W tej chwili bliżej mi do 30tki niż 25tki… Tak jakoś.
Już pogodziłem się z tym, że nie spełnię swojego marzenia, czyli…
Nie sfajdam się w gacie (a może i nie) na widok kobiety… i to bez stymulacji.
Cóż.
Nic chyba na to nie poradzę.
Jedyna pocieszająca myśl jest taka, że mogłem zaruchać gdybym sobie czegoś nie ubzdurał, bo była chętna (nie będę zdradzał szczegółów).
Ten fakt mi wystarczy na tyle, że mogę bez żalu umrzeć jako prawiczek, więc chujnia jakaś wielka nie jest.
Kiedyś, a więc w wieku 20-23 lat mogłem przejechać rowerem 80 km w jedną stronę i wracając w drugą jeszcze mi stawał pindok… Więc w zasadzie w tym stanie mogłem bez problemu dojść, choć wolałem tego nie robić.
Mało tego – mógłbym nawet dojść od zwyklego marszu (no, może nieco przyspieszonego).
To były czasy. Niestety, nie nacieszyłem się nimi długo, ale znowu nie będę zdradzał szczegółów.
Ogólnie mogłem sobie narzekać, że „za często i za mocno”.
Przeszkadzało mi to, ale i podobało zarazem.
A teraz? Szkoda gadać.
Ale przynajmniej są tego zalety czy nawet takie tam pocieszenie:
– Mogę się zapisać na taniec, bo nie będę się już wstydził tego swojego dawnego problemu
– albo na siłkę… Chociaż wolę ćwiczyć w domu. Mam jakieś tam ekspandery, tzw. „motylek” i kółko do ćwiczeń (ja wykonuję najprostsze ćwiczenie jakie jest, bo nie chce mi się wysilać. Wiem, że słaby że mnie zawodnik).
– Jakby jakaś kobieta chciała „dłuższą jazdę” to myślę, że bym dał radę 😉
To tyle. Porad nie będę udzielał.
Albo może udzielę jednej: zamiast oglądać dla inspiracji jakiś kicz to lepiej wypróbujcie Kamasutrę 😉
Wiek robi swoje. Chuj, a nie życie.
2023-08-05 04:171
11
autor:
A, i dodam, że siłka raczej nie wchodzi w grę, bo nie chcę z siebie robić nie wiadomo kogo.
Szanowny Panie,
Studium Pana przypadku , dało mi wiele do myślenia . Dokąd zmierzamy ? Jaki sens ma to wszystko ? – pomyślałem . Wczytując się w ostatnie komentarze, przeczytałem , że udziela się tu jakiś mesjasz – Mesio . Być może on zna odpowiedź na nurtujące Pana rozmyślania .
A teraz idę zjeść pączka z nadzieniem waniliowym, gdyż od wysiłku umysłowego , spadł mi niebezpiecznie poziom glukozy.
Załączam wyrazy szacunku,
Doktorant Sławek
a mnie takie wpisy raz na jakiś czas cieszą. Czasem myślę o sobie źle, i że mam spraną banię, a później pojawia się taka notatka i następuje taka jakby ulga, że w gospodarce występują ludzie o dużo wyższym wskaźniku pojebanowości niż ja.
Gdybym wolał brać leki zamiast mieć zajebiste ruchanie albo walić konia to chyba bym był rzeczywiście pojebany (zważywszy na to, że leki by mi chyba od chuja pomogły, ale jak ktoś chce to się może sam truć).
Albo gdybym bez leków stwarzał zagrożenie dla siebie albo innych.
Nic z tych rzeczy.
Wobec takich osób jak ja to chyba nawet Diabeł jest bezsilny.
Nie do mnie te sprawy.