Wkroczyłem na 12 poziom chujni, jest to chujnia egzystencjalna. Odraza do samego faktu bycia człowiekiem, abdurd istnienia przeszywający do szpiku kości. Znudzenie wszystkim, kompletny bezsens. Wykształciłem się, zarobiłem pieniądze, przeczytałem w chuj dobrych książek, zwiedziłem trochę świata. Marazm, nic nie cieszy, chciałbym nie istnieć. Mam nieodpartą chęć rozkurwienia się na strzępy, wyzwolenia się z tego jebanego worka mięsa.
83
70
Gdybyś zasługiwał na miano magistra, wiedziałbyś, co to nihilizm i umiał zastosować to pojęcie we własnym kontekście…
Hmmm… Po prostu depresja?
polecam twórczość Sorena Kierkegaarda.
Też tak czasem mam, ale pociesza mnie to, że inni mają dużo gorzej zresztą mam taki wewnętrzny motywator i biorę się do roboty 😉 a ty często masz takie poczucie beznadziei? bo to może jakaś depresja czy patologiczna melancholia…
albo choroba dwubiegunowa?
Mam to samo !
wyznajesz platońsko-kartezjański dualizm duszy i ciała, tymczasem po rozkurwieniu się na strzępy umrzesz
tyle twojego gadania, a założę się, że chodzi o to, że jesteś brzydki, nie masz ciziuni i musisz jeździć na ręcznym stąd twoje smuty
A masz kobiete?
To chujnia co najwyżej poziomu 11, który i tak swoim jestestwem wykracza poza skalę. Zrównanie się chujnią z poziomem 12 jest niczym innym jak punktem w czasie, kiedy następuje zgon chujowocza, jego przejście pomiędzy stanem żywym, a stanem martwym. Pozdrawiam wszystkich chujowiczów, Autor Chujowej teorii życia (12 poziomów chujni).
a może ci szpary brakuje?
umówmy się
Może brak ci baby?
Ja się nie wykształciłem, nie zarobiłem pieniędzy, zwiedziłem tylko pierdoloną Słowację za całe życie i uwierz mi wolałbym Twoje problemy. Weź się w garść i nie pierdol. Poeksperymentuj z narkotykami jak już się ustawiłeś. Pewne rzeczy sobie wtedy uświadomisz, serio.
Jestem naukowcem (jak więszkość tu na chujni) i powiem ci, że za słabo ruchasz. A poza tym to zwiększ masę.
słuchasz moonlightu?
masz depresje
@14 ;D
Jeżeli to prawda, to masz najzwyklejszą depresję. Z takim gównem można się obudzić dosłownie z dnia na dzień. Zaburzenie w przepływie serotoniny pomiędzy neuronami. Idź do lekarza, 3-4 miesiące na całkiem dobrych proszkach i po sprawie.
Czułam się tak samo, jak Ty. Myślałam, że wyjdę z tego o własnych siłach. Na szczęście, może w ostatniej chwili, zgłosiłam się do psychiatry. Od 1,5 miesiąca biorę leki i już jest lepiej. Jeszcze trochę potrwa zanim życie znów zacznie mnie cieszyć, ale wiem, że tak się stanie. Dodatkowo zaczęłam korzystać z pomocy psychologa, aby nie poprzestać tylko na farmakologii. Powoli rowiązuję supły na swojej duszy… Szczerze Ci radzę – poszukaj pomocy u specjalistów, sam nie dasz rady. Życzę powodzenia!
Wiem o czym mówisz stary – ja chleję, to pomaga