Egzystencjalny śrut, czyli pytanie o sens

Czy zastanawialiście się kiedyś nad sensem życia? Czy jest nim miłość,
pomoc innym, rozwój wiedzy, a może coś zupełnie innego? Życie każdego z nas zatacza pewien krąg- rodzimy się, jesteśmy dziećmi, dorastamy, zdajemy sobie sprawę, że nasz czas jest ograniczony, starzejemy się, w zasadzie każdy dzień zbliża nas do śmierci. Jak ona wygląda jako proces, co wtedy czujemy, czy jesteśmy jej świadomi? Czy to możliwe, że jesteśmy tylko biologicznym zlepkiem kości, mięśni i tłuszczu, powleczonym w owłosioną skórę, który po pewnym czasie ulegnie rozkładowi? Jeśli nic po nas nie zostanie, jeśli dusza czy jakaś pozostałość po naszym istnieniu, naszej psychice, po naszym czlowieczeństwie miałaby nie istnieć, to jaki sens miałoby życie? Jaki sens miałaby śmierć, której tak często się obawiamy?

Żyjemy w XXI wieku i może się wydawać, że wiemy już wystarczająco dużo, mamy dostęp do internetu, czyli wiedzę w zasięgu dłoni, jednak gdyby się głębiej zastanowić- nie umiemy odpowiedzieć na te podstawowe pytania. Czy kosmos jest ograniczony, ile liczy galaktyk, planet, jak rozległą jest przestrzenią, czy jest to wymiar policzalny? W jakim celu żyjemy i dlaczego umieramy? Czy nasz byt kończy się w momencie zaprzestania pracy serca i mózgu? Jak powstało życie, jak powstał wszechświat i jak go zdefiniować, jaki ma wymiar?

Życie większości z nas może wyglądać podobnie- biegamy między pracą, a domem, mamy swoje obowiązki, plany i marzenia. Uważam, że śrutem łączącym każdego z nas jest to, że odpowiemy „nie wiem” na powyższe pytania, chcąc zachować szczerość. Możemy doszukiwać się teorii, wierzeń, możliwych scenariuszy, ale nie mamy twardej wiedzy.

Z tego względu postarajmy się docenić czas, który nam pozostał i nie traćmy go na ludzi, którzy nas krzywdzą, źle traktują, dla których jesteśmy obojętni, przez których spędzamy godziny na portalach takich jak ten, czy na rozmyślaniach w samotności.
Pozdrawiam wszystkich, którzy dobrnęli do końca i życzę Wam wszystkiego dobrego

21
1

Komentarze do "Egzystencjalny śrut, czyli pytanie o sens"

  1. chujowiczu! zarabiaj z kluu.pl, bez działalności gospodarczej, konto automatycznie weryfikowane
  2. Swietne przemowienie.
    Wspanialy temat.
    Moze go rozwiniesz…z checia poczytam

    1

    1
    Odpowiedz
  3. Interesuje mnie czy po smierci cos zostaje z ciala czy tylko dusza
    Znasz odpowiedz?
    Chcialabym tez wiedziec gdzie po smierci mamay swoj dom I czy Nadal posiadamy te sama rodzine co za zycia I milosc?

    1

    1
    Odpowiedz
  4. A wiecie o czymś takim jak Wszechświat cykliczny? Czyli że Wszechświat wybucha, jakiś czas istnieje, potem ginie. Tak w nieskończoność.

    Jeśli to prawda to może nawet kiedyś powtórzy się obecny Wszechświat a co za tym idzie życie każdej istoty.

    Takie coś to pewna nieśmiertelność, bo jak umrzemy to za jakiś czas nasze życie zacznie się od nowa. Tak w nieskończoność.

    Nie mam pewności że tak jest, ale według mnie to możliwe. Co uważacie na ten temat?

    1

    0
    Odpowiedz
  5. Ktoś to pisał na haju, albo mi się tak wydaje.
    Najlepiej jest nie myśleć o tym wszystkim i samemu robić to wszystko co chcemy robić w życiu.
    Także lepiej jest cieszyć się życiem, a nie znać odpowiedzi na wszystkie pytania w tym wymienione w poście. Potrzebne są raczej potrzebne odpowiedzi na konkretne pytania – np. jak udzielić pierwszej pomocy.
    Należy cieszyć się z małych rzeczy, a nie rozmyślać się nad tym wszystkim. 🙂 Fajnie napisany post.

    1

    0
    Odpowiedz
  6. Za robotę się weź, to nie będziesz mieć kurwa czasu na takie dylematy.

    0

    0
    Odpowiedz
  7. „Czy zastanawialiście się kiedyś nad sensem życia?”

    Oczywiście, patałachu…

    Przy czym wniosek z tego jest ponury: życie, jako takie, nie ma sensu.

    To znaczy, nie ma sensu w znaczeniu takim, że jest jego jakiś konkretny cel. Po prostu pojawiło się (w sensie: w ogóle na planecie/w kosmosie) i jest. Reguły jego są niestety takie, że się kiedyś kopie w kalendarz (choć może to się zmieni w przyszłości, może nawet bardzo niedalekiej – w porównaniu z tysiącami/milionami lat ludzkiego istnienia jako cywilizacji/gatunku) i na tym impreza dla konkretnej jednostki się kończy. Świadomość tej danej jednostki, czyli coś, co ludzie uważają za duszę itp., jest tylko „efektem ubocznym” naszej biologicznej konstrukcji – ot, po prostu nasze DNA daje nam konkretny zestaw możliwości, w skład którego to wchodzi, i tyle. It’s stinks, jak mawiają Anglosasi, ale tak po prostu jest.

    Natomiast sam cel/sens tego, co robimy w życiu, ludzie znaleźć muszą sobie sami. To znaczy, jest tak: nie ma jakiegoś wielkiego, uniwersalnego celu, od osiągnięcia którego zależy to, czy ktoś „wygrał lub przegrał życie” (BTW, nikt go nie przegra ani nie wygra, niezależnie od tego co robi i kim jest, po prostu doświadczy czegoś innego, innej ścieżki, i ewentualnie po drodze może zrobić coś złego lub dobrego w zależności od własnego charakteru, systemu wartości i okoliczności, a samo życie może przeżyć w większym lub mniejszym i szeroko rozumianym – nie tylko w ten sposób, że masz michę i ciepło w dupę – komforcie), natomiast jeśli ktoś za jakiś tam cel postawi sobie np. pomoc bezdomnym psom w schronisku, albo pomoc humanitarną np. na Ukrainie, albo zdobycie mistrzostwa świata w czymś tam, czy uprawianie marchewki w własnym ogródku, no cokolwiek, co w życiu można robić, to będzie to miało sens/znaczenie dla tej osoby i ewentualnie dla tych, na których życie to rykoszetem wpłynie. Czyli nie makroskala a mikroskala, która w dodatku jest mniej lub bardziej ulotna (czyli ma mniejsze lub większe znaczenie dla innych). Na nic więcej nie można liczyć, bo po prostu nie ma gdzieś tam napisu: „meta”, „game over”, jak po zakończeniu jakiejś gry komputerowej na podstawie czego byś mógł sobie ocenić, czy wygrałeś czy nie.

    „Żyjemy w XXI wieku i może się wydawać, że wiemy już wystarczająco dużo, mamy dostęp do internetu, czyli wiedzę w zasięgu dłoni, jednak gdyby się głębiej zastanowić- nie umiemy odpowiedzieć na te podstawowe pytania.”

    Mów za siebie, patałachu.

    „Czy kosmos jest ograniczony, ile liczy galaktyk, planet, jak rozległą jest przestrzenią, czy jest to wymiar policzalny? ”

    Wszystko jest policzalne… Poza matematyką, która jest pewnego rodzaju abstrakcją, nie istnieje coś takiego jak nieskończoność. Co najwyżej jest tylko tak zajebiście wielka liczba tych rzeczy, o których wspomniałeś, że się tego jeszcze nie doliczono i być może nigdy się nie doliczymy (a może odwrotnie: kiedyś się to uda wszystko policzyć). Ale wszystko jest skończone i policzalne. Musi tak być, bo wszechświat ma swoje fizyczno-chemiczne reguły i ograniczoną ilość materii. Nieważne jak duży jest/będzie – wszystko w nim ma swój limit. Jak jest miejsce i materiał, tworzy się kolejna gwiazda, kolejne planty etc., ale w pewnym momencie zabraknie przynajmniej materiału a „z gówna bata nie ukręcisz”. Nawet teorie, które mówią, że się rozszerza, twierdzą, że i w tym wypadku dojdzie kiedyś do limitu i „zwinie się” z powrotem. Fizycznie nie ma czegoś takiego jak nieskończoność.

    „W jakim celu żyjemy i dlaczego umieramy?”

    Pan twój, Mesio, już ci to wyżej napisał – bo po prostu takie są reguły gry. Koniec, kropka. Jesteśmy, patałachu, skutkiem (nawet skutkiem ubocznym) pewnych zjawisk fizycznych i chemicznych zachodzących we wszechświecie. Dokładnie tak samo jak para wodna jest skutkiem podgrzania wody. Różnica między nami a parą wodną leży tylko w naszej budowie, która jest konsekwencją danych zjawisk fizyczno-chemicznych. Gdyby zjawiska nie zaistniały, lub by były z deka inne, albo byśmy nie istnieli, albo nie bylibyśmy tym, czym jesteśmy. Przyczyna i skutek, tylko i wyłącznie. W dodatku kompletnie bezmyślnie zachodząca. Ludziom ciężko to przełknąć, więc tworzą sobie często na siłę jakieś niestworzone konstrukcje myślowe, które mają udowadniać że nasze istnienie ma jakieś super ważne znaczenie. Potrzebują tego dla własnego komfortu psychicznego, bo (pozornie) lżej im się żyje, gdy się oszukują w ten sposób. A jeszcze inni zwęszyli na tym interes – i tak powstały wszystkie religie świata.

    „Czy nasz byt kończy się w momencie zaprzestania pracy serca i mózgu?”

    Zemdlałeś kiedyś, patałachu? Jeśli tak, to masz odpowiedź na to pytanie i brzmi ona: tak. Z zastrzeżeniem, że byt kończy się wraz ze śmiercią mózgu, bo to tam jest ten „rdzeń” tego czym jesteśmy – tam jest osobowość/świadomość. Cała reszta to tylko maszyneria, której zadaniem jest ten „rdzeń” utrzymać. BTW, mózg – rozmiarami rzecz w sumie niewielka – zużywa jakieś 25-30% energii, jaką dysponuje organizm. To pokazuje skalę ważności tego organu w stosunku do reszty organizmu. I nie bez przyczyny.

    „Jak powstało życie, jak powstał wszechświat i jak go zdefiniować, jaki ma wymiar?”

    Miałeś w szkole biologię, chemię i fizykę? To tam szukaj odpowiedzi.

    A definicja wszechświata? Nie ma znaczenia. Wszechświat po prostu jest. Istnieją w nim reguły, według których to wszystko funkcjonuje i pewien ciąg przyczynowo-skutkowy, ale tak samo jak nie definiujesz własnego otoczenia, tylko przyjmujesz za fakt, że np. jak się za mocno wychylisz z okna, to z niego wylecisz i walniesz o ziemię, tak samo nie ma co rozkminiać nad wszechświatem. Wszechświat to po prostu coś większego niż środowisko, w którym żyjesz, a nie coś, co np. by miało jakąś świadomość, w zależności od której musimy dostosować swoje zachowanie. Pomyśl o tym z punktu widzenia rybki w akwarium. Wsadzają cię do 30-litrowego zbiornika z dwiema roślinkami i grzałką i sobie żyjesz. Wsadzają cię do 5000-litrowego zbiornika z wieloma roślinkami, grzałką, kawałkiem korzenia, filtrem i napowietrzaniem i co? I jajco… – żyjesz sobie dalej, a jedyne, co musisz uwzględnić, to tylko tyle, by omijać filtr, żeby cię nie wciągnął, reszta jest bez zmian, tylko miejsca więcej, widoki lepsze itp. Taka jest w praktyce różnica między celą w klicie mrówkowca, w którym wegetujesz, a resztą wszechświata, jeśli chodzi o samą wegetację i jej sens.

    „Uważam, że śrutem łączącym każdego z nas jest to, że odpowiemy „nie wiem” na powyższe pytania, chcąc zachować szczerość.”

    I tu się patałachu, jak widzisz mylisz… 🙂 Ale dlatego właśnie Pan twój, Mesio, jest Panem twoim, Mesiem, a ty tylko patałachem.

    „Z tego względu postarajmy się docenić czas, który nam pozostał i nie traćmy go na ludzi, którzy nas krzywdzą, źle traktują, dla których jesteśmy obojętni, przez których spędzamy godziny na portalach takich jak ten, czy na rozmyślaniach w samotności.”

    A to ma sens. 😉 /Mesio PS. Harlan Ellison powiedział razu jednego: „Wszechświat jednego dnia da ci główną wygraną na loterii, a następnego da ci raka jelita grubego.”. I miał rację. To wszystko to jest przypadek oraz „fizyczno-chemiczne” reguły, nic „osobistego”.

    3

    0
    Odpowiedz
    1. Ja, pokorny patałach z Łódzkiego Wydziału Fabrycznego, kłaniam się Panu mojemu – Mesiowi i powiadam, że to zaprawdę piękny wpis. P.S Walę konia, piję jabole i kradnę krokodyle, ale potrzebny jest Byczywąs, który przyjedzie służbowym Multicarem M25 celem załadowania gadów na wywrotkę.

      1

      0
      Odpowiedz
  8. Gdybyś zarabiał 17 tysi netto miesięcznie i jeździł mesiem to nie miałbyś takich problemów

    1

    0
    Odpowiedz
  9. Tak po przyjacielsku masz racje
    Jak sa wyzwizka przezwiska I sama chujnia lepiej sie czyta.

    0

    1
    Odpowiedz
  10. Czytałeś już książke Lenina o istnieniu? On to wszystko przewidział. Napewno znajdziesz odpowiedź na swoje pytanie.
    Śrut.
    Lenin wiecznie żywy.

    0

    0
    Odpowiedz