Jeździłem sobie na TIR-ach kilka lat. Potem na autobusach międzynarodowych dokładnie lat 6. Nie jeździłem za chlebem, szukałem na koszt pracodawcy odpowiedniego dla siebie i swojej rodziny miejsca. No i tak … zleciało kilka lat, ale nie o tym teraz. Pytanie tytułowe brzmi czy kierowcy autobusów na liniach międzynarodowych śmigają w trasy w pampersach, prawda? Zatem, najpierw wyjaśnie o co mi chodzi a chodzi o galerie Facebookowe, ów kierowcy zafajdali przeszczęśliwymi fociami z podróży swych. Uradowani od ucha do ucha, pełna reklama super tyrki.
Aby nie rozpisywać się zbędnie w tym o co mi chodzi, resztę napiszę w punktach. Napiszę Wam, jak wygląda 2 tygodnie pracy kierowcy na liniach międzynarodowych, ok?
1. poniedziałek 15:45 odpalamy tacho, koszula jeszcze sucha, fura czyściuteńka, cichuteńka, podoga cacy.
Tacho odpalamy w jakimś Olsztynie…
2. Po chwili pół fury mamy już zapchane ale jesteśmy już w 3city. Dopychamy mięsem (tak, tak, towar na autobusie to mięcho (bo żywy towar)). Jest 19, ruszamy dalej. Jedyne co po drodze do Słubic widzimy to zegar w cyfrowym tacho i na komputerku obok GPS, tam widzimy ile mamy w plecy! Lecieć możemy (znaczy się w moich czasach można było) 108km/h i kaganiec odcinał zupę. Śmigamy zatem na zbity pysk, aby wyrobić się ze scalakiem. Co to scalak? Scalak to słynna przesiadka dup na trasie, jakiś parking, zlot z całego kraju 5,6,7 autobusów, przepakowanie bagaży, posegregowanie mięsa, przeliczenie czy mięso się nie zagibiło i takl dalej i dalej a tacho cyka, cyka. Zaglądamy na timer a tam w plecy minus 1,5h i już przez telefon chuje lecą raz z biura a za chwilę od innego mięsa, które gdzieś na trasie czeka na busa.
3. Ruszamy i lecimy, chwila spokoju, mięso w 45% już uchlane, kawkę za kawką pilot serwuje, z video jakaś komedia setny raz leci, chwila spokoju. No dobra, a co za oknem? Najczęściej w 98% przypadków nudny Autobahn. Idzie pierdolca dostać przy ledwie 110km/h, zwłaszcza nocą ale za chwilę zmiana, wybebeszy się spod podłogi zmiennik a my w kimono. Jest 4 rano, lecimy w kimę. Obok kibelka w każdym rejsowym busie jest drugi właz (po prawej na schodach), tam jest trupialnia dla furmana. Wyjmujemy kartę z tacho i lecimy spać.
5. Wstajemy, wybebeszamy się w pogniecionych łachach, ogarniamy glacę w kiblu, odpalamy kawę, za chwilę zmiana. Zasiadamy na parkingu, 15 minut przerwy na zmianę, kopcimy faję, wrzucamy kartę w tacho i lecimy. Fajnie widzieć Lille. Jeszcze chwila i EuroTunel. No to lecimy i lecąc co widzimy? Nic, ten sam autobahn nadal. Na chwilę się to zmieni w słynnym CALLE. Wlatujemy na pociąg, pół godzinki i ukochana Anglia. Hulamy dalej aby nie stać w zjebanym Londynku pół dnia w korkach, omijamy M1 i dajemy bokami. Dojechaliśmy!!
Furman zmiennik przylazł na kawę, zrzucimy mięcho i sruuuu na myjnię.
Na myjni 30min polerowanie złomu, odkurzanie, sprzątanie syfu jaki mięso zostawiło, pranie wypocin, żygów i inncyh mazi. Tankowanko i … co ?
Każdy pomyśli teraz – ziwedzanko Londynu!
A chuj prawda! A takiego chuja!
Jest godzina 19 z hakiem, zanim dojebiemy się na motel, zanim zakupy, mycie, żarcie będzie 21:00 a o 9 rano ruszamy nazad! Tak, tak, przeczekamhy tylko odpoczynek z tacho i lecimy.
Pisać powrotną? Chyba nie, co?? Jest taka sama jak dojazdowa!
Różni się tym, że lądujemy w Olsztynku około godz. 19, zanim zdamy furę na bazę (umytą, zatankowaną, sprzątniętą+dojazd do bazy) mamy godz.22. Trochę pierdolenia z dyspozytorem, kwitki, tarczki i we własnej furze siedzimy o 22:45. Do domku zajedziemy około 0:00.
Myjątko, jedzonkowanko, dmuchanko (jeśli ktoś ma jakąś samicę) i lulu a lulu tylko po to, aby wstać o 10-11,. lecieć z jęzorem na szyi załątwiać prywatne sprawy, zakupy, inne pierdolniki i o godz. 15:45 odpalamy już tacho w busie z kierunkiem – tym razem jakieś Bari w Italii. Do domciu wróćimy za 2 dni.
Trasa? Identycznie nudna ale tylko 1,5 dzionka bo zmiana w Bolzano (Alpy, Italia). Autobus lecący z południa i nasz lecący z północy, tam zmienią się furmani. Wsiadamy w ten, który wraca do Polski i nim wracamy. Czemu tak? A chuj go wie! Wieczorem dnai następnego zawitamy w Olsztynku i powtórka z historii. W domciu o północku, trochę ruchania ale tym razem dłużej bo mamy dzień przerwy i nastęny wyjazd dopiero jutro (a może, już jutro).
Szwargolić dalej czy może basta?
Całe dwa tygodnie tak wygląda!
A potem cały miesiąc!
A potem cały rok z wyjątkami poza sezonem turystycznym, gdy firmy ucinają ilość wyjazdów w tygodniu i latamy wtedy tylko raz. Taki wyjazd trwa niestety tydzień. Autobus który wyjedzie z Polski do Włoch w czwartek wraca do Polski dopiero w czwartek za tydzień. Tak, tak! Poza sezonem zwiedzić można dużo, ale nie z diety kierowcy (wtedy około 40 euro za wyjazd) i nie z pensji (wtedy około 1400zł za wyjazd). Poza sezonem kraje turystyczne są puste ale i tańsze. W sezonie jednak można więcej zobaczyć ale na to nas nie stać.
Dlatego zapytam – z czego tak mordkami cieszą kierowcy reklamujący swój los w facebookowych galeriach?
Zarobić tam się nie da…
Odpocząć też nie…
a zwiedzać 1000 razy te samą norę… to tszzza głąb być. Po 3 miesiącach jazdy po UE całe wolne każdy spędza w motelowym wyrku. Taka jest prawda…
więc przestańcie błaznować błazny… i reklamować te robotę, jakby była to dycha trzaśnięta w tocia-locia.
To samo dotyczy kieroców TIR-ów, zwłaszcza tych ze słynnego programu telewizyjnego. Uradowani od ucha do ucha bo kamery włączone ale gdy ekipa filmowców odjedzie to taki pacjent za kółkiem TIRa średnio raz na minutę kurwuje z byle powodu na byle kogo.
Taka robota to tylko dla samotników jest i to także tylko na krótki okres czasu.
Osobiście nie wytrzymał bym za kółkiem dzisiaj choćby dnia, mając lecieć gdzieś z towarem na czas wedle zasad garbodawcy, znaczy się pracodawcy.
Acha
Dałem łapkę w dół, bo wkurwia mnie gdy ktoś używa słów których nie rozumie.
No ogólnie mało jest ludzi, którzy lubią/uwielbiają robotę do której chodzą. Proszę nie mylić „nie przeszkadza mi” z „uwielbiam” bo to różnice kolo-kurwa-salne. Napisz mi autorze chociaż ile można przytulić w tej opisanej przez Ciebie tyrce? Piętnaście netto jest możliwym czy jakie widełki tam występują?
Ale chujnia. Nudy
Jądra mnie swędzą .
Admin takiej łopatologii jak Ty powinien z miejsca bana na IP przyjebać. Szkoda słów, nawet tych w klawę klepanych. 15000 to dla Ciebie dużo?
A co Ty, puszki zbierasz?
Ja zrobiłem c+e, by właśnie zwiedzać Europę i mnie w tym zawodzie atrakcji nie brakowało, choć dla 90% polskich kiermanów zwiedzanie ma w dupie, bo wolą kimać lub oglądać filmy w budzie. Przykład – na 500 ciężarówek na pauzie w Travemunde tylko ja i jeszcze jeden znajomy szło na wycieczkę do miasta, reszta chlała lub spała, w tym również młodzi kierowcy. To samo w perełce przepięknego alpejskiego miastecza Kiefersfelden gdzie bywałem wielokrotnie i zawsze było coś czego wcześniej nie widziałem np. pomnik z nazwiskami mieszkańców – wetranów II Wojny światowej. W tej pracy nauczyłem się też języka niemieckiego i podstaw hiszpańskiego, francuskiego i szwedzkiego z lekcji audio, tak by rozumieć co gadają w lokalnym radiu. Uwielbiałem chodzić po sklepach i wyszukiwać towary niedostępne w Polsce takie jak choćby Almdudler dla mnie najsmaczniejszy napój świata, albo próbować oryginalne francuskie Macaronsy, włoską kawę, serbską pljeskawicę. Cudownie było płynąć promem do Szwecji, mieć do dyspozycji kajutę z prysznicem, zszamać obfity obiad, a potem podziwiać szwedzkie drewniane domki i doświadczyć nadzwyczajnej uczynności szwedzkich ekspedientek. Nawet jechanie pociągiem z tirem na wagonie było fajnym doświadczeniem. Zmienne warunki pogodowe, serpentyny Hiszpanii i wielkie stromizny gdzie sztuką było manewrować czy shamować zestaw – to mnie jarało. Niestety, pogorszył się stanu mojego zdrowia i po zaledwie 1,5 roku musiałem zrezygnować. A na dziada trzeba mieć sposób najlepiej przekonać go jak bardzo troszczysz się o jego zestaw, dbasz o dokumentację CMR i tacho, doglądasz każdej usterki i w ogóle. A jak trafisz na idiotę to kluczyki do baku i „rucham ją i pa pa”.