Tworcy gier powinny się skupiać na tym co w grach najważniejsze: grywalność, stabilność i szybkość działania, wyważona rozgrywka. Wg mnie nawet grafika jest tu mniej kluczowa, chociaż też ważna. No i muzyka. Dawniej robili gry ze wspaniałą jak na tamte czasy grafika. Pomimo niewielkiej ilości elementów świata, w grę chciało się grać wiele razy. Do tego muzyka, która nadawała dodatkowego klimatu. Obecnie gdy w dalszym ciągu wyglądają dobrze, i można sobie pograć. Ale oprócz tego nawrzucaja jakieś śmieci w postaci przerywników filmowych z drewnianymi postaciami i dialogami. Do tego jakieś głupie rapy albo inna śmieciowa muzyka. Chuj w dupę tym którzy to w grach umieszczają. Ja rozumiem że są gusta, ale wpychanie wciąż tej samej pseudo muzyki bez możliwości wyboru to jest chamstwo. Jedyny właściwy wybór to wyłączenie tejże muzyki. Ale wciąż są te drętwe cut scenki. Komu to potrzebne? Rozumiem jakieś krótkie przedstawienie w ramach fabuły, ale film który się ciągnie i nic z niego nie wynika dla samej rozgrywki. A co do samej rozgrywki: oczywiście nawrzucaja wiele opcji, których trzeba się uczyć, bo inaczej nie da się pchać fabuły do przodu. Po chuj to, ja to chce sobie pograć tak po prostu, bez rozkminiania jakichś skomplikowanych mechanik. W pracy robie skomplikowane rzeczy. Gra powinna być prosta i przystępna. Odpalasz szybko i grasz. A jak ktoś chce bardziej skomplikowanej rozgrywki, opcja może być. Ale często w grach, które z założenia powinny być proste, np ścigalki, są skomplikowane, bo dają jakiej tuningi, żetony, żeby coś zrobić, trzeba jechać kilka kilometrów po mapie, a potem znowu gdzieś jechać. Niech to będzie opcja i każdy będzie zadowolony. A co do samej wydajności to jakis dramat. Zanim się na dobre odpali, to muszą się pokazywać jakieś loga, intro, i inne chujstwa. Do tego trzeba się przekopywać przez menu. I ogólnie obecne gry są ociężale. A to wszystko przez to że nikomu już nie chce się optymalizować. Byle więcej. A gra ma większe wymagania? Nawet lepiej, bo producenci sprzętu więcej zarobią. Czasem się zastanawiam czy korporacje nie mają jakiegoś układu.wszystko po to żeby graczy wydoić. Tak sobie myślę: po co kupować gry w czasie ich nowości. Lepiej kupić grę jak już jest stara, przeceniona, wciąż ma te same wady ale przynajmniej jest dużo tańsza. No i jest prawdopodobieństwo że po jakims czasie od premiery będziesz mieć lepszy komputer, który ciągnie taka gre bez większego problemu. Przy takim podejściu wielkie korporacje traciłyby pieniadze i może ktoś tam poszedłby po rozum do głowy.
Gry są coraz gorsze
2024-09-29 15:3325
11
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Stary, prawdziwe kazanie zagrałeś. Jakbym czytał podręcznik dla „zmęczonego życiem gracza”. I wiesz co? Mam wrażenie, że ty nie narzekasz na gry, tylko na to, co z nich zrobili. Kiedyś to było, co nie? Pac-man, Mario, i ta magia! A teraz co? Wyścigówki z tuningiem rodem z „Fast & Furious” albo jakiś RPG, gdzie połowę czasu spędzasz na czytaniu listów miłosnych NPC-ów, zamiast wbijać levele. Ale, ej! Kto nie lubi drewnianych postaci w cutscenkach, gdzie twarz ma tyle wyrazu, co nagrobek? Po co komu emocje, jak możesz zobaczyć drętwego bohatera mówiącego: „Jestem smutny”? Serio, te przerywniki filmowe czasem są jak oglądanie malowania ścian.
A muzyka? Wchodzisz do gry i bach – dostajesz w pysk jakimś pseudorapem, od którego nawet sąsiadom głowa pęka. Ja rozumiem, że rap to sztuka, ale czemu to zawsze brzmi jakby ktoś upuścił mikrofon na podłogę? I jakby tego było mało, nie dają ci opcji wyboru, tylko: „Masz, jedz gówno, to jedyne danie”. Opcja wyłączenia muzyki? Super, ale wiesz co? To, że musisz to zrobić, już pokazuje, że coś jest nie halo.
A rozgrywka? Cholera, dzisiaj żeby zagrać w wyścigówkę, musisz najpierw skończyć kurs mechanika samochodowego. Za mało nitro? Jedź po mapie 500 kilometrów, zbieraj żetony, wymień je na kolejną opcję, po czym dowiedz się, że brakuje ci jakiegoś cholernego turbo-doładowania z japońskiej stacji kosmicznej. No kurwa mać! Gdzie są te proste czasy, gdzie odpalałeś gierkę, robiłeś drift na zakręcie i miałeś ubaw po pachy?
I to menu… Loga, intra, 15 ekranów startowych, jakbyś odpalał NASA, a nie grę. No i oczywiście „musisz zainstalować patcha, bo bez tego nie da rady”. A potem i tak w grze więcej glitchy niż na starych kasetach VHS.
Słuchaj, może to teoria spiskowa, ale serio – to wszystko wygląda, jakby korpo miały układ z producentami sprzętu. Gry robią takie, żeby ci się komp spocił, a jak się zacina, to co robisz? Nowa karta graficzna, procesor… Zgadnij, kto zarobi na twojej frustracji? Nie ty, stary, tylko oni.
Twój pomysł, żeby kupować gry, jak są już przecenione i działają na sprzęcie z przyszłości – no to jest jak inwestycja w bitcoiny! Przyszłościowe! Bo przynajmniej kupujesz taniej to samo gówno, tylko mniej boli, bo w kieszeni zostaje parę złotych na kebaba.
Mistrzowska analiza sytuacji. Ja bym ci rękę uścisnął, ale mi się nie chce, jak twórcom tych gier optymalizować cokolwiek.
Traz to jaka jest w ogóle chujnia z instalowaniem nowych gier na PC. Dawniej była instalacja plus wgranie ewentualnego cracka, opcjonalnie CD-key był potrzebny. Dzisiaj kurwa bez Steam nie ruszysz, co chwila jakieś jebane aktualizacje itd.
Gdybyś, popaprańcu, miał statek podwodny i mógł do woli popierdalać po wszelakich głębinach morskich i oceanicznych bez żadnych ograniczeń, to byś nie miał takich żałosnych problemów, incelu posrany. Na moim „Nautilusie 2.0” mam wszystko, czego potrzebuję do zajebistej rozrywki i nie potrzebuję jakiegoś komputerowego ścierwa dla idiotów gapiących się bezmyślnie w ekranik i dostających ślinotoku po osiągnięciu kolejnego levelu w „Super Mario” czy w inne gówno. Poczynając od mojego haremu piętnastu bosko wyglądających czarnuchów, przy których takie coś jak ty jest nędzną karykaturą człowieka jeno (a przy których prężnych pałach ty nawet samcem nie jesteś, bo tej przerośniętej łechtaczki, jaka ci ledwie dynda w wypierdzianych bazarowych gaciach, nie sposób nazwać fiutem) a kończąc na 20 szwabach w maszynowni mojego przewspaniałego statku, którzy ratują planetę od ocieplenia klimatycznego, ze zdublowaną mocą pedałując w ośmiogodzinnych wachtach, by napędzić to cudo. Całkiem niedawno zaś zafundowałam też sobie kacapa, którego wyłowiłam z Morza Czarnego, gdy tonął krążownik „moskwa”. Od tamtej pory robi on u mnie za ZOO, to jest: siedzi całymi dniami goły w ciasnej klatce o podłodze, przez którą randomowo przechodzi prąd elektryczny, i 24 godziny na dobę stepuje. 12 godzin na nogach i 12 godzin na rękach, z czego 8 godzin dziennie w letargu. Od czasu do czasu pokazuję mu fotografię, na której widoczna jest muszla klozetowa, a on nie może wyjść z zachwytu na ten widok. Ale co ty, paprochu jeden, możesz o tym wiedzieć… /Nemo, kapitanica
Jestem kapitanem statku i nie ruchają mnie Murzyni.
Gdybyś nosiła wygodne buty, nie miałabyś haluksów.
Sznurki na dupie nie są majtkami.
Nie grasz w gry, bo nie umiesz.
„Kurrrwaaa !” – komentarz mojej papugi.
Kapitan „Przyczyny Twojego Zatonięcia” i pirat
Długi Bukszpryt
„Jestem kapitanem statku i nie ruchają mnie Murzyni.”
Ale będą, ciulu, będą… A tfusk z ochujską ci wytłumaczą w „czystej wodzie”, że to nie zbiorowy gwałt we wszystkie otwory, tylko ubogacanie kulturowe, z którego masz być wdzięczny i ma ci się podobać. PS. A statek to, przyszła ofiaro wielokrotnego grupowego rżnięcia, to najwyżej na obrazku widziałeś.
Ciebie codziennie gwałcą jacyś menele, narkomani, alkoholicy, złodzieje i oszuści, a niektórzy z nich są Twoimi krewnymi. Wszyscy oni i Ty macie wszy, pluskwy, AIDS, hemoroidy, haluksy, płaskostopie, koślawe nogi, garbate plecy, skoliozę i skłonność do kazirodztwa. Ścierwa.
„Ciebie codziennie gwałcą jacyś menele, narkomani, (…)”
To jest tylko wytwór twojego chorego łba, fachowo w literaturze medycznej tematu nazywany PROJEKCJĄ. A to znaczy, że to już jest problem wyłącznie twój i ewentualnie psychiatry, który odważy się podjąć leczenie takiego przypadku jak ty. Natomiast fakty są faktami – szykuj otwory i wazelinę, bo opaleni „inżynierowie” już tuż tuż…
Spokój, babolu. Nigdy nie będziesz żeńskim odpowiednikiem Mesia. Spierdalaj do garów.
„Spierdalaj” to powiedział dawca do twojej starej zaraz po tym, gdy się w nią w przydrożnym rowie spuścił, nieszczęśliwym przypadkiem robiąc takie coś jak ty przy pomocy zjebanego materiału genetycznego wymieszanego z wodą i gównami z tego rowu. I najwyżej pod tym adresem możesz sobie kierować tego rodzaju sformułowania, chłopcze. /Nemo, kapitanica
yeah !!!!
A czy wiesz o tym, że jestem w tym aż ZA DOBRY?
Nie chcesz się przekonać, więc lepiej nie prowokuj.
A poza tym nie wiem jakim jesteś typem osoby, może takiej która „podłapuje” i „jara się takimi rzeczami”.
Więc i tak nie dam Ci tej satysfakcji 🙂
PS nie proś
Kolejny problem to wszelkiego rodzaju wskazówki jak dla debila np. w takim Skyrim. Psują rozgrywkę bo gracz skupia się na pomocy zamiast sam główkować. A jeszcze następny problem to powrót do gry po kilku miesiącach. Są starsi gracze, którzy nie mają czasu grać cały czas albo wracają do gry po długim czasie i chuj, zapomnieli sterowania a samouczka brak. To są dopiero problemy! Nie wspominam o tym że gry wyścigowe to praktycznie kalka poprzednich części na tym samym silniku. Na przykład seria test Drive unlimited albo WRC. Twórcy rozwijają silnik wypuszczając nowszą wersję gry co kilka lat. Spójrzcie na taki Solar Crown – gniot kosztujący 160pln z mikro transakcjami, dziurawy, z simowatymi postaciami. Francuski szajs.
To były wskazówki dla twojego taty. Czytaj – debila
Nie wiem, bo gram cały czas w settlers 2
A mnie pierdolą wasze problemy, gówniarze zasrani, bo ja mam „Kolony” na stare 8-bitowe Atari (wy w ogóle wiecie, co to takiego…?), w którą grałam jeszcze wtedy, gdy wyszła na rynek, „Civ III” i „Quake II” na PC, i więcej nie potrzebuję. W te z PC gram sporadycznie, raz na x czasu przez godzinę, ot tak dla przypomnienia sobie, a „Kolony” mi służy do tego, że mam jakieś manualne zajęcie w czasie słuchania podcastów oraz oglądania filmów, seriali i programów dokumentalnych (z czego mam i rozrywkę i możliwość dowiedzenia się czegoś wartościowego), bo za cholerę nie jestem w stanie wytrzymać więcej niż 10 minut na patrzeniu się w ekran, jeśli nie mam czegoś do roboty, co nie zabiera dużo uwagi a pozwala wytrzymać przed ekranem jednym okiem zerkając na to, co na nim leci, więc dzięki „Kolony” (BTW, na swoje czasy była to przyzwoita tekstówka) mam dwie pieczenie na jednym ogniu. Tylko debil marnuje czas i hajs na spędzanie chuj wie ile czasu na graniu w gry i jaraniu się, czy w ogóle przejmowaniu się, tym. PS. Aha, były jeszcze trzy bardzo dobre gry kiedyś… 1. „Colonization”, 2. „Mega-lo-mania” (świetny kawałek dźwięku w niej leciał) i 3. „Pinball Dreams” (miodzio za całokształt, to był hicior nad hity). Wszystkie na Amisię… 🙂 To były czasy, gówniarzerio… (BTW gier i tematów okołogrowych, kupowało się wtedy „Top Secret” i „Secret Service”, czytając listy Krzysia Kubeczko (RIP ) do Redakcji TS-a…, gorliwiej niż drzewiej „Świat Młodych” dla ostatniej strony (a czemu dla ostatniej strony, to znający temat z autopsji wiedzą)). Ale co wy o tym możecie wiedzieć… I o tym, że to było „przed chwilą”… /Nemo, kapitanica
Jesteś debilem zajawionym tym gównem co się zowie „rozwój osobisty”. Cały czas się obsrywasz ze strachu, że mógłbyś stracić cenny czas i nie posłuchać podcastu 30- letniego szamana, który „wie jak żyć”.Tylko wiesz co? Jesteś cofnięty w rozwoju. Ludzkość to już przerobiła ze 40 lat temu. Moda na japiszony była w latach 80 w Stanach gdzie banda takich cepów jebanych jak ty, na drodze ciężkiego zapierdolu od świtu do zmierzchu, zacharowując się na śmierć dla kogoś innego, plącząc się w takie gówna jak narkotyki, mafia i przestępstwa, w końcu dochodziła (lub kurwa nie! w przypadku co głupszych idiotów) do wielkiego wniosku i wielkiej prawdy że to NIE MA SENSU ty ośle pierdolony.
Ps: już był taki jeden co twierdził: ” ja nie gram w gry, nie tracę czasu na takie głupoty”. Teraz już chyba nie jest taki w dupę lepszy od nas graczy, bo się wydało że klepał kutasem psa po pysku i jest spalony wszędzie i na zawsze.
Tak więc chuj ci w ryja śmieciu pierdolony.
Wspaniała riposta.
Oooo… Zabolała jakieś zakompleksione ścierwo prawda w oczy, że jest skończonym debilem wydając hajs i marnując czas na granie… I dobrze, bo ma boleć. Trzeba było myśleć. Normalni ludzie korzystają z gier dla rozrywki, ale mają w tym bardzo duży umiar (nawet już za dzieciaka), a przede wszystkim z tego szybko wyrastają, odkrywając/mając znacznie lepsze zajęcia i rozrywki niż jakiś blady, zapryszczony i śmierdzący z brudu ćwierćgłówek spędzający całe życie na siedzeniu przy ekraniku komputera który np. z kobietą ma styczność wyłącznie wtedy, gdy odwala pamięciówkę. Pośmiewisko po prostu… A już najgłupsi są ci, którzy kupują grę, a potem dokupują do niej wszelkie płatne dodatki, jarając się tym, że ich postać w grze ma dzięki temu np. inny kolorek ubranka. PS. I kto ci, cieciu, powiedział, że ja słucham podcastów „30- letniego szamana, który „wie jak żyć””??? A jak słucham podcastów np. historycznych, ekonomicznych/gospodarczych, naukowych itd., bo w odróżnieniu od takich bezmózgów jak ty mam szerokie zainteresowania (a poza tym wykorzystuję tę wiedzę w różny sposób, np. do zarabiania takich pieniędzy, o jakich ty nawet nie śmiesz marzyć), to co? No widzisz, pajacu… Takie coś jak ty może tylko dodatkowo boleć dupa, że za tępy jesteś na to, by mieć jakiekolwiek zainteresowania. Tym samym za głupi jesteś na to, by wydawać jakikolwiek osąd na jakikolwiek temat. Przeliterowałeś, czy to też za trudne? /Nemo, kapitanica PS. Pewnie nawet jesteś głupszy od tego kacapa, którego trzymam w klatce pod prądem, żeby stepował i który ślinotoku dostaje na widok takiego wynalazku jak pokazywana mu na obrazku muszla klozetowa. Ale… to twój problem, kogo to obchodzi.
Miałem kiedyś przełożoną, która myślała, że pracownicy nie spierali się z nią, bo wiedzieli, że miała rację. Myliła się. Ludzie, którzy nie kłócili się z nią, choć mieli powody do kłótni oraz argumenty, nie robili tego dlatego, że drażniła ich i nie chcieli słuchać jej. Milcząc, nie prowokowali jej do mówienia.
Nie rozśmieszaj mnie, leszczu… argumentów to ani oni ani ty byś nie rozpoznał nawet gdyby centralnie takich jak wy w dupę kopnęły. To, że się pozamykali, to kwestia tego, że mieli wielki ból dupy, że miała rację i nią nich przygwoździła, a nie argumenty. I tak samo jest tutaj… Bo co mi chłopaczku powiesz w ramach tej „argumentacji”: że jakiś zakompleksiony szczyl-piwniczak niczego nie widzący poza graniem w giereczki i bezwiednie spuszczający się na samą myśl o kolejnym levelu to człowiek sukcesu? Buahahahaha…. Sukcesem to będzie, jak przeczołga się przez jakąś tam szkółczynę, wydepta ileś ścieżek, by się załapać wreszcie na jakiś etacik, i po 30-40 latach walenia konia w kącie u starych po kryjomu przed mamusią odważy się za uciułane grosze pójść na dziwki i zamoczyć albo napatoczy się przypadkiem na jakiegoś wyeksploatowanego lachona, który mu da parę razy wejść na siebie, by potem na nim przez resztę życia żerować dzięki „przypadkowej” wpadce (a szczęściarz będzie, jeśli się nie okaże, że wspomniany lachon ma już jednego lub kilka „bąbelków” nie wiadomo czyjego autorstwa – w dzisiejszych czasach może nawet ciapate będą te „bąbelki” – które też frajera będą doić). „Argumenty” mają…, buahahahaha… /Nemo, kapitanica PS. Pozdro z Wielkiej Rafy Koralowej, którą właśnie widzę przesuwającą się przed wielkim iluminatorem mojego „Nautilusa v. 2.0”. 🙂 A zaraz będzie trzydniowa orgietka z moimi bosko umięśnionymi czarnuchami, z których każdy jeden zrobiłby z was miazgę, połączona z konsumowaniem najlepszych owoców morza i delektowaniem się szampanem z top półki. A u was, środkowoeuropejski ciemny plebsie, co? Jak zwykle „łikend”, czyli sześciopak taniego piwska wyżłopany bezmyślnie przed gównopapką z TV w klicie w mrówkowcu i żebranie swojej nadmiernie zatłuszczonej lochy przez pół nocy o łaskawe popuszczenie szpary, co? 😛
Pare wpisów niżej w jakimś komentarzu jest mowa o takich jak ty.
Ale nie, pewnie ci się nie chce szukać…
A ja nie podam rozwiązania 🙂
Wypierdalaj i nie truj mi życia.
Mógłbym napisać „spierdalaj z mojego internetu” , ale co ja se mogę mówić, korzystać może każdy.
Szkoda tylko że życie można sobie zatruć takimi gównorozmowami na forach.
Chujowa sprawa.
To już lepiej się wyżalić w jakiejś knajpie.
Taki mam pomysł – ja stąd spierdalam i nawet nie będę czytał tych twoich wyssanych z palca wypocin na mój temat.
Pisz sobie do ściany, może lepiej by było.
Mało tego – nie sprawdzę czy będzie jakikolwiek odzew.
Albo nastrój nieodpowiedni albo się nudzisz.
Narka.
Ktoś ci napisał prawdę, a ty dalej swoje teorie, oczywiście całkiem sprzeczne z prawdą.
Tak to bywa z niektórymi.
A ja miałem komputer z 512 MB RAM’u i grałem w jakieś głupie MMORPegi
512MB ramu miałem w roku 2001 śmieciu śmieciarzu teraz mam 128GB !!!
Ale w Tibię nie grałeś.
Ja na szczęście też.
Wtedy to ja nawet 10 lat nie miałem
Kiedyś czytałem o takiej sytuacji, że jakaś żona z mężem była na przyjęciu i byli obecni na nim różni członkowie rodziny, krewni.
Dosiadł się do nich jakiś „wujek” który to zaczął bredzić, że „kobieta to się do niczego nie nadaje” itd., a sam przy tym nie miał żadnej żony i był prawiczkiem.
Mąż jej rozmawiał z nim, śmiał się z nim, a żona mu wypomniała, że to ona na dom zarobiła itd. i wyszła z tego awantura między tymi małżonkami.
Ja gdybym miał taką żonę co to na dom zarobiła to bym uniknął takiej sytuacji, bo bym powiedział, że „u mnie to niestety żona na dom zarobiła” (to „niestety” to oczywiście musiałbym dodać…).
A kiedy ten „wujek” by odparł „co z Ciebie za facet” to bym się nie przejął tym wcale, bo przecież to ja bym miał ruchanie, a nie on.
Jakie lata takie dzieciń… „komputeriństwo”.
Ja to wolałem mierzyć dalej, bo w końcu możliwości sprzętowe na to pozwalały.
Moim marzeniem było zagrać w grę w której wcieliłbym się w postać jakiegoś rycerza (gdzieś w średniowieczu…), jeździł na koniu i strzelał z łuku.
I też może czasem walczył za pomocą mieczy np.
Ogólnie chciałem widzieć wojnę, pole bitwy.
Czy spełniłem swoje „marzenie”?
No… nie i nie jest mi z tym źle, ale jak znacie jakiś taki tytuł to możecie zapodać.
Powodzenia z taką rozrywką za tej Twojej Atarynce, hehe.
Wiem tylko że były głównie Commodore’y, Atari i Amigi jeśli chodzi o stare konsole, ale nie interesowałem się tym, choć mogłem.
Na pewno takie gry to jest o wiele lepszy wybór niż jakieś MMORPegi w które bardzo dużo ludzi gra.
Ja to w żadną „współczesną” grę bym tak naprawdę nie grał gdyby mnie nie zachęcił do tego taki jeden kolega z klasy, prymus.
Ta gra była z gatunku MMORPG (dla mnie = syf), nazwy nie będę podawał, bo nie chcę promować takiego czegoś.
Darmowa, ale… Niestety, raz (jedyny w życiu) zapłaciłem za jakąś pierdołę w niej, dobrze, że się w to nie wkręciłem.
Tak już pomijając to – u mnie były głównie przeglądarkowe np. we Flashu i na Shockwave, wyścigówki np. które na integrze intela mi poszły.
Teraz możliwości są takie, że można używać emulatora, ale jak z legalnością to trudno mi powiedzieć.
Wiele jest gier darmowych i baaardzo podobnych do tych dawnych (z dosłownie takimi samymi planszami np. KGoldRunner – odpowiednik LodeRunner), są takie których licencja wygasła… Trochę skomplikowany to temat.
Gdybym mógł cofnąć czas to przede wszystkim nie grałbym w żadne MMORPegi i za żadną grę nie zapłacił (!)…
Chyba, że za taką grę w której mógłbym się czegoś nauczyć, a nie tylko klikać w strzałkę do góry, do dołu, w prawo, w lewo itd.
Takich gier… Chyba mały procent jest.
Jestem zdania, że darmowych gierek jest tyle, że życia by na nie nie wystarczyło – o, to jest co ja sądzę o grach.
„Lepiej kupić grę jak już jest stara, przeceniona, wciąż ma te same wady ale przynajmniej jest dużo tańsza. No i jest prawdopodobieństwo że po jakims czasie od premiery będziesz mieć lepszy komputer.” – ha, i to jest myśl!
Przykłady można by podawać.
Nawet na jakiejś integrze Intela pójdą produkcje co kiedyś na NVidia GF 120M np. Grafika wtedy zachwycała… a teraz też by nie było tragedii.
Ja miałem takie rozkminy lata temu.
Kto to pomyślał kiedyś, że za niecałe 3 koła w laptopie dostanie się APU, kiedyś to dedykowana grafa to była normalka w tej cenie.
…
Chociaż ja nad tym nie ubolewam.
Ja staram się żyć tak jak gdyby gry komputerowe nie istniały.
Nie potrafiłbym się nimi cieszyć tak jak wtedy gdy miałem te 20 lat lub mniej.
Mało tego – uważam, że przez nie można pielęgnować swoje niezbyt ciekawe cechy charakteru, tym bardziej przy jednym z największych gówien jakie powstało typu MMORPG.
Bardziej to bym wolał grać w siatkówkę.
Kiedyś to takie były metody na odstresowanie się.
Samo granie w gierkę to też trochę stresujące bywa, więc często to niezbyt dobra ucieczka.
Ale jak jeden drugiego nie szanuje albo towarzystwo jest nudne to i się gra w jakieś gierki…
Nawet woli się grać w gry komputerowe niż np. w piłkę nożną, wraca się myślami do gierki na kompie…
Może na tym polega uzależnienie.
Nie sądziłem kiedyś że to wszystko uznam za nieciekawy świat.
Do powyższej mojej wypowiedzi:
Zapomniałem dodać, że gdy człowiek połowę wolnego czasu spędza się w… niezbyt budującej szkole, połowę gra w grę, a resztę prześpi to raczej nie ma czasu się nad tym zastanowić, czy ma to sens…
Nawet wakacji chyba nie wystarczy na to.
Jak już jakaś gierka to moim zdaniem… nie jakaś kompletna fikcja 🙂
Nie znam się na tym, ale chyba są jakieś w których można się nauczyć czegoś prawdziwego, a być może nawet czegoś co się może przydać w dalszym życiu.
Mam dla ciebie radę. Zamiast grami zajmij się cipkami. Są coraz lepsze. Gry sobie zostaw na starość.
Tak tak, cipkami… Polki to takie kozy że masakra. Żadna prawie nie ma pięknego ciała. Już o o wybujałym ego i wygórowanej, wyobrażonej wartości swojego seksapilu która jest w pakiecie z tym średnim ciałem nie wspomnę.
Może jakby był dostęp do jakichś Włoszek albo Hiszpanek…
Warszawa – Mediolan godzina 17:40 trzynastego października masz Wizzair’a za 160 zł z kartą klubową i masz dostęp do Włoszech bez limytu proszem ja ciebiem. Problem może jedynie wystąpić w przypadku, gdybyś miał bandziocha od piwa, zakola, bluzę z kapturem zamiast koszuli i nie umiał włoskiego, a angielski ograniczał się tylko do: Hał ken aj get tu dy siti senter. Hew ju got eny razowy? Noł, bat aj hew a foremka.
Powiem szczerze że nie myślałem, że to takie proste
No wiadomo, jak kobieta oczekuje od piwniczaka czegoś więcej niż pierdolenia o grach, to ma wybujałe ego, itd. A taka, która nie oczekuje, to cóż, nie ma się co dziwić, że waga pod nią obraca skalę.
Czego więcej, bycia bankomatem i niewolnikiem?
Buahahahaha… Ty możesz mieć najwyżej dostęp do własnej ręki i to po kryjomu przed mamą. A jedyne, na co możesz się przerzucić, by zaznać jakiegokolwiek seksu, to ubranie się w sukienkę, wymalowanie gęby, z której wcześniej wyciśnij pryszcze i poszukanie jakiegoś amatora tranzystorów, któremu byś mógł posłusznie obciągnąć z grzecznym połykiem. I w twoim przypadku, im prędzej się za to zabierzesz, tym lepiej dla ciebie.
Szczególnie te które pokazują się dla wszystkich.
To są te „coraz lepsze”, hehe.
Ale z was prymitywne cepy.
Jedyna wartośc- jeść, pić i dupczyć.
Zamiast grać w „głupie” gry, zaprzągnąć się do wielkiego 40- letniego kieratu i zapierdalać z mordą przy glebie żeby kupować przedmioty. Wchuj przedmiotów! Najlepiej otoczyć się wielką jak jebany Giewont stertą przedmiotów.
Gratuluję sensu życia ale nie zazdroszczę.
Przez takich typów jak ty, chuj mnie boli od ruchania. Jest tyle pięknych panien dookoła, które potrzebują bolca, a nie ma kto go zapewnić. Prawdziwy dżentelmen nie odmówi damie w potrzebie.
Potrzebują bolca ale długiego, grubego, twardego i najważniejsze czarnego ostatecznie może być podwędzony.
Białe bolce już je nie interesują.
Przez takich frajerów jak ty, boli mnie kutas od ruchania. Wokół masa młodych cipek, potrzebujących bolca. A prawdziwy dżentelmen nie odmawia damie w potrzebie.
Kiedyś wyczytałem, że mąż jakiejś kobietki po latach wyznał jej szczerze:
„Tak naprawdę to ja cię chciałem tylko wyruchać”.
Tak więc jak widać jak się chce to można dopiąć swego.
Co tam pedały?
Dalej wyciskacie pryszcze na gębie i gracie w LOL’a?
W piwnicy to ja ziemniaki trzymam, nie komputer