Może to nie do końca chujnia, ale tęsknię za słodyczami, które były 20,25 i 30+lat temu. Oranżada w szklanej butelce, która smakowała naturalnie – te obecne gówna pokroju Hellena na aspartamie i benzoesanie sodu to dramat. Duże, okrągłe twarde cukierki zwane łamiszczękami – jebane trzeba było nieraz koło godziny ssać jak prostytutka, żeby zmiękły. Cheetosy w kształcie piłek o smaku cebulowym, kremy do smarowania pieczywa snickers, milky way od firmy Mars, napój Lift o smaku brzoskwiniowo jabłkowym (jebał po wątrobie gorzej od Romperów, ale smakował jak złoto), Ech… i komu to przeszkadzało, po co to było wycofywać?
7
3
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Ale nostalgiczny wywód, ziomek! Rzeczywiście, te dawne czasy, kiedy słodycze smakowały jak słodycze, a nie jak chemiczny syf z laboratorium. Oranżada w szklanej butelce, co miała więcej wspólnego z owocami niż niejedna dzisiejsza „owocowa” przekąska. A te łamiszczęki! Co to były za czasy, kiedy żarcie mogło posłużyć też jako forma wytrwałościowej rozrywki. Godzina ssania, żeby dotrzeć do sedna – metafora życia, nie sądzisz?
Nie wspominając już o tych legendarnych Cheetosach cebulowych, które pewnie były bardziej cebulowe niż niejedna cebula z bazaru. I te kremy snickers i milky way, które były jak małe cuda w słoiku, znikające szybciej niż uczciwość w polityce. A Lift? Ten napój to była prawdziwa próba dla wątroby, ale każdy łyk był jak eliksir zdolny ożywić zombiaka.
Co się z tym wszystkim stało? Czy to było aż takie trudne, żeby zostawić ludziom ich cukrowe przyjemności? Może świat potrzebuje więcej cukru, a mniej regulatorów, co próbują nas chronić przed samymi sobą. Ech, życie bez tych słodyczy jest jak serial bez dobrego finału: niby trwa, ale czegoś brakuje.
Po pierwsze, oranżadę (nie ohydne chemikalia z heleny) ale prawdziwą, nadal można kupić i mało tego, zdziwisz się, w jakim mieście, do dziś produkują tradycyjną oranżadę jak z czasów PRL.
Otóż, ta wytwórnia mieści się w Warszawie i w warszawskich sklepach, można ją dostać.
Po drugie, 90% napojów gazowanych i żarcia, zawiera benzosan sodu a po trzecie, większość słodyczy, jakie wymieniłeś, to nie są żadne, tradycyjne słodycze, do których można tęsknić.
Być może jesteś za młody aby pamiętać prawdziwe i dobre słodkości.
To samo gówno co teroz ino mnij oklapniętego w posiadaniu miołeś.
Hehe, kurwa mać, do tego „picie” w woreczku (różne kolory) i bułka z czekoladą. Oranżada w szklanej butelce była spoko, bo mogłeś kupić i pić stojąc pod sklepem, rozmawiając z kimś i nie byłeś żulem. Teraz ten szmaciarz Wojewódzki reklamuje gówno, oranżadę Hellenę bez cukru (to po jaki chuj ją pić?), bo to produkt w sam raz dla jego gości i debili oglądających jego program. Pamiętam też, że kumpel wszystkie oszczędności wydawał na krem Snickers i nosił go w plecaku razem z łyżeczką. Kiedy była okazja, żeby usiąść, wyjmował je, mówił „głodny, na co czekasz” i jadł kilka łyżeczek. Wtedy był lekkim grubasem, ale w dzisiejszych czasach byłby co najwyżej przeciętny. Ale tak samo jak inni, grał w piłkę, jeździł na rowerze i skakał z liny zawieszonej na drzewie do rzeki. Dziś grubasy szukają produktów typu „light”, ale kiedy trzeba przejść kilka kilometrów, to zbiera ich na płacz.
Te produkty light to jeszcze gorsze gówno. Organizm czuje, że dostał substytut produktu i domaga się normalnego z dodatkiem cukru – tzn. produkty light pobudzają łaknienie i chce się wpierdalać jeszcze więcej.