Moja chujnia polega na tym, że zaczyna do mnie docierać jak chujowe jest bycie jedynakiem i brak rodzeństwa. Wiadomo, że w dzieciństwie się z tego cieszysz, bo wszystko jest dla Ciebie. Problem w tym, że na dłuższą metę to ryje łeb, bo obcy ludzie zawsze mają cię gdzieś, na znajomych, czy nawet przyjaciołach też wydaje się, że można polegać, ale jak przychodzi co do czego to często okazuje się, że nie. Ja np. nie wiem czy mógłbym polegać na swoich, nie wyrokuje i nie oskarżam, bo tego nie sprawdziłem, ale znam naturę ludzi i wiem, że gdyby przyszło co do czego to mógłbym się równie dobrze pozytywnie zaskoczyć jak i sromotnie przejechać.
Problem polega na tym, że dociera do mnie w jakiej dupie jestem, bo moi rodzice zaczęli się starzeć i mieć problemy ze zdrowiem. Funkcjonują sami i myślę, że jeszcze długo tak będzie, ale w razie czego to ja wiem, że nie będę potrafił ich olać i zostawić chorych, nie jestem takim typem człowieka i jestem pewien, że jeśli zachorują na jakieś ciężkie choroby, np. neurodegeneracyjne, czy upośledzające funkcjonowanie to będę w czarnej dupie. Nie mam nikogo kto mógłby mnie w tym wesprzeć.
Kiedyś jak u nas jedna osoba w rodzinie zachorowała na coś takiego to zajmowaliśmy się nią na zmianę, a i tak było ciężko, potwornie ciężko. Jakbym musiał coś takiego robić sam to byłbym kompletnie w 4 literach, a zapewne mnie to czeka. Jakieś ośrodki czy wynajęcie osoby do tego to pewnie kosztowałoby mnie więcej niż moja pensja. Gdybym miał rodzeństwo to nie oznacza wcale, że by się nie wypięli, bo znam takie sytuacje, ale też nie jest powiedziane, że nie pomogliby, bo u nas w rodzinie zawsze wszyscy stawali na wysokości zadania, gdy ktoś z najstarszych był chory.
Poza tym jest też wiele innych rzeczy. Jak jest dobra relacja z rodzeństwem to z czasem może stać się przyjacielem. Taką więź trudno stworzyć. Mam dwóch dobrych kumpli, których mega szanuje i nie mam im kompletnie nic do zarzucenia, zawsze byli w porządku, ale nie można nawet oczekiwać od kogoś z kim nie łączą Cię więzy rodzinne takich przysług jak od braci, sióstr i rodziny, bo to nie wypada.
Kolego, nie znam nikogo kto dobrze żyje w dorosłym życiu ze swoim rodzeństwem. Łącznie ze mną.
Polecam sprawdzenie kolegów możesz sprawdzić i okaże się że chuja są warci ale przynajmniej będziesz pewny bo tak masz złudzenia
Ja mam przyrodniego brata i jeżeli umrę bezpotomnie to dostanie w swoje łapska cały mój majątek przekazywany w mojej rodzinie z dziada pradziada. Masakra.
Krzysiek, prawiczek, 31 lat
Cały mająteczek leci do ciebie jedynku. Ciesz się, bo wiesz rodzeństwo niby się wspiera, ale jak przyjdzie do podziału majątku, to zawsze relacje zniszczy i to trwałe. Każdy kijek ma dwa końce.
Mój ma jeden…
Znam tylko bardzo nieliczne przypadki, w których w dorosłym życiu rodzeństwo dogaduje się zajebiście (a te nieliczne i tak mogą przecież być pozorowane). Mówię o prawdziwie fajnych relacjach, a nie odwiedzinach „na odpierdol” 2-3 razy w roku na święta „bo rodzina” to coś tam trzeba (chuja tam trzeba!). Szanse na najlepsze relacje masz z ludźmi, których w pełni sam sobie dobierzesz, a nie rodziną czy znajomymi, których bez wyboru dostałeś od losu (podwórko, szkoła, studia, praca). To mi się w dorosłości podoba najbardziej, że od tej pory uczysz się tylko tego co chcesz, a nie to co każą, mieszkasz tam gdzie chcesz, a nie tam gdzie stary nie zdążył wyciągnąć Euzebiusza i otaczających cię ludzi możesz sobie dobrać kurwa nawet co do wzrostu i rysów twarzy. Dorosłość jest przecudowna (przy założeniu, że nie zaliczasz się do kurwobiedactwa i nie schodzisz poniżej dyszki netto) —_—
Niewiem co masz na myśli mówiąc dobre relacje. Czy to że całujemy się po dupach i słodko pierdzimy od świtu do nocy, nawet jak jest bardzo źle, czy spowiadaniu się w jakiej pozycji wczoraj ruchalisamy i z kim, czy na kupowaniu sobie drogich rzeczy, czy wreszcie na lojalności, zaufaniu, bezpieczeństwie.
„Dobre relacje” to pojęcie względne.