W mojej rodzinie wszyscy oprócz mnie, na moje nieszczęście, są fanatykami ryb i jedzą je nawet do trzech razy w tygodniu. Za chuj nie potrafię pojąć fenomenu tej potrawy. Pomyślcie, ile jest roboty w czasie jedzenia ryby. Obieranie łapami, które jebią później, jakbyś strzelił palcówę bezdomnej kurwie i trzeba memłać w pysku jeden kawałek, żeby później wkładać pełne bakterii paluchy i wyciągać te jebane ości. Jedzenie to ma być coś, do czego się siada, zjada i spierdala, a nie żucie kawałka po kawałku i rozbieranie mięsa paluchami.
6
3
Świetna chujnia ! Dlatego ja jem tylko filety i też nie pojmuję przyjemność jaką inni czerpią z czynności opisanych przez ciebie.
Tu autor chujni. Chodziło mi o fakt babrania się z ościami i jedzenie kawałka po kawałeczku w chuj czasu, bo koniec końców filety, tatar z łososia czy śledzika do wódeczki czy piwka uwielbiam.
Ja polecam śledzie.
Kurwa pandemia nie nauczyła was nadal myć łap.
Wiedziałem, że tak to się skończy.
Nie macie sztućców?