Moja rodzina to cholerni syfiarze. Odkąd zaczęłam być w miarę rozumną istotą i zwracać uwagę na swoje otoczenie nie mogę dojść do porozumienia z tymi ludźmi. Siostra robi syf, matka robi syf, jej facet robi syf, druga siostra robi syf A NAWET ICH DWA PIERDOLONE PSY KTÓRYCH NIENAWIDZĘ TEŻ ROBIĄ SYF. No i kto to sprząta? Ano ja. Bo tylko ja ciągle jestem w domu i mi to przeszkadza.
Wkurwia mnie że kiedy wstaję rano to zamiast zrobić sobie kawę muszę najpierw posprzątać całą kuchnię bo nie ma miejsca na blacie ani nawet kurwa w śmietniku. Oczywiście mamusia uważa że to ona wiecznie zapierdala w domu. Jasne, ona to akurat zapierdala w salonie, bo nie zamierzam sprzątać syfu jeszcze po 4 latce której ta baba nie nauczyła sprzątać zabawek.
Natomiast resztę domu to ogarniam ja, ale jakoś nikt tego nie widzi, a ja nie zostawię tego bo jak mam potem funkcjonować?
Jeszcze kurwa nie mogę znaleźć pracy więc nawet się nie wyprowadzę z tego chujowego domu. Gdyby nie mój facet to rozjebałabym łby całej tej zasranej rodzinie, a potem sobie.
Żeby się wyprowadzić w lepsze warunki trzeba mieć lepiej płatną pracę.
Sama jesteś jebnięta. Psy słuchają się swoich właścicieli, więc sądzisz że będąc pod opieką flejtuchów same będą czyste? Oczekujesz, że matka w swoim mieszkaniu będzie sprzątać po swoich córkach i zięciu? Pojebało Cię?