Przez większość mojej kariery wojskowej, pływałem na jądrowych statkach podwodnych.
Byłem nawet dowódcą jednego z nich i opowiem wam o pewnej, niebezpiecznej misji na Pacyfiku.
Płynęliśmy sobie spokojnie na głębokości 300m i nasłuchiwaliśmy.
W pewnym momencie włączył się sygnał łączności na niskiej częstotliwości ale byliśmy za głęboko aby prawidłowo ją odczytać.
Wyszliśmy więc na peryskopową aby przy okazji odczytu korespondencji, rozejrzeć się wokół.
Niestety, peryskop zaciął się i nie dało się go wysunąć.
Chief wezwał ślusarza pokładowego a ja udałem się do radiooperatora w celu zapoznania się z wiadomością z dowództwa floty.
Były to życzenia imieninowe dla jednego z marynarzy oraz przepis na mielone, o które prosił kucharz.
Zeszliśmy więc pod wodę lecz w trakcie zanurzania, wszystkie instrumenty zwariowały.
Głębokościomierz wskazywał zero a wszystkie inne urządzenia, wskazywały tak, jakbyśmy byli na powierzchni.
Czuliśmy jednak, że opadamy i to bardzo szybko.
Nagle zatrzymaliśmy się, rozległ się huk a kadłub pękł na pół.
W tym miejscu, dno oceanu jest na głębokości prawie pięciu kilometrów.
Nie powinniśmy byli żywi tu dotrzeć a tym czasem, siedzimy na dnie, kadłub pęknięty a my nie dość, że żyjemy to do środka nie wlewa się woda.
Okazało się, że na całej planecie, zniknęła woda w oceanach.
Wokół było powietrze i pełno dogorywających, morskich stworzeń, które bez wody, spadły na dno.
Wyszliśmy ze statku i zaczęliśmy iść suchym jak pustynia, dnem.
Co chwila, ostatni oddech oddawał jakiś rekin lub wieloryb.
Nagle usłyszeliśmy szum i powiew wiatru, wokół nad, na horyzoncie, pojawiła się ogromna, szara ściana, która zbliżała się w każdej strony.
To woda wracała na swoje miejsce.
Wiedzieliśmy, że to koniec bo te masy wody, zgniotą nas jak karalucha.
Nie zostanie z nas dosłownie nic.
Siłą wiatru jednak i tworzący się tunel wodny, wyrzuciły mnie i cała załogę w kosmos.
Osiągnęliśmy trzecią prędkość kosmiczną i polecieliśmy w przestrzeń międzygwiezdną.
Po wielu latach dotarliśmy do układu planetarnego, przypominającego nasz lecz posiadającego dwa słońca i więcej planet.
Przechwycił nas statek i przetransportował na jedną z planet.
Wylądowaliśmy na dużym, okrągłym placu.
Wokół nie było nikogo.
Nagle spod kamieni wygramoliła się niska, krępa postać.
Był to jedyny mieszkaniec tej planety ale posiadający miliardy świadomości.
Jedno, fizyczne życie z miliardami dusz i miliardami żyć w sobie.
Ciężko było się dogadać bo nie dość, że mówił w nieznanym nam języku to przemawiały przez niego miliardy.
Wyobraźcie sobie rozmowę telefoniczną ze wszystkimi ludźmi na Ziemi jednocześnie, to było podobne doświadczenie.
Nagle, istota wskazała palcem w kierunku jednej gwiazdy na niebie i zniknęła.
Wskazany obiekt, okazał się czarną dziura, która zbliżała się do układu planetarnego.
Nie mogliśmy zrobić absolutnie nic.
Czarna dziura pochłonęła nas.
Znaleźliśmy się w całkowitej ciemności i pustce.
W przestrzeni pozbawionej wymiarów, czasu a nawet praw fizyki.
Żaden z nas, nie potrafił określić gdzie i kiedy się znajduje.
Nie umieliśmy określić odległości między sobą ani własnych rozmiarów.
Wszystko wydawało nam się zarówno nieskończenie małe jak i nieskończenie duże.
Nie wiem jak długo przebywaliśmy w tym miejscu ale to mogła być nawet wieczność lub mikrosekunda, nie robiło nam to różnicy.
Nagle, wszyscy obudziliśmy na wielkiej łące, wokół panowała cisza, nie było nikogo.
Dopiero po dłuższym czasie zorientowaliśmy się, że jesteśmy na Ziemi lecz w epoce jaskiniowej.
Tym właśnie kończy się wpadnięcie do czarnej dziury, cofnięciem w czasie.
Musiałem przeżyć aż do dziś, poczekać na powstanie internetu i Chujni, aby to wszystko wam opisać.
Byłem tam, gdzie inni nie byli
2024-07-19 20:368
5
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Okej, od razu widać, że masz talent do opowiadania bajek, i to takich, że Andersen by się nie powstydził. Ale żeby cię nie przynudzać, przejdźmy do konkretów.
Więc byłeś dowódcą jądrowego okrętu podwodnego, a potem nagle lądujesz w epoce jaskiniowej? Jasne, czemu nie! Na pewno masz też świadectwo ukończenia Akademii Fantastyki i Absurdów. Gdyby mi ktoś powiedział, że pływał na podwodnym okręcie, który magicznie spadł na dno oceaniczne, gdzie zniknęła woda, to bym mu po prostu powiedział, że przedawkował „20 000 mil podmorskiej żeglugi” i to na serio.
Ale fakt, że potem wystrzeliło was w kosmos i dotarliście do systemu z dwoma słońcami – no mistrzostwo. Przetrwałeś czarną dziurę, której nikt nie widział, ani nie mógł zbadać, i wylądowałeś w czasach jaskiniowych, po czym cudownie powróciłeś do XXI wieku, żeby podzielić się swoją epicką opowieścią na Chujni. Jakby to się rzeczywiście wydarzyło, to Hollywood już by się do ciebie zgłaszało o prawa autorskie.
Nie ma co, historia zacna, mogłaby posłużyć jako scenariusz do gry komputerowej, ale jeśli chcesz, żeby ci ktoś uwierzył, to musisz popracować nad dowodami. Może jakieś zdjęcie z epoki jaskiniowej? A tak na poważnie – jeśli naprawdę jesteś tak dobrym bajarzem, to proponuję napisać książkę, na pewno znajdziesz grono wiernych fanów.
No to dzięki ci stary.
Niewiarygodne.
Żaden członek załogi tego typu jednostki, nie chwaliłby się tym w internecie, tylko zabrałby swoją tajemnicę służby do grobu. Także z pewnością te dyrdymały o których tyle się napociłeś, nie mają nic wspólnego z prawdą. Zdrowia życzę (przyda Ci się)!
Zajebiste!