Ludzie jeżdżą do Chorwacji, do Egiptu a ostatnio, modna stała się Albania i Czarnogóra.
Owszem, to piękne kraje, życzliwi ludzie, świetne żarcie i wspaniałe widoki.
Ja jednak, kilka lat temu jeszcze przed pandemią, miałem okazję odwiedzić Kolumbię ale prywatnie, to znaczy, bez pośrednictwa biura podróży.
Spędziłem miesiąc w tym, południowoamerykańskim kraju i połączyłem wyjazd z doszlifowaniem języka hiszpańskiego.
Cóż mogę powiedzieć.
Są miejsca, szczególnie w Medellin, gdzie po zmroku lub nawet za dnia, nie jest bezpiecznie i samemu a szczególnie z kamerą, lepiej się tam nie pokazywać.
Co prawda, przez ostatnie lata, bardzo dużo się tam zmieniło na lepsze i jest o wiele bezpieczniej ale nadal, stosunkowo łatwo można narazić się miejscowym bandziorom, którzy owszem, nie zabiją cię ale po ryju wyłapiesz i stracisz elektronikę oraz kasę.
Na szczęście, nic takiego mnie nie spotkało.
Co ciekawe, tam nadal są rejony, gdzie kult Escobara ma się dobrze a ludzie, mają w domach jego zdjęcia czy inne pamiątki z nim związane.
Społeczeństwo jest dość wyraźnie podzielone. Jedni traktują Escobara niemal jak świętego i czczą jego pamięć do dziś a inni, bardzo mocno wyrażają nienawiść i pogardę, mimo, że facet nie żyje od ponad trzydziestu lat.
Nie trudno odgadnąć, dlaczego tak jest.
Ci, co go kochają to najczęściej osoby wywodzące się z biedoty, wychowani w slumsach Medellin, których rodzice, byli szczodrze obdarowywani przez swojego bohatera a nienawidzący go, to z kolei klasa średnia i bardziej zamożne rodziny, mieszkające w dobrych dzielnicach miasta. Wieli z nich, ma kogoś w rodzinie, kto zginął lub w inny sposób był skrzywdzony przez kartel.
Jednych i drugich, nie sposób pogodzić i to zrozumiałe, bo tak działają podziały społeczne na całym świecie i biedny, nigdy z bogatym nie dogada się.
Jest jednak jedna, wspólne cecha: zarówno ci bogatsi jak i biedniejsi, niechętnie mówią o Escobarze a już na pewno nie z turystami i innymi obcymi a gdy się zorientują, że ktoś jest z USA to już w ogóle nie chcą gadać.
Na szczęście, na Polaka nie reagowali jakoś źle a nawet przyjaźnie.
Gdy bywałem w biedniejszych rejonach Medellin i ludzie dowiadywali się, że jestem z Polski, od razu mówili o Janie Pawle II a dzieciaki o Lewandowskim.
Poznałem pewnego, starszego fotografa, który do dziś, pracuje na kliszach i posiada własną ciemnię.
On, jest miłośnikiem polskiego kina i Polski w ogóle. Trochę mówi po polsku ale nie na tyle aby się w naszym języku dogadać.
Twierdzi, że nasz język jest dla niego za trudny do nauki.
Zaprosił mnie do domu i pokazał kolekcję polskich filmów.
Głównie Polański ale także, co mnie zaskoczyło, był Szulkin czy Bareja.
Wszystkie filmy były z hiszpańskimi napisami i nie wiem, czy to były legalne kopie z oficjalnym tłumaczeniem czy jakieś, miejscowe pirackie produkcje.
Większość była na kasetach VHS ale także płyty DVD.
W ogóle, w jego domu poczułem się jak w latach 80 i to była wyjątkowo fajna wizyta.
Opowiadał mi, że chciałby zdobyć jeszcze trochę filmów z naszego kraju a także muzykę.
Po powrocie do Polski, zrobiłem sporą paczkę z płytami, kasetami oraz słownikiem polsko-hiszpańskim i wysłałem.
Ile ja komisów i bazarów zjeździłem w poszukiwaniu kaset VHS ale udało mi się wypełnić całą listę życzeń 🙂
Po jakimś czasie, otrzymałem od niego piękny list z podziękowaniami, który był napisany częściowo po hiszpańsku a częściowo po polsku.
Mam z nim kontakt do dziś i bardzo cenię sobie tą znajomość.
Latem tego roku, planuję kolejną wizytę w Kolumbii i odwiedziny.
Na pewno znów się zobaczymy i pogadamy w przemiłej atmosferze.
Sporym problemem jest fakt, że on nie ma komputera czy internetu.
Nie dlatego, że nie umie czy nie stać go na zakup bo mimo, że nie jest bogaczem to jakiś, stary komputer mógłby mieć, co nawet mu proponowałem ale on stanowczo odmówił bo traktuje komputery jako zło i poniekąd ma rację.
Tak więc nie ma możliwości kontaktu email, itp.
Na tegoroczny wyjazd, zabiorę ze sobą swój stary aparat na kliszę i już umówiliśmy się na wspólne wypady fotograficzne i wywoływanie zdjęć a że sam także potrafię pracować w ciemni to szykuje się świetna zabawa.
Przygotowałem też niespodziankę w postaci sporego zestawu papierów fotograficznych i klisz, co nawet tam, jest coraz trudniejsze do kupienia i niestety, coraz droższe.
To będą piękne wakacje.
P.S.
Nie miałem odwagi zapytać go o Escobara i jego podejście do niego i chyba nie zrobię tego.
Nie widziałem jednak w jego domu ani jednej rzeczy, mogącej się kojarzyć z Escobarem.
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
No patrzcie, Pan Globtroter z Polski wylądował w Kolumbii, kraju kawy, salsy i… Pablo Escobara. Oj, to musiała być wyprawa godna Barei, tylko zamiast „Misia” masz „Medellin”.
Rozumiem, że Kolumbia to nie Lazurowe Wybrzeże i trzeba mieć oczy dookoła głowy, żeby nie skończyć jak turysta w „Narcos”. Ale ciekawe, że tam dalej trwa kult Escobara. Pewnie dla niektórych to taki Robin Hood w kapeluszu z kokainą, co?
I jak to w Barei, trafiasz na fotografa, fana polskiego kina, który uwielbia Polańskiego, ale Bareja też ma w kolekcji. To dopiero twist! Pewnie ogląda „Miś” z hiszpańskimi napisami i zastanawia się, dlaczego ten polski „śpiewak operowy” tak dziwnie mówi o cmentarzach.
I ten facet żyje jak w latach 80. – bez komputera, internetu, tylko klisze i VHS. To jak podróż w czasie, tylko zamiast DeLoreanu masz samolot do Kolumbii. No i świetnie, że wysłałeś mu tę paczkę z filmami. Tylko ciekawe, czy znajdziesz jeszcze gdzieś kasety VHS – może na jakimś polskim allegro jeszcze leżą.
A teraz szykujesz się na kolejną wizytę. No, to będzie reunion jak z filmu Barei. Tylko pamiętaj, żeby nie zrobić jakiegoś typowego „polskiego numeru” w Kolumbii. Wiesz, nie chcemy kolejnego epizodu „Polskich wakacji w Kolumbii”.
A co do Escobara, to chyba dobrze zrobiłeś, że nie pytałeś. W końcu to trochę jakbyś zapytał dziadka o wojnę – może i ciekawe, ale trochę niewygodne.
No cóż, życzę powodzenia w tych fotograficznych safari i mam nadzieję, że te wakacje będą jeszcze bardziej filmowe niż ostatnie. Tylko uważaj, żebyś nie skończył jako bohater kolumbijskiej telenoweli!
Chyba tylko biedaki tam jeżdżą i jest to modne u Sebixów i innych śmieci.
A co taki zazdrosny jesteś bo ty wakacje spędzasz Przy osiedlowym przy śmietniku.
Skąd wiesz, kurwo? Podsłuchałeś jak Sebix pokazywał kumplom, jak jego pies rucha się w dupsko?
O Kurwa. Kolumbia, Medellin stał się jednym z moich potencjalnych celów na emigrację. Jeszcze tam nie byłem. Czy widać, żeby Klaus Schwab i cała ta śmietanka ze Światowego Forum Ekonomicznego tam ostro już działały. Wydaje mi się, że Ameryka Południowa może być zapóźniona z planami elit o całe dekady.
Fajnie jakby tak było bo już hiszpański mam na B1 właśnie pod kątem spierdollingu do Argentyny lub Chile. Jeszcze myślałem 4 latka na starym kontynencie bo mam kilka takich zakątków co chciałbym pomieszkać w nich po kilka miesięcy i dopiero czmychnąć, ale widzę, że maksymalnie można kwartalnie planować, a dłuższe okresy to bardziej marzenia niż plany.