Do wpisu skłonił mnie jeden z Chujan rzygający w komentarzach cmokaniem nad domkami. Mam podobnie. Wybudowałem się 2 lata temu na przedmieściach (bo w mieście działka kosztuje prawie tyle co domek). Część kasy miałem odłożone (3 lata w UK), część kasy miałem ze sprzedaży mieszkania w wielkiej płycie które odziedziczyłem po dziadkach lata temu, więc w sumie kredyt musiałem wziąć relatywnie niewielki. Ogólnie też miałem wyobrażenie że domek to spełnienie marzeń i spokojna oaza aż do kresu życia. Dzisiaj nie wiem czy jest to warte wydatku i nerwów. Zacznę od tego że bajką jest, że w bloku masz zawsze głośno, a w domku jednorodzinnym to cisza i spokój. Ok nie masz sąsiadów za ścianą, ale masz za płotem. U mnie jeden ma jakiegoś popierdolonego psa, który szczeka na dosłownie wszystko i wszystkich, ujada całymi dniami a nie raz i całą noc. Drugi sąsiad ma syna w wieku gdzieś 18 lat, do którego niemal dzień w dzień zjeżdżają koledzy, a że podwórko ma od strony mojej sypialni to spokoju nie ma w ogóle. Mają tam stół, krzesełka, siedzą i piją piwka, gadają, śmieją się do późnych godzin nocnych, nieraz muza leci, w lecie nieraz robią ogniska czy grille. Jaka to różnica między nimi a typami z ławki z pod klatki? Dwóch pozostałych sąsiadów jest w miarę ok, gdyby nie fakt że bardziej się interesują moim życiem niż swoim, ciągle nasłuchują, zaglądają, zapytują, wypytują. Ogólnie lato to jest największa padaka, każdy spędza czas na podwórku, każdy słucha innej muzy/radia, do niemal każdego przychodzą goście. Jest szum i gwar. Spokój, cisza? Zapomnijcie! Roboty przy domu nigdy nie brakuje. Są sprawy banalne i oczywiste jak koszenie trawnika, zamiatanie podjazdów, odśnieżanie podjazdu i terenu przed domkiem. Po 2 latach już tym rzygam choć wcześniej myślałem że to będzie relaks i spoko że trochę więcej ruchu będzie. Po prostu nudne zadanie które trzeba wykonać. W domu poza tym w kurwę sprzątania, bo ma 190m2 więc dzielimy się z żoną obowiązkami, jest tak jakby każde posprzątało po jednym dużym 5 pokojowym mieszkaniu. Tęsknię za czasami kiedy wracałem po robocie do mojego mieszkania w bloku i miałem wyjebane na wszystko, kiedy na weekend mogłem planować gdzie pojechać, co porobić a nie kurwa czy skosić trawę czy posprzątać pod wiatą. Nie wspomnę o rzeczach technicznych, byle pierdoła się zjebie musisz naprawiać albo płacić fachowcowi, podczas gdy w blokach wystarczy zadzwonić do spółdzielni. Spytacie czemu nie sprzedam chaty i nie wrócę do bloków? Otóż to nie o to chodzi, że mi się zajebiście w blokach podobało czy coś, tylko o to że wcale nie było tak źle 🙂 A w niektórych aspektach nawet lepiej (mniej pierdolenia się z tym wszystkim, niższe koszta). Domek ma swoje zalety których nie ma blok: większa przestrzeń mieszkalna, własne podwórko gdzie można posiedzieć, zrobić grilla, pogrzebać przy aucie (chociaż miałem ogródek działkowy, więc grilla też mogłem sobie robić i tak). Sęk w tym, że idealizowanie domków to jakaś pierdolona bzdura, może jest i wyższy standard mieszkania, ale wiele problemów (sąsiedzi, hałas) niekoniecznie musi zniknąć a do tego są inne (więcej obowiązków, więcej wydatków bo ogrzejcie sobie k**wa chatę w zimie). Zastanawiam się czy nie lepiej było kupić kwadrat w jakimś nowym, fajnym, wyciszonym apartamentowcu, z podziemnym parkingiem, dobrą izolacją akustyczną itd. Tak czy siak wkurwia mnie wywyższanie się mieszkańców domków, którzy na każdą chujnię odpisują że „dobrze że mieszkam w domku”, albo „tak to jest jak się mieszka w piedolonym bloku”. Mit i głupie pierdolenie, bo znam z autopsji i to i to.
Jebane domki
2012-09-26 18:4161
79
Pierdolisz 3 po 3 i ziejesz subiektywizmem. Różnica jest taka że w bloku zawsze będziesz nikim, jednym z wielu szaraków posiadających taki sam balkonik i meblościankę jak 1000 innych sąsiadów oraz frajerem którego co miesiąc spółdzielnia doi z kasy. A mając własną działkę/dom sam dla siebie jesteś panem i sam decydujesz o tym jak co ma wyglądać. I wcale nie musiało być tak chujowo jak teraz się żalisz. Co, żona decydowała o wszystkim? A może teściowa? Kto ci kazał budować się na kilku arowym skrawku ziemi w dodatku otoczonym sąsiadami? teraz masz skutki swojej decyzji. Co, cena była zachęcająca? To trzeba było najpierw zrobić wywiad środowiskowy i znaleźć przyczyny takiego stanu rzeczy! Każdy rozsądny i myślący człowiek by tak postąpił. Miej pretensje do siebie, bo gdybyś pomyślał za wczasu mógłbyś uniknąć tego wszystkiego na co teraz tak sapiesz. Trzeba było wystawić się na odludziu albo wykupić z hektar ziemi, ogrodzić i wystawić się na środku i miałbyś wszystko w dupie. Zniknąłby problem sąsiadów, bo nawet głośna muzyka czy szczekanie psa nie niosłyby się z takiej odległości a że działka jebana? Kupiłbyś sobie traktorek do koszenia + pług na zimę i sprawa załatwiona. A jak tego by ci się nawet robić nie chciało to część działki mógłbyś wydzielić i pozostawić jako nieużytek. Kolejna sprawa to rozmiary mieszkania. Narzekasz że duże, w chuj sprzątania. To po jakiego ciula było ci takie jebane? Co, nie było innych? To już parterówek nie budują? Jesteś typowym polakiem, cierpisz za własną bezmyślność i jeszcze szukasz winnych. Sprzęty się sypią? Za luksus trzeba bulić. W bloku miałeś tyle dóbr co w mieszkaniu? Wątpię. A nawet jak coś miałeś to wszystko przedwojenne gówno, bo nie od dziś wiadomo, że spółdzielnie troszczą się tylko o terminowość ściągania czynszów od swoich lokatorów mając jednocześnie w dupie standard i wyposażenie mieszkań. Człowieku, prywatne mieszkania i posesje nie są dla leniwców i minimalistów a przede wszystkim – nie dla bezmyślnych idiotów. Każdy kto przenosi się z bloku do domu powinien być tego świadomy. Świadomy zalet i wad, co zresztą jest pojęciem względnym. Jednym pasuje to, drugim to. Jeden potrzebuje przestrzeni i swobody a drugi woli się gnieździć w klicie i cieszyć się że ma w związku z tym mało obowiązków. Jednego wkurwia smród miejskich spalin, drugiego wypalanych traw i liści. Jednego wpienia pies napierdalający za ścianą, drugiego za płotem. Zawsze jednak masz wybór i możliwość ingerencji w to co już jest. Dziwisz się ludziom chwalącym sobie mieszkanie w domu? Wyobraź sobie, że niektórzy potrafią sobie tak zorganizować życie wokół siebie, że wszystko lub prawie wszystko im odpowiada. I nie narzekają. Tak samo mieszkańcy bloków. Niektórzy są do nich tak przyspawani, że za chuja by się z tamtąd nie ruszyli. Czy to kwestia przyzwyczajenia czy braku porównania? Nie wiem. Trzeba wszystkich zrozumieć. I nie pierdolić jak ciota „nic nie mogę” kowalski.
Wszystko zależy od lokalizacji. Trzeba było kupić działkę na większym zadupiu – miał byś spokój i więcej kasy w portfelu. Jednak miałbyś wtedy inny problem… Strach przed złodziejami. Tak to przynajmniej sąsiedzi mają oko…
Jak masz problemy z ciszą w nocy to dzwoń na policję a nie narzekasz. Dotyczy tak samo psa jak i imprezowiczów. Typowa polska mentalność: ma dobrze ale i tak trzeba ponarzekać. A to mieszkanie za małe, a to za duże, a to za cicho,a to za głośno.
A ja to bym chciał w kamienicy mieszkać:D
komentarz nr 1 = dobra odezwa do wszystkich narzekających
Idiota, chyba naprawdę nie masz na co już narzekać jak narzekasz na swój własny dom. Wiesz, jak bardzo chciałabym mieć takie problemy? Koszenie trawy czy jebane odśnieżanie. Mieszkam w bloku a dom z ogrodem to moje wielkie marzenie od dziecka, jest tylko jeden problem – nie ma kurwa kasy. Więc proszę cie, nie narzekaj, bo to jest po prostu żałosne.
a ja od urodzenia mieszkałam w domu, teraz po studiach mieszkam w innym mieście, w jebanym bloku. Z niedowierzaniem wywalam oczy słysząc srake sąsiada, pierdzenie, ziewanie, chodzenia, pierdolenie przez telefon kurwa kogoś obcego. Czuje sie jak w mrowisku. Lewa ściana kto inny, kurwa prawa ściana stara zasrana sąsiadka napierdala radio-lub-tvn na maxa od 6 rano, sufit- skakanie górniarzy. W lecie otworzysz balkon i kurwa jesteś prawie u nich wszystkich w domu. W nocy na górze sąsiadka szcza albo jej coś spadło. Drzwi wejsciowe – mieszkam na parterze- non kurwa stop strzelają. Piękny dzień- chcesz wyjść rano w majtkach zjeść śnidanie na tarasie- kurwa wyjdź przed blok rano z kawą w gaciach zobaczysz co bedzie. Nie możesz sobie usiąść z książką przed blokiem, nie ma gdzie wyjść. A na działke czasami trzeba niewiadomo ile jechać i gdzie. Czuje sie jak w klatce. Tęsknię za zapachem świeżo skoszonej trawy w ogródku, bieganiem na bosaka po podwórku z psem, opalaniem się bez krempacji. Za ciszą mojego kochanego domu, kominkiem. Mogłabym sobie auto wypucować w kostiumie kąpielowym w słoneczku a nie stać w kolejce do myjni i płacić, a i tak jest nieumyte. Jak tylko skończe to, co zaczęłam w tym mieście, spadam do mojego domu, bo tęsknię i wiem za czym. ..I lubię pracować w ogródku, kosić trawkę i zapraszać znajomych na ogniska. A w zimie ozdabiać własne drzewka. Nikt chyba nie jezdzi kurwa wieszać lampek na świerku na działkę jak mieszka w bloku, bo i tak nie widzi. A przed domkiem widzisz swoje własne drzewko, co je posadziłeś, przycinasz i ci pięknie rośnie. Ty nie masz duszy domu. Ty jesteś PRL-płyta szara, skomasowana. JAK tego nie masz w sobie to juz nigdy nie bedziesz miał.
Te, numer 1, hektar działka? Traktorek? Pług? Może jeszcze domek dla niewolników z afryki i pole bawełny? Na pewno nie jesteś synem Kulczyka? Tu jest Polska człeku, gość pisze że i tak jest na kredycie a ty mu rozwiązania za grubą kasę proponujesz. Pomyśl trochę zanim napiszesz.
A tak poza tym @1 jesteś typowym przedstawicielem polskiego buractwa, właśnie o takim wywyższaniu się jest chujnia. Twój tekst że „w bloku zawsze będziesz nikim” to po prostu pokaz jak maluczki jesteś. 12 milionów Polaków mieszka w blokach, kolejne 7 w kamienicach (czyli przedwojennych blokach), wśród nich przedstawiciele wszystkich warstw społecznych. Brzydzę się takimi jak Ty, choć sam mieszkam w domku, ale w życiu mi by nie przyszło do głowy żeby pisać że ludzie z bloku są nikim. (BTW domki w Polsce w 80% wyglądają tak samo bo ludzie na 5-6 najtańszych, darmowych projektach lecą – tyle w temacie nie bycia jednym z wielu).
widze ze zycie seksualne nie istnieje, poskakaj sobie na zonie lepiej sie poczujesz
Jeżeli stawia się domek i zostawia dwa metry do płotu, a za nim sąsiedzi to sam sobie jesteś winien 🙂 Było kupić przynajmniej ze 30ar.
@8,9 Co ja poradzę, że mieszkasz w zapyziałym klocku, jesteś wiecznie bez kasy i wszyscy dookoła mają cię za nic? Ubodło cię to co napisałem bo ma to ścisły związek z twoim żałosnym życiem bez perspektyw a ja trafiając w sedno twojej beznadziei uruchomiłem w tobie mechanizm wyparcia a także niekontrolowanego plucia jadem. Odmóżdżony polaczku, widzisz… tu nie chodzi o to, żeby każdego dyskredytować. Ja odniosłem się do konkretnego przykładu konkretnie tego gościa – nie do ogółu. Facet się czegoś dorobił a teraz na wszystko biadoli. Jego owe narzekanie jest godne politowania i pogardy bo sam się wyruchał a teraz gryzie po kostkach i przypierdala się do wszystkich twierdząc, że jak on ma w domu chujowo to widocznie u każdego tak musi być i próbuje to wszystkim wmówić. I to jest meritum, do którego się odnoszę. Inni potrafili się wystawić tak, by było dobrze i nie narzekać. Potrafili wyłuskać priorytety a odrzucić trendy, lanserkę i zbędny szpas, który na dłuższą metę utrudnia życie (zbędne pokoje/sprzęty/zagospodarowany ogródek etc.). Ale do tego trzeba mieć mózg którego u niego i u ciebie na próżno szukać. Gnijąc w bloku jesteś nikim. Powtarzam ci to tępa pało po raz pierdylion osiemnasty. I jeżeli tego nie widzisz to albo się oszukujesz albo jesteś…tępą pałą (albo jedno i drugie). W końcu 90% ludzi jak tylko ma możliwość to spierdala z miasta/z bloku na wieś/do normalnego mieszkania – nie na odwrót. Ale tobie, zjebanemu blokersowi zapewne to niczego nie rozjaśnia…: ) PS: Są miejsca, gdzie grunty są chuja warte i hektar pola kosztuje tyle, co 10arów w innym, bardziej „intratnym i atrakcyjnym” miejscu. Trzeba tylko poszukać i wychylić nos poza rejon własnej spółdzielni. Rolne działki które mają perspektywę przekwalifikowania na budowlaną są najbardziej opłacalne. I nie trzeba być milionerem by mieć w posiadaniu większą ilość gruntów. Widzisz…człowiek myślący potrafi zrobić dobry interes a debilowi zawsze się będzie wydawać, że każdy mądrzejszy od niego to skurwysyn.
Pierdolicie wszyscy. Mieszkam aktualnie w domu. Parę lat temu okolica była spokojna, teraz lepiej nie mówić. Non-stop zapierdalające pod oknem samochody (skrócik sobie chuje znaleźli), gimbusy na pierdzących skuterkach kursujące między monopolem a placem zabaw na ktorym przesiadują, żulomenele wracający ze speluny trzy posesje dalej szczający mi pod płotem i wrzucający kufle do ogrodu, megawchujdrogie ogrzewanie (gazowe) itp…
Mieszkałem wcześniej w wysokim bloku, na ostatnim piętrze, osiedle kulturalne, blokowe towarzystwo mieszane ale bez patologii, cisza, spokój i widok na Wisłe z okna. Z mojej perspektywy blok jest fajniejszy, bo nie miałem w nim złych doświadczeń. Dom natomiast to horror, kiedyś plusem był własny garaż, dziś większość bloków już go ma więc zysk żaden. Poza tym jak się mieszka wysoko to w zimie zdąży obcieknąć śnieg z butów, zanim wejdziesz do domu. W domu, ile byś nie sprzątał, jest wieczny syf! Teraz apel do hejterów:
Patologia mieszkająca w slumsach i pegeerowskich czworakach niech zamilknie i nie ujada, bo nie każdemu da się dogodzić.
Pajace stawiający domy 250m2 na działce 252 m2 też niech milczy, chciało się to się ma!
Wg. mnie dom ma rację bytu np. na Florydzie albo gdzieś w miejscu o podobnym klimacie. W Polsce jest to dramat!
12 jeżeli to nie prowokacja to jesteś dodopodobny – jeżeli ktoś się nie zgadza z tobą to zazdrości, takich łebków nawet szkoda słuchać
Odnośnie domku-masz racje w 110 procentach-po zamieszkaniu w nowym domku daliśmy go do sprzedania po 2 latach mieszkania w nim.
Wygląda na to, że wszystko jest kwestią sąsiadów. Osobiście mieszkam w bloku z lat 70 ale nie wiem czy ja mam jakichś zajebistych sąsiadów czy jakiś lepszy blok ale nie słyszę żadnych rozmów, sikania, srania, pierdzenia czy telefonów (a słuch mam dobry). Oczywiście słychać jak się sąsiad pokłóci z sąsiadką bo wtedy się drą jak chuj, albo jak ktoś czasem (nie często) zrobi jakąś imprezę no to też nie ma siły i słychać. Ale ogólnie dobrze mi się tu mieszka, z sąsiadami się znamy i szanujemy a tak jak w chujni jest napisane w mieszkaniu mam wyjebane na wszystko. Domek to nie dla mnie, za dużo pierdolenia, jedni lubią, inni nie. Nawet jakbym mnie by było stać to bym się nie budował bo jest mi dobrze tu gdzie jestem. I wcale się nie czuję gorszy z tego powodu, jak niektórzy tu sugerują że powinienem.
Chujowicze, nie pierdolcie bzdur o kupowaniu wielkich działek, co wy kurwa z kosmosu jesteście czy z pierdziszewa? Idźcie na dowolne osiedle domków jednorodzinnych w mieście, jakie są działki? No kurwa przeważnie małe, zabudowa jest gęsta, tudzież szeregowa, gęsta sieć dróg! Hektar działki to sobie możesz kupić ale kurwa w Gazocipnikach, wiem co mówię, kupić w mieście działkę hektar (a z niewielkiego miasta jestem, pracuję w nieruchomościach) to trza by bank rozbić! Nie mówiąc o Warszawce, Wrocku, czy innym Poznaniu gdzie za cenę takiej działki kupiłbyś sobie apartament w Berlinie. Co za jebany stek bzdur! A wioska? Jebać wioskę, moja siora mieszka na wsi, jest tam może 2 gospodarzy a i tak gnojem i kiszonką jebie w całej wsi, psy drą ryje a jak przyjdzie zima i jebnie mocniej śniegiem to są 2 dni odcięci od świata zanim pług do ich wsi się dotarabani bo droga lokalna. 2 lata temu był przypadek że się jednemu typowi chata spaliła bo straż pożarna nie miała jak dojechać bo utknęli w zaspach! Pierdolić domki, apartamentowce to jest to! Domki są dla plebsu mającego rolnicze korzenie 😛
Witam, jestem autorem tej chujni – @1,12 Twoje wypowiedzi… No dokładnie o takich ludzi mi chodzi. Słuchaj kupiłem taką działkę na jaką mnie stać i gdzie mnie stać, a chciałem pozostać w mieście (jedna z obrzeżnych dzielnic – jestem z Opola) żeby nie mieć komplikacji przy dojazdach moich i żony do pracy, a dzieciaki chodzą do przedszkola więc tak mi było po prostu lepiej i łatwiej. Odludzie nie wchodziło w grę. Działka jest 32 arów (bywają mniejsze – przyznasz). Płota od głośnego sąsiada nie mam 2 metry od mojego, nie mam siły Ci tłumaczyć teraz jak w nocy się niesie dźwięk, szczególnie jak jest więcej osób. Nie będę dzwonił po policję czy SM bo nie chcę żyć jak Kargul z Pawlakiem. Rozmawiałem z sąsiadem to mi się wyżalił że sam nie ma siły już do chłopaka, bo wpadł w złe środowisko. Odniosłem nawet wrażenie że ten ojciec się wręcz go trochę boi. Z chłopakiem też rozmawiałem o nocnych biesiadach to powiedział że na jego podwórku może robić co mu się podoba, i jak chcę to mogę wzywać policję a mandat i tak jego starzy będą musieli zapłacić i ma to w dupie. Ci ludzi mają z nim dostatecznie wiele problemów, nie chcę im dostarczać kolejnych.
Na traktorek i pług szkoda mi kasy, mam niezłą kosiarkę i po prostu szuflę do śniegu, zresztą nie w sprzęcie pies pogrzebany. Dom miał być duży bo mieszkanie mieliśmy 82m2 więc bez sensu było budować domek o tej samej powierzchni. Zakładaliśmy że może w przyszłości przygarniemy pod dach starzejących się moich rodziców. Ale sprzątanie tego jest czasochłonne. Nie jestem też leniwcem ani minimalistą tylko ciężko zapierdalającym człowiekiem, nieźle zarabiam ale w robocie spędzam 10-12 godzin dziennie, często również w soboty, więc wybacz że mnie nie raduje po tym wszystkim zapierdalanie z szuflą czy kosiarką.
Zresztą nie wiem co się tak gorączkujesz, przyznałem zalety domku, ale po prostu w wielu kwestiach to jednak jest rozczarowanie. Świadomy zalet i wad… Ale dopóki nie spróbujesz jest to świadomość teoretyczna, czytałem multum wpisów ludzi ze wsi którzy przeprowadzili się do miasta i wszystko im nie odpowiadało, że głośno bo dużo aut, że sąsiedzi za ścianą, że nie ma gdzie parkować. Po prostu musieli się na własnej skórze przekonać, że im to nie odpowiada. Podobnie jest ze mną, myślałem że takie proste czynności które cieszą ludzi będą dla mnie relaksem, że popijając piwko będę sobie kosił trawniczek słuchając muzy z Ipoda i to będzie mój aktywny wypoczynek, podobnie z całą masą innych rzeczy które trzeba robić. Niestety w praniu się okazało, że te wszystkie czynności zjadają moją niewielką ilość wolnego czasu i uniemożliwiają wypoczęcie, po prostu te czynności mnie już wkurwiają, są nudne, monotonne i po prostu chujowe. Może gdybym robił od 8 do 16 i miał pół dnia dla siebie to inaczej bym na to patrzył. Jednak po 20 czy 30 skoszeniu trawnika nie mogę się nadziwić jak ludziom się to może podobać. Ale ok, każdy ma jak ma. Poza tym tak jak wspomniałem domek nie okazał się oazą ciszy i spokoju, dopiero teraz kiedy się o tym przekonałem od znajomych się dowiedziałem, że nie ja jedyny mam takie problemy, że na osiedlach domków jednorodzinnych też są rozmaite problemy z zakłócaniem spokoju, również i tu zdarzają się debile czy wręcz patologia. Spróbowałem i jestem nieco rozczarowany. Zawsze myślałem że mieszkanie w „pierdolonym bloku” a w domku to niebo a ziemia. Zresztą taka jest teraz propaganda i moda. Okazuje się że niekoniecznie, nie w każdej kwestii, i nie dla każdego, a są kwestie gdzie naprawdę w bloku mają bardziej komfortowo. Poza tym odnoszę wrażenie że Ty masz więcej problemów niż ja. A Twoja reakcja na to że ktoś myśli inaczej od Ciebie wręcz histeryczna. Spoko chujowiczu, jak Ci jest dobrze w Twoim domku to gratuluję. Ja piszę o mojej chujni, niech sobie każdy żyje jak chce.
Najlepiej wziąć kartony z Tesco i spać gdzie popadnie … na chuj wam domy ? A tak, gdzie będzie źle to się przeniesiecie …
Zamieniłeś dobre mieszkanie z wielkiej płyty na domek,to masz to co masz.Poparłbym ten wpis,bo wiadomo że w każdej rzeczy są plusy i minusy,ale po kiego się spuszczasz nad apartamentami?Nowoczesne budownictwo to jest jedno wielkie gówno.Mieszkania są budowane na szybko,osiedla zamknięte to jakieś getta,w dodatku wszystko w nich jakoś przytłacza…wielka płyta ma coś w sobie,a te nowoczesne klocki…dramat…co do apartamentowców,nazywają się tak,żeby się idioci na to nabierali.Standard niewiele lepszy,a potrafią w jednym budynku zrobić ponad 100 apartamentów…heh…tylko że to są apartamenty tylko z nazwy.
Wielka płyta rządzi.
Źle się ulokowałeś. Ja mam chałupkę z brzega pod lasem i czasami 2 tyg człowieka nie widzę. W bloku mieszkałem i nie chcę. Zmień lokalizację.