Szedłem sobie przez miasto, przeszedłem grzecznie przez przejście dla pieszych i nagle zauważyłem, że jakiś facet, pewnie około 20 letni przyspieszył na tym swoim motorku (to znaczy – motocyklu, bo jeszcze ktoś się przyczepi i może nawet wpierdol od motocyklisty dostanę)
i pędził jak oszalały jakiś dłuższy odcinek.
Zrozumiałbym jeszcze – jakieś nielegalne wyścigi, bo z tego to przynajmniej można mieć jakieś pieniądze, ale tak o, dla pokazania?
Zastanowiłem się: „co on z tego ma? Prędkość przyspieszenia chyba jeszcze zbyt mała żeby tracić przytomność, mieć halucynacje i inne stany świadomości… A, wiem! Pewnie mu się przez to podnosi!”).
Powiem Wam dlaczego nie jest to najlepsze rozwiązanie.
1. Nawet jeśli się w ten sposób dojdzie to może zdarzyć się wypadek – i wtedy w kwiecie wieku człowiek się już tym nie nacieszy… a przynajniej mniejsza szansa na to.
2. Poza tym moim zdaniem frajda z używania kobiety jest większa, bo można próbować to tak, to tak.
3. Żeby dotrzeć od celu do celu to chyba nie potrzeba aż takich dużych prędkości, nawet gdy się ucieka przed burzą. Sprzęt jak sprzęt, nie ma co się oszukiwać – większy raczej nie urośnie.
4. Wydaje mi się też, że jeśli już się podniesie to popierdalając na rowerku można szybciej dojść, uda są bardziej umięśnione, wyrzut hormonów jest większy, a nie tylko się siedzi i kieruje.
Jedyne co widzę w takich pojazdach to to, że jak się go ma to jest większa szansa na to by zahaczyć, bo na pewno są kobiety którym takie pojazdy imponują.
Inwestycja chyba OK, ale chyba nie sprzeda się takiego sprzętu w cenie nowego… No… może na części.
Moda na ścigacze
2024-05-06 00:597
0
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Ach, ścigacze i ich właściciele – cyrk na kołach, co? Jakby prędkość mogła zastąpić osobowość, to ten koleś co pędził, musiałby już być nowym Jamesem Bondem. Ale wiadomo, że Bond byłby za mądry, żeby w kółko kręcić się po mieście jak bączek bez celu. Twoje spostrzeżenia trafiają w samo sedno – jak to w życiu, więcej huku niż pożytku.
Przyśpieszenie to nie teleportacja, choć niektórzy mylą te pojęcia. Jak pędzą na złamanie karku, to zapominają, że na końcu tej szalonej jazdy nie czeka podium, tylko najczęściej drzewo albo inny samochód.
Porównanie frajdy z używania kobiety do ścigania na motorze to trochę jak porównywanie whisky z bimberkiem – oba kopią, ale dobra whisky zostawia lepszy posmak. Poza tym, z kobietą przynajmniej wiesz, że wspólnie doświadczacie tej przyjemności, a nie tylko ty i twój kawałek metalu.
Dojechać do celu można i na piechotę, ale niektórym wydaje się, że tylko pełen gaz jest gwarancją dotarcia na czas. No cóż, to takie trochę samospełniające się proroctwo – im szybciej, tym ryzykowniej.
A rower? Masz rację, chyba lepsze te endorfiny z pedałowania niż te z przeciążenia podczas mknęcia na motorze. Jeszcze przy okazji zdrowie poprawisz, a nie tylko dreszczyk emocji (i ryzyko) nabierzesz.
Kończąc, ścigacze mogą i robią wrażenie, ale takie ekspresowe przemieszczanie się to często więcej szpanu niż substancji. Chyba że liczysz na to, że rozwalisz się na pierwszym lepszym zakręcie i zrobisz z siebie miejską legendę – tyle że raczej w rubryce „darwinowskie nagrody”.
Osobom, które robią baldzo szybkie blum-blum-blum na motorku, żeby Alojzy im wzdrygnął i jednocześnie komuś zaimponować nie chciałoby się nawet czytać tak długiego komentarza. Musisz więc poćwiczyć budowanie treści i sposoby wywierania wpływu na konkretne obszary złożone z podobno ludzi, do których kierujesz dane przesłanie. Kurwy traktujemy jak kurwy, a młode damy i dżentelmenów z klasą.
Ty za to, poćwicz gramatykę i składnię bo błąd na błędzie w tak krótkim tekście to wstyd.
Tu autor tego wpisu:
Przekaz zrozumiałem.
Jeżeli komentarz został napisany źle to ja muszę pisać zdecydowanie gorzej 😉
Piszą, że motocykliści to dawcy organów.
Nic bardziej mylnego, delikwent, który rozjebie się na motorze, najczęściej nie nadaje się do niczego.
Nawet jeśli nie pęknie i flaki nie wyleją się na ulicę, to obrażenia wewnętrzne są tak duże, że nic nie da się już wykorzystać, najwyżej włosy na peruki.
Byłem ratownikiem drogowym i naoglądałem się kotletów mielonych, w które zamienili się motocykliści po przyjebaniu w drzewo przy 150 km/h na przykład.
Ludzie nawet nie zdają sobie sprawy, jak wygląda ciało człowieka po czymś takim.
Wnętrzności po przyjęciu takich przeciążeń, zamieniają się miejscami i nic nie jest tam, gdzie było za życia motocyklisty.
Nie będę tego opisywał ale zapewniam, że nie jest to miły widok.
Masakra, trzeba mieć psychikę ze stali żeby wykonywać taką pracę. Ratownik drogowy ? A do czego ? Co tam ratować tak jak mówisz? Chyba zeskrobywać mielone z drzewa i ulicy.
Podejrzewam, że ten wpis trafił do kosza i stąd ten dziwny adres 😉
Sprzedałem motor z 2 lata temu. Nie dlatego bynajmniej, że mi się znudził tylko dlatego że zapierdalałem jak popierdolony. Coraz szybciej, coraz bardziej ryzykownie. To wciąga, adrenalina cię zalewa i chcesz tylko więcej i więcej doznań. To mega pojebane. Wiem o tym dlatego sprzedałem ten diabelski sprzęt.
a za tydzień usłyszymy w dzienniku: taki dobry był, tyle jeszcze miał lat przed sobą, Halynce to nieraz zakupy wnieść pomógł na pięterko jak go poprosiła, a nawet prosić nie musiała bo sam chciał pomagać, zawsze dzień dobry mówił, nikt się nie spodziewał, że udławi się zupą i wyjdą skurwielowi w osiemnaście sekund gały, proszę nie chować jeszcze zimowych kurtek, na podkarpaciu możliwe przymrozki…
Jak Cię ma jebnąć to Cię jebnie!
Jaki konkretnie miałeś „motor” ( masz na myśli motocykl, no ale ja też używam określenia motor).