I znowu nachodzą mnie rozkminy dotyczące mojego życia… chujnia jednym słowem… Nie mogę sobie znaleźć dziewczyny, przez to czuję jak pierwszy raz w życiu powoli popadam w kompleksy, nie wyrabiam na studiach, cały czas dokucza mi brak hajsu. Zapierdalam przez 2.5 miesiąca ostro za granicą żeby uzbierać ~6k pln, absolutny brak wakacji, a moja mama cały czas narzeka że nie ma pieniędzy… Do tego studia bardzo drogie – drukowanie projektów, plansz, ksero, etc. Na studiach nie mam praktycznie znajomych, bo chodzą tu same pojeby – nigdy nie miałem problemu z zaaklimatyzowaniem się z otoczeniem, a tutaj już prawie rok minął i nic. Kumple ze starych czasów dalej się trzymają i jak przyjadę w weekend, to zawsze idziemy w tango. Ale to też lekka przesada, ile można melanżować i palić? Z tego wszystkiego już mi się powoli w głowie zaczyna coś przestawiać, zacząłem ostatnio czytać biblię zainspirowany antyreligijnymi tekstami heavymetalowych zespołów których słucham od zawsze, i czuję, że jestem coraz większym antychrystem… z tym akurat czuję się dobrze. Zdecydowanie za dużo czasu spędzam przed komputerem. Kwejk, facebook etc. czuję, jak mnie to wszystko ogłupia… Nie mam w sobie ani grama no-life’a, ale czas się ograniczyć. See you on the other side, chujowicze
Przytłaczająca egzystencja
2011-07-08 23:4326
73
Jakbym czytała o sobie. Też brak mi kasy, też nie mam nic z wakacji, bo zarabiam, żeby przetrwać na studiach, też zamiast żyć albo chociaż uczyć się – oglądam głupie strony na internecie i najważniejsze: też czuję, że czas coś z tym wszystkim zrobić.
Prawidłowe myślenie: wszyscy są pojebami tylko ja jestem normalny. Brawo!