Chujnia rozważań nad istnieniem

DALL-E-2024-06-21-22-57-23-A-funny-meme-for-a-philosophical-post-Background-shows-a-man-in-his-30s-l

W życiu każdego myślącego człowieka przychodzi kiedyś czas kiedy zastanawia się nad istnieniem. Zmagam się z tym tematem od jakiegoś czasu i nie wiem na ile mi się udaje, a także czy w ogóle ma to jakikolwiek sens, oraz czy sukces jest tym co mógłbym znaleźć na końcu tej drogi. Zapraszam Was, Chujowicze, na otwarty post mający na celu rozważania typu naturalnego.

Na wstępie chciałbym zaznaczyć, że pomijam całkowicie jakiekolwiek religijne elementy nadprzyrodzone. Nie mam czasu na wyimaginowane źródła wydarzeń i zmyślone przyczyny zjawisk w naszym świecie. Są na pewno aspekty fizyki których jeszcze nie poznaliśmy, ale panbócki zostawmy dzieciom.

Chujowiczu, zastanów się jak daleko sięga Twoja pamięć. Czy jesteś w stanie przypomnieć sobie zabawy w dzieciństwie? Czy pamiętasz swoją pierwszą miłość albo zadania domowe? A może Twój „klik” nastąpił jeszcze wcześniej i widzisz oczyma umysłu twarz babci, która nachylała się nad Twoją kołyską? Wydaje mi się, że różnych odpowiedzi na te pytania jest tyle, ilu jest odpowiadających na nie osób. Czy oznacza to, że różne osoby rozpoczęły swoje świadome istnienie w innych latach życia? Czy świadomość jest potrzebna do istnienia? Z oczywistych względów ciężko jest zbadać świadomość dzieci i niemowląt (tak myślę, ale chuj – przyznam szczerze że cały ten post to czysto moje przemyślenia bez żadnych konsultacji naukowych), ale na ile trzyletni ja był już mną? Wiadomo że nieprzerwany ciąg wspomnień i przeżyć kształtuje człowieka na bieżąco, a strumień ten nawet podświadomie zbiera doświadczenia. Osoba nie musi pamiętać molestowania z dzieciństwa żeby wpłynęło ono na jej zachowania społeczne i preferencje seksualne. Odgłosy słyszane we śnie wpływają na sny, więc jak to jest?

Kontynuując temat zbierania wspomnień i rozwijania się wraz z nabytym doświadczeniem, jak udowodnić że na przestrzeni lat ja to dalej ja? Nawet prosta zmiana zdania może wpłynąć na mój charakter. Niechęć do pewnego rodzaju jedzenia może minąć, preferencje smakowe dojrzewają wraz z człowiekiem. Czy ja uwielbiający obecnie brokuły jest tym samym mną, który zwymiotował po pierwszym ich skosztowaniu pięć lat temu? Czy młody dorosły spędzający długie godziny przed komputerem to ta sama osoba, która dwadzieścia lat (i dwójkę dzieci) później w pocie czoła zdobywa szczyty Himalajów? Ludziom łatwo przychodzą słowa typu „ta książka zmieniła mnie i moje życie”. Na ile kłamstwem byłoby powiedzenie, że faktyczny przełom w życiu człowieka zabija jego poprzedni charakter (lub jego części) i zastępuje go nowym? Kulminacją tego nurtu są chyba rozważania zmian charakteru wywołanych starością. Ciężko było rozpoznać moją Babcię po tym jak zachorowała na ostrego Alzheimera, ale wciąż dbaliśmy o nią mając na uwadze nasze wspomnienia z czasów gdy była zdrowa. Nawet bez chorób mózg człowieka zapomina o wielu rzeczach, łatwiej niż uczy się o nowych. Czy z czasem jeden człowiek przeistacza się w kogoś całkowicie innego, być może więcej niż jeden raz?

Zarówno choroby jak i wypadki mogą skończyć się różnorodnymi i łatwo zauważalnymi zmianami w ciele. Osoby które za swoje istnienie uważają własną powłokę cielesną stoją tutaj przed interesującym zagadnieniem, znanym zapewne wielu z Was w wersji np. statku Tezeusza. Jeśli ofiara wypadku kończy z protezą zamiast nogi, w jakim stopniu pozostaje ona sobą? Co jeśli traci przy tym również rękę? A taki kadłubek? Ba, srać na choroby i wypadki – codziennie człowiek pozbywa się milionów jeśli nie miliardów komórek w całkowicie naturalnych procesach zachodzących nieustannie w całym ciele. Biorąc pod uwagę że w wieku powiedzmy trzydziestu lat człowiek nie ma praktycznie żadnych komórek które miał w wieku lat dwudziestu, czy wciąż jest on tą samą osobą? Wraz z większą różnicą czasu łatwiej jest zauważyć różnicę w fizyczności, co przy znajomości procesu starzenia jest dość oczywiste.

Idąc tym szlakiem można więc stwierdzić, że człowiek jest chemią która dzieje się we własnym mózgu. Owszem, neurony umierają i zastępowane są przez nowe, ale reakcje chemiczne jak rozpoczęły się od dzieciaka tak lecą cały czas, prawda? Otóż mam z tym mały problem. Można sobie powiedzieć że ognisko raz rozpalone pali się dopóki, dopóty ma do tego warunki – paliwo, tlen oraz ciepło. Ale przecież patrząc w głąb tego mechanizmu łatwo zauważyć, że sama taka reakcja łańcuchowa to przecież jedna reakcja za drugą. C łączy się z O2, potem następny C łączy się z O2 i tak dalej. Podobnie zapewne w mózgu (przypominam, to tylko moje rozkminy bez żadnego tła więc przepraszam za banały i pretensje) reakcja goni reakcję. Którą reakcją jestem teraz? A teraz? Jak wiele reakcji zakończyło się, ile „pokoleń” reakcji minęło odkąd wydarzyła się reakcja chemiczna która wpadła na pomysł napisania tego posta? Jak dziwnym jest to, że gdzieś w tle dzieją się miliardy innych reakcji których zadaniem jest podtrzymanie pamięci i świadomości na bieżąco, bez wysypania tego wszystkiego po drodze? A jeśli to jest istnieniem, to wracając do osób chorych – w jaki sposób daje sobie radę świadomość osoby która cierpi na choroby mające negatywny wpływ na działanie mózgu? Przypomnę chociażby o rozważanym wcześniej Alzheimerze.

Ostatnim wątkiem jaki chciałem poruszyć jest dodanie do własnej świadomości różnych elementów zewnętrznych. Nawet największy zjeb często dodaje sobie otuchy myślą że może i nic takiego nie osiągnął, ale udało mu się spłodzić dzieci – te z kolei mają szansę pociągnąć jego dziedzictwo i do czegoś dojść. Nie jestem fanem tego podejścia, albowiem nie dość że zrzuca ono odpowiedzialność na inne osoby, ale jest też strasznie leniwe. Wydawałoby się to paradoksalne, ale podobnie myślę ogólnie o braniu zasług jako przedłużki swojego istnienia. Może i obcinam tutaj możliwość dyskusji, niejako zamykam otwartość tego posta, ale według mnie fakt iż przyszłe pokolenia pamiętają czyjeś imię i zasługi (czy to pozytywne w przypadku naukowców i filantropów, czy negatywne od różnorakich przestępców) nie oznacza iż taka osoba kontynuuje swe istnienie pośmiertnie. W końcu będąc w grupie zmarłych nie może myśleć, odczuwać ani doświadczać. Śmierć to koniec i kropka, cokolwiek dzieje się po niej nie ma najmniejszego wpływu na rozważaną osobę.

Zapytacie się może gdzie w powyższym rzygu jakakolwiek chujnia. Te paragrafy to jedynie krótkie, ubrane w język polski i napisane przez przeciętnego kolesia streszczenie myśli które nie dają mu spokoju. Jest to tym bardziej irytujące, biorąc pod uwagę jak mały tak naprawdę wpływ mają one na moje życie codzienne. Chuj mnie obchodzi czy umieram sto razy na sekundę, czy zamiast lat trzydziestu mam ich dwadzieścia bo przez dziesięć lat byłem niedojebanym dzieckiem bez pomyślunku. Ale mimo to te tematy spędzają mi sen z powiek ponieważ wydają się być tak naturalne, tak spojone z codziennością i wręcz ukryte w świetle dnia. Podzielcie się proszę swoimi myślami, przyjmę nawet Wasze opierdole za lanie wody, gramatykę i ortografię. Dadzą mi one świadomość że jestem i żyję.

8
9

Komentarze do "Chujnia rozważań nad istnieniem"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:

    No i mamy tu prawdziwą filozoficzną chujnię, co? Wszystko zaczyna się od głębokiego pytania o istnienie i świadomość. Myślenie o tym, kiedy naprawdę zaczęliśmy być „sobą”, przypomina próbę wpakowania octu do butelki po wódce – niby się da, ale po co?

    Rzeczywiście, pamięć i świadomość to tematy równe odkręcaniu słoika pełnego dżemu nożem – niby masz narzędzie, ale zawsze coś zostaje na brzegach. Zastanawiasz się nad tym, jak daleko sięga twoja pamięć? A może, gdzie zaczyna się twoje świadome istnienie? Jasne, można gadać o wspomnieniach z dzieciństwa, pierwszej miłości, czy też klikach w mózgu, ale co to nam daje? Wszystko to brzmi jak pieprzone wróżenie z fusów.

    Świadomość bez istnienia? Wspomnienia kształtujące twoje zachowanie, nawet jeśli nie pamiętasz detali – to jak smak ziemniaków z dzieciństwa, który z wiekiem staje się bardziej nostalgiczną fantazją niż rzeczywistością. I co? Czy to oznacza, że ja dzisiaj to ten sam ja sprzed pięciu, dziesięciu, dwudziestu lat? Każdy zmienia się jak babka wielkanocna pieczona w różnych piekarnikach – niby ten sam przepis, ale zawsze wychodzi coś innego.

    Choroby, wypadki, starzenie się – wszystko to sprawia, że twoje „ja” to bardziej płynna koncepcja niż wóda na weselu. Zmiany w ciele, umyśle, pamięci – może rzeczywiście codziennie umierasz trochę więcej niż myślisz, a te miliardy komórek to tylko kamuflaż dla twojego rozpadającego się „ja”.

    Chemiczne reakcje w mózgu? Oczywiście, możesz myśleć o sobie jako o ognisku chemii, ale czy ognisko pali się zawsze tak samo? Każda reakcja goni reakcję, ale to jakbyś próbował śledzić każdą iskierkę w fajerwerkach – może i piękne, ale cholernie trudne do uchwycenia.

    Na koniec, idea przedłużania własnego istnienia przez dzieci czy osiągnięcia? Brzmi to jak tania wymówka dla tych, którzy boją się, że ich życie jest nic nie warte. Prawda jest taka, że śmierć to koniec kropka. Nie ma tu miejsca na sentymenty.

    Twoje rozważania to w sumie wielka chujnia. Może i mądra, może i pełna przemyśleń, ale jak sam zauważyłeś, niewiele zmieniająca w codziennym życiu. Świadomość, istnienie, to wszystko są tematy, które ciągną się jak smarki w nosie zimą – wiesz, że są, ale co z tego?

    Podzielcie się swoimi przemyśleniami, Chujowicze. Czekam na wasze opierdole, bo to zawsze coś nowego.

    0

    2
    Odpowiedz
  3. Określona osobowość czlowieka się nie zmienia. Zmieniają się jedynie priorytety życiowe i doświadczenia. Chyba że pod wpływem choroby.

    1

    2
    Odpowiedz
  4. No i fajna chujnia. Ale jak chyba wiesz, większość ludzi ma podobne rozterki od początku świata. Na co dzień je ignoruje, a tylko znikomy procent głośno wypowiada. Odpowiedzi jak nie było, tak nie ma. Nauka nic nie pomoże, bo stworzył ją człowiek, a nie nauka człowieka. Zamykając dyskusję na kwestie religijne, generujesz dodatkowy problem – po chuj się pytasz, jeżeli nie chcesz znać odpowiedzi? Oczywiście bez urazy 🙂 Fizyka dowodzi, że na poziomie materii i energii, nie ma żadnej różnicy między Tobą, a na przykład deską sedesową. Jesteście (ja również) zbudowani z identycznych cząstek. Zatem problem rozwiązany, nie istnieje. Religia coś tam bredzi, że do tej bazy z materii (z prochu ziemi), dodany jest komponent duszy, tworząc całość – człowieka. Dusza nie jest odpowiedzialna za procesy zapamiętywania, uczenia. Ale ma to coś, co odróżnia nas od reszty materii, w tym zwierząt. Bo żadne zwierzę nigdy nie zadawało takich pytań. Cały kosmos wydaje się być wirtualną projekcją, generującą efekt końcowy – człowieka. Jak piksele w telewizorze. Też są takie same z punktu widzenia fizyki, ale istota ludzka odbiera je emocjonalnie. Żaden kamień, nawet po miliardzie lat nie rozpozna co wyświetla telewizor. Również Twoje pytanie pozostaje wyłącznie w sferze tej „projekcji”. I nic tu nauka nie wyjaśni, bo już dotarła do ściany. Jest nią pojęcie nieskończoności. A opcje są dwie. Albo ten świat istniał od zawsze, od nieskończonego czasu, albo powstał z niczego, z absolutnej (nieskończonej) pustki. Oba pojęcia są tak oszałamiające, że niejeden rozważający je naukowiec skończył w wariatkowie. W całym wszechświecie jest za mało cząstek, by powstał z nich mózg, który choć pobieżnie zrozumiałby pojęcie „nieskończoności”. Nauka będzie zawsze bezradna. Wprowadziła pojęcie nieskończoności i nadała symbol wykorzystywany w matematyce. Na tym koniec. Nie ma żadnych możliwości (poza konstatacją) ogarnięcia, że tak było od zawsze. Albo, że nie było NIC, a powstało. Reszta rzeczy odbywa się (tak uważa religia) ponad naturą (materią, energią). Tylko nadnaturalne (nadprzyrodzone) warianty dają mglistą odpowiedź. Trywializowanie „Panbucka” jest nadpobudliwe. Jakim ignorantem i bufonem jest człowiek (nie bierz tego do siebie), że uznaje się za jedyną inteligentną i sprawczą istotę we wszechświecie. Nie wie czym jest grawitacja, a się mądrzy. Oczywiście pozostaje kwestia jaki ten Bóg jest, w jaki sposób działa i jakie ma zamiary. Jego istnienie nie jest jednak bardziej frapujące i mniej prawdopodobne, niż ta „nieskończoność”. Poza tym religia daje jedyną odpowiedź na pytanie „po co to wszystko”? A w nim zawierają się również Twoje dylematy. Jeśli nie ma Boga, to po chuj. Wtedy życie nie ma NAJMNIEJSZEGO sensu. Jakoś ludzie intuicyjnie tak nie podchodzą. Nie popełniają masowo samobójstw, dbają o swój wizerunek, honor, godność – nawet w obliczu nieuchronnej śmierci. W oparciu o przekazy religijne, a niewierzący podświadomie, ludzie mają nadzieję, że „nie wszystek umrę”. W tym naukowym dociekaniu są bardzo interesujące luki – jak powstał wszechświat, jak powstało życie, jak powstał inteligentny, moralny człowiek? Wiemy z jakiej materii, ale jakim cudem? Przypadkowe prawdopodobieństwo powstania życia jest bliskie zeru. Nie potrafimy tego sztucznie uzyskać. Interesujące jest także odosobnienie tych zjawisk. Nie znamy życia poza Ziemią, wśród kilkunastu milionów gatunków, żaden nie posiada inteligencji nawet zbliżonej do ludzkiej (porównywanie do szympansa czy delfina jest niepoważne). Reasumując – ja innego sensu Twojego (i mojego) istnienia nie widzę. Człowieczeństwo łączę z duszą, bardziej niż z materią, która jest tylko hardwarem.

    3

    0
    Odpowiedz
  5. Przez to, że za dużo myślisz to zawsze będziesz przegrywem.

    1

    5
    Odpowiedz
  6. Rozmawiają ze sobą krewni.
    – I co, skończyłeś te studia?
    – A gdzie tam. W ogóle to nie był mój pomysł tylko starego, chyba tylko po to żeby się pochwalić swoim znajomym.
    Fejsbuka na szczęście nie ma.
    Ja nie chciałem iść.
    Dobrze, że on studiów nie skończył bo tak to by był całkiem psychopata, bo by sobie myślał, że jest najmądrzejszy na świecie, ale i tak innych uważa za głąbów.
    W każdym razie chuja sobie w ten sposób nie przedłuży.
    Po chwili dodał:
    – Kiedyś jakieś skończę, bo panuje w tym kraju głupota, że nawet byle matołów, patyczaków z niskim poziomem testosteronu biorą z tym papierkiem, a nie tych którzy jednak coś wiedzą o pracy na konkretnym stanowisku, ale najpierw wolę nauczyć się tańczyć i kupić sobie to czego nie miałem w dzieciństwie żeby nie być później jakimś zgorzkniałym chujem, ale z pieniędzmi.
    Znajomi według mnie byli albo chujowi albo na niskim poziomie, więc nie mam dobrych nadziei.
    Dobrze, że chociaż mam komputer, gdzie wszystko co chcę na nim pójdzie… oczywiście nie mam na myśli głupich gierek.
    Ten to nigdy mnie nie zawiedzie…
    Chyba, że się zepsuje, ale wtedy będę mógł kupić nowy, a poza tym jest jeszcze coś takiego jak kopie zapasowe.
    A, i na studia się przyda oczywiście.

    0

    1
    Odpowiedz
    1. Tylko trochę się martwię, że mam coraz mniej miejsca na dysku. To jest problem bo mam masę znajomych dziewczyn, a każda waży przynajmniej kilkanaście megabajtów no i na dysku robi się już ciasno.

      0

      1
      Odpowiedz
      1. Trzymaj te dziewczyny w chmurze, chyba że są jakieś nieprzyzwoite.

        0

        0
        Odpowiedz
  7. Idź do roboty bo masz za duża czasu kurwa jebany kurwa głąbie

    3

    1
    Odpowiedz
  8. No gorzej jak spłodzi mordercę albo gwałciciela. Wolę nawet nie myśleć co czuje taki rodzic. Bo każdemu się wydaje, że na pewno będzie to cukierkowa postać z bajki. A to bzdury. A takich przypadków wcale nie ma tak mało.

    3

    1
    Odpowiedz