zrobić. Co najwyżej jaskiniowiec nie miał takich problemów jak ludzie cokolwiek cywilizowani, bo instynktownie potrzebował dupy do wyruchania, zaś czasy pozwalały mu złapać pierwszą z brzegu za łeb i zaciągnąć do jaskini, rozwiązując jednocześnie problem, bo całość potrzeb, które my dostajemy wraz z „dojrzeniem do niektórych rzeczy” automatycznie mu przypadała z dobrodziejstwem zaciągniętego za kudły do nory inwentarza, więc nie musiał się tym martwić, uprzykrzając sobie życie. My tak dobrze nie mamy i nie ma co liczyć, że nas te potrzeby ominą. „z drugiej strony nieraz spotkałem się z opinią, że w niektórych krajach ludzie są po prostu normalniejsi i nie ma tam tych wszystkich polskich wad.” No nie całkiem tak. IMO ludzie dzielą się na złych i dobrych oraz na mądrych i głupich. Oczywiście w zależności od tego jak bardzo cywilizowane jest społeczeństwo, to odsetek tych „normalnych”, o których mówisz jest większy lub mniejszy, tym samym kraj lepiej lub gorzej funkcjonuje i to się tak potem już samo napędza. Ale. Primo, w każdym społeczeństwie znajdziesz wielu „złych i głupich” (Weź się przejdź po niektórych dzielnicach krajów Zachodu czy USA, to nie wyjdziesz z nich żywy i to nawet w biały dzień. A w Ameryce Łacińskiej to niektórzy forsę zbijają na helikopterowym-taxi, bo niebezpiecznie jest nie tylko chodzić po ulicach, ale nawet poruszać się samochodem, bo w każdej chwili ryzykujesz odstrzałem lub porwaniem dla okupu albo na części zamienne. Zaś reszta świata (za wyjątkiem państw takich jak Japonia) jest jeszcze mniej cywilizowana.). Secundo, zestaw wad i zalet w sumie jest ten sam pod każdą szerokością geograficzną, bo wszyscy jesteśmy ludźmi -rządzą nami te same uwarunkowania biologiczne i w większości te same normy społeczne. Nawet jeśli to nie będzie dokładnie tak samo jak w przypadku statystycznego Cebulaka, to wiele lepiej także nie. Po prostu zamiast jednego rodzaju zakłamania czy głupoty zetkniesz się z inną. Lokalny koloryt nie robi różnicy -wylądujesz na takim kontakcie tak samo (plus minus). W końcu cywilizowani rzekomo ludzie mordowali w obozach koncentracyjnych. Tacy sami cywilizowani ludzie mordowali podczas wojny domowej w Jugosławii. Tacy sami cywilizowani ludzie tworzą mafie, drobniejsze grupy przestępcze, są powodem tzw. „przemocy w rodzinie”, czy wykiwają Cię za parę groszy, albo zaciukają choćby w afekcie. Choćby dziś (no, technicznie to wczoraj ;)) jakiś pierdolnięty Angol złapał w Krakowie przypadkowego 4-latka, pobił go, pogryzł i wrzucił do śmietnika. I może by i zabił (albo nawet i kilkoro dzieci po drodze) gdyby nie inny ludzie i ich reakcja. Natomiast sama „walka na wzrok” to rzeczywiście atawizm. Ale nadal aktualny, bo wiele rzeczy rejestrujemy na poziomie naszej podświadomości. Nie zdarzało Ci się np. oceniać ludzi po wyglądzie fizycznym (nie tego w co są ubrani ale tego „jak im z gęby patrzy”)? To pozostałość z czasów pierwotnych -instynkt, który ma nas ostrzegać przed niebezpieczeństwem. I działa do dziś. Nawet badania kiedyś były robione, w których wyszło, że bodaj ludzie mający „szeroką twarz” są przez większość populacji odbierani za groźniejszych i znacznie niebezpieczniejszych. I taki gościu może być typowym miśkiem, a i tak pierwsze wrażenie będzie właśnie takie (przy tym warto też wziąć pod uwagę, że może być bardzo słuszne -w końcu nikt o zdrowych zmysłach nie wkurwia niedźwiedzia). Ze wzrokiem jest tak samo -pewność siebie widać. A jak jej nie ma, tracisz na atrakcyjności. I laska może by i poszła kiedyś po rozum do głowy, gdyby delikwenta rzeczywiście poznała, ale najpierw podświadomie zarejestruje takie rzeczy i go spławi. Ponownie: po co kopać się z koniem? Zwłaszcza, że takie rzeczy można czasem choć trochę u siebie poprawić. /Mesio PS. Ufff… Tyle „kazania”. 😉
@24 – dzięki za długą odpowiedź Mesio. Poniekąd się zgadzam i będę miał o czym myśleć.