Nie wiem czy też tak macie ale pewnie część osób tak, że jak zbliża się koniec roku to przychodzi taka refleksja zastanowienie nad sobą życiem mad tym co się udało a czego nie osiągnąć. A więc mam ci ja 27 lat człowiek młody niby całe życie przede mną tak mawiają ale czuję że chyba huja w tym życiu osiągnę. Męczę się z nerwicą już ładnych parę lat, myślę że to kwestia trudnego dzieciństwa, wrażliwości wrodzonej jak i domu czy otoczenia, powiecie że użalam się ale ja wam powiem że nie. To będzie historia ogółem. A więc pomijając kwestię problemów natury emocjonalnej żyłem sobie w huj przeciętnie jak miliony młodych chłopaczków, grałem w GTA, oglądałem porsnosy waliłem konia, jadłem czipsy popijając colą rozmyślając dość często jak to będzie za parę lat jak dorosnę. Powiem tak. Inaczej sobie to wszystko wyobrażałem! Żeby nie było nie jestem jakimś przegrywem, chociaż tego słowa też nie lubię bo co to w ogóle znaczy przegryw? A ty kurwa co jesteś?? 😀 jaja jakieś. Byłem leniem, zlęknionym gnojkiem który bał się zagadać czy wpierdolić komuś kiedy trzeba. Był czas że powiedziałem dość powoli powoli ale trochę nadrobilem, zdobyłem znajomych pokonałem lęki społeczne, brałem udział aktywnie w życiu, pierwsze randki, pijackie imprezy, zaryzykowałem. I…. Udało się, pierwsze prace, zawody miłosne. Teraz mam dziewczynę, jesteśmy już 5 lat razem, mam pracę, mam jakieś plany życiowe, cele mniejsze czy większe, kończę studia. Ktoś powie ooo studia. Nic szczególnego. Zgadza się, ale dla mnie patrząc na to co było to są wielkie osiągnięcia. Być może nie zwojuję świata ale jeśli choć odrobinę uda się poprawić swój byt to będę próbować. Ale…. Byłoby wszystko okej gdyby nie to że po prostu jestem już tym wszystkim zmęczony. Czuję zmęczenie materiału, wypaliłem się. Zatrzymałem. Na pewno się nie poddam ale ciężko się zebrać i drugi raz zawalczyć. Nie wiem, wydaje mi się że jest to kwestia też braku wsparcia. W domu też każdy padnięty, dziewczyna złośliwa się zrobiła nie czuję wsparcia i w ogóle jebły wszystkie chęci do zmian. Także życzę wam i sobie jeśli są takie historie a podejrzewam że trochę się znajdzie i bardziej barwne to życzę powodzenia i siły aby to wszystko naprostować. Wierzę że da się. Tylko ciężko pokonać tę wewnętrzną wyjebę. Bo ja już rzygam tym wszystkim i naprawdę mam wyjebane. Niech się dzieje co chce pozdro ✋
Sylwester i podsumowanie lat
2020-01-31 19:5761
14
A najgorzej jak krzywdy zadają ci najbliżsi. Nikomu nigdy nie można ufać. Może sobie, choć też nie zawsze. Na polu minowym i tak zostajesz sam.
mieć wyjebane to podstawa
Podajmy sobie rękę, też byłem niepełnosprytny w czasach gim-liceum ale też se tam pornoski, chipsy te rzeczy, nawet na siłkę chodziłem i chodze do teraz, też nie gadałem z koleżkami za dużo na korytarzu, w piłę nie grałem bo nie lubiłem. Teraz mam 21 lat i co prawda dalej bardzo mało znajomych ale chodzę na psychoterapię i pomaga bardzo się ustabilizować psychicznie. Z tym, że ja na domiar złego jestem gejem i mogę mieć gorszą sytuację jeśli chodzi o miłość, wspólne mieszkanie itd. Nie no nie wyobrażam sobie za bardzo mieszkać z facetem całe życie :/ nwm jak to będzie… tu jestem ugotowany. Ale tobie życzę stabilizacji, nadmierne przejmowanie się będzie powodowało tylko narastanie problemu bo tym bardziej się będziesz zamykać w świecie swoich wewnętrznych problemów. Powodzenia!
Tak czytam i czytam.. to Ty to jesteś zwykły PEDAŁ.
Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę — od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.
Problem polega na tym, że już w tym wieku masz za dużo więc przestało cię to cieszyć i interesować. Teraz trzeba będzie wszystko stracić, poto żeby od nowa wszystko zdobywać i w sumie już tak do śmierci :/
Mi lada moment stuknie 36lat i… Mam dosyć wszystkiego, całego mojego życia. Próbowałem walczyć, wstawałem z kolan, próbowałem, ale za każdym razem upadek był coraz mocniejszy. Czuję się jakby coś we mnie umarło.
Mam dobrze płatną pracę, żonę, ale każdego dnia w mojej głowie krzyczą myśli typu „do niczego się nie nadaję”, „mam dosyć życia”, „powinienem się zabić”, „nie mogę już dłużej”. I nikt poza mną tego nie wiem. Nie wiem nawet czy ktokolwiek zdaje sobie sprawę z tego co się ze mną dzieje.
Nie potrafię zebrać się na odwagę i skończyć własnego życia.
Życie jest rozczarowujące w chuj. Zupełnie inaczej wyobrażałem sobie zarabianie pieniędzy, relacje z ludzmi, związki z kobietami, prawa rządzące światem. Nawet jak jest dobrze to i tak jest to gruuuuuuuuubo poniżej oczekiwań i i gdybym wiedział wcześniaj jak to wszystko działa to nie angażowałbym w to nawet 10% swojej energii jaką przeznaczyłem… I od paru lat więcej przeznaczać już nie zamierzam. Jedno wiem na 100% co jest niezbędne do tego żeby było mi dobrze – co by się nie działo to ja jestem najważniejszy i tylko dla mnie warto się poświęcać, a cała reszta istnieje tylko po to żeby mi było dobrze, przyjemnie i dostatnio.
Jak sie ma oczekiwania i wyobrazenia, baranie niedorobiony, to i rozczarowanie jest nieuniknione. Jak sie ma nadzieje, jednakowoz, to tylko przyjemne niespodzianki sie przytrafiaja.
Niestety ludzie się wypalają. Ciężko znaleźć siłę. Musisz znaleźć coś co kochasz robić i to robić. Dla mnie to biznes i programowanie. Daje to mase satysfakcji i w sumie bardzo dużo pieniędzy.
Ważniejsza jest satysfakcja. Miałem inny biznes, w branży która nie uszczęśliwiała mnie. Kasa była też na tyle dobra by można kupić dom za gotówkę praktycznie co miesiąc.
. Rzuciłem to dla swojej pasji
świetna chujnia