Drodzy Państwo! Mam 21 lat, jestem mężczyzną i znajduję się w końcowej fazie kursu na prawo jazdy kat. B. Po przejechaniu niemalże 30 godzin wciąż jednak zdarza się, że robię podstawowe błędy. Oczywiście śmiertelnie mnie to irytuje, co w trakcie jazdy sprawia, że dekoncentruję się i popełniam ich więcej. Do tego wkurwia się mój instruktor, który nawet zalecał mi, abym dokupił sobie godzin. A najzabawniejsze jest to, że w niektóre dni jeżdżę znowu bezbłędnie. Dokonując analizy mam wrażenie, że poziom mojej jazdy zależy od czynników meteorologicznych (gradient ciśnienia atmosferycznego lub jego poziom, zachmurzenie), jakości snu w nocy, ilości zjedzonego śniadania i mocy kawy wypitej przed jazdą. Zastanawia mnie tylko, jak to jest, że w Polsce mamy masę kierowców, wszyscy jakoś zdali i jakoś jeżdżą (lepiej lub gorzej, pomimo zmienności powyższych czynników). Jak tak dalej pójdzie, to okaże się, że zaoszczędzone 1k zł stypendium pójdzie się jebać, bo więcej jak 3x do egzaminu podchodzić nie będę. A jak jeszcze walną mi diesla, to nakryję się girami, bo on bez obrotów na placu nie pojedzie, do czego jednak zdolny jest silnik benzynowy przy swoich ośmiuset obrotach biegu jałowego. Dobija mnie moja tendencja do przegazowania, którą jednak wypracowałem w obawie przed gaśnięciem silnika lub „skokami”. Dziś, nie wiem czemu, w jakiś magiczny sposób dałem na dwójce za mało gazu i zbyt mocno zasprzęgliłem. Samochód na wąskim skrzyżowaniu wykonał czynność taką, że sam ostro przekląłem, a instruktor był tego blisko. Oczywiście silnik zgasł. Pocieszam się chociaż tym, że zapamiętałem, by wyłączyć światła przed zapaleniem silnika. Oczywiście po tym zdarzeniu zaczęło się już z wolna jebać, tym bardziej, że obawiałem się tej cholernej dwójki. I jedynki też! I znowu przez to przegazowywałem. Boję się każdego, nawet najdrobniejszego szarpnięcia, bo wiem, że zobaczę kątem oka niezadowolenie instruktora. W związku z tym jestem w srace. Nie wiem nawet, czy mogę sobie zaufać na drodze. Bo co to za jazda, jak przez pół godziny jadę dobrze, potem coś jebnę, potem znów coś i jest kaszana? Do tego wkurzają mnie drobne uliczki pełne wybojów. Jadę taką pierwszy raz, oczy z tyłu i przodu, bo wozów i pieszych sporo + muldy + dziury, pełne skupienie i… Przeoczyłem jednokierunkową i STOP. Dobre też jest, kiedy instruktor mówi skręć w lewo i na najbliższym skrzyżowaniu w lewo, a ja jadę w lewo i… zawracam jak ciul, bo mi się we łbie coś ubzdurało, że jednak mam zawracać. Cóż, co tu dużo mówić. Pójdę na ten egzamin normalnie, mając nadzieję na zwycięstwo. Wiem, że to interesowne i wedle wielu w ogóle zbyteczne, będę modlił się żarliwie o to, bym nie tyle zdał egzamin, o ile bym umiał jeździć tym cholernym samochodem. Jak nie zdam – wola Boża. Poza tym dyshonor w oczach własnych i ojca, który po 14 godzinach kursu w 91 roku przystąpił do egzaminu i zdał no-problemo (jeździ bezkolizyjnie i w naprawdę zdroworozsądkowy sposób cały czas, niezależnie od zmęczenia i czynników fizycznych panujących na drodze). No i dochodzi do tego wspomniana wcześniej strata kasy. Prawo jazdy i umiejętność kierowania pojazdem samochodowym to ostatnia możliwość udowodnienia sobie własnej męskości. Bo z kobietą nigdy nie będę, to bank, to zdecydowanie jeszcze trudniejsze od kierowania samochodem (chociaż nie zawsze jestem tego pewien, gdy mi się silnik krztusi na dwójce albo zmieniam pas bez spojrzenia w lusterko). Pić alkoholu też raczej nie umiem – szkoda tu słów. Nie umiem też za bardzo zapanować nad popędami. Dobry jestem w pracy umysłowej (dlatego testy na prawko są dla mnie łatwe – na cicho i na spokojnie dojdę do sensownych rezultatów, ale za kółkiem testy można se w dupę wsadzić). Gorsza rzecz jednak, że wydajność tejże pracy spada u mnie wraz z wiekiem. Kiedyś byłem chłonny na wiedzę, tworzyłem prozę i poezję, pisałem programy i muzykę. Tymczasem zaczyna się regres. Tak umysłowy i mam wrażenie – również fizyczny. To ostatnie wnioskuję z tego, że nie jest dla mnie łatwym naprawdę delikatne puszczanie sprzęgła czy „głaskanie” gazu. Co ciekawe do normalnego operowania kierownicą też dochodziłem długo, a i w momentach działań gwałtownych lub trudnych wracam do starego nawyku „drobienia” (w sensie krótkich skrętów bez przeplatanki rąk). Co tu zatem powiedzieć? Szczerze wątpię, czy ktoś dotarł aż tutaj. Moje wypociny są bezwartościowe, trudno, aby ktokolwiek je zrozumiał. Mają one wartość jedynie dla mnie, bo sam rozumiem, co się ze mną dzieje. Niestety, ten przeklęty samochód doprowadza mój organizm do szczytów funkcjonalności, dlatego przy każdym spadku formy zaczyna walić się moja jazda – zwyczajnie nie wyrabiam. Nie jestem wystarczająco odporny na sytuacje stresowe na drodze – choć poza nią jestem zupełnie opanowany. Samochód zalewa mój umysł, psychikę, zatruwa lub odtruwa duszę – zależy, czy jadę dobrze, czy źle. Jedna zła jazda pogrąża mnie w niszowym stanie, zaś dobra jest zapowiedzią naprawdę pięknego dnia (jeżdżę rano). Do tego wkurza mnie mój instruktor, który jest niejako odzwierciedleniem mojego wewnętrznego stanu i stanowi o emocjonalnym sprzężeniu zwrotnym, w wyniku którego cała lekcja, a następnie cały dzień i mniemanie o własnych zdolnościach mogą iść się jebać. Czasami na pociechę odpalam sobie jeden lub dwa kawałki mojego autorstwa, żeby przypomnieć sobie, że jednak coś potrafię, ale czym jest tworzenie muzyki wobec jazdy samochodem? Muzyką nie pojadę bezpiecznie, bezstresowo w teren. Pomijając już fakt, że nikt mojej muzyki nie lubi (poza mną, oczywiście). Powinienem już kończyć. Wiele leży na mym sercu, ale po co mam zanudzać ludzi? Życie nauczyło mnie milczeć, dlatego wiem, że pisanie tutaj jest błędem. Moje problemy należą do mnie. Albo je zwalczę, albo mnie pożrą żywcem. I jeżeli nie uratuje mnie Bóg, to nie uratuje mnie nikt. Życzę miłego dnia.
Kurs na prawo jazdy kat. B
2011-07-08 23:4334
51
Z jazdą samochodem jest podobnie jak z chodzeniem. Jak idziesz to nie myślisz, że powinieneś podnieść lewą nogę i przesunąć ją do przodu, potem prawą, potem lewą itd. Robisz to automatycznie. Nie myślisz o technicznym aspekcie chodzenia ale o tym gdzie masz dojść, jak to zrobić, żeby było Ci najwygodniej, najbezpieczniej itd. Tak samo powinno być z jazdą samochodem. Kierowca, który ma wprawę, gdy rusza to nie myśli sobie, „aha, będę ruszał, powinienem więc wcisnąć sprzęgło, wbić jedynkę, teraz lekko dodać gazu jednocześnie ujmując nogę ze sprzęgła”. Kierowca to robi, ale o tym nie myśli. Podobnie jest z hamowaniem – gdy idziesz i nagle wyrasta przed Tobą przeszkodą to nie zastanawiasz się nad tym czy się zatrzymać i jak to zrobić tylko się zatrzymujesz, tak samo w trakcie jazdy – nie myślisz czy i jak hamować tylko hamujesz gdy musisz. Tak samo jest z innymi technicznymi czynnościami w trakcie jazdy. Dobry kierowca nie myśli o technicznych aspektach jazdy, on pojazd obsługuje automatycznie, podświadomie, co innego z obserwacją sytuacji na drodze, tutaj musi się zastanawiać, analizować, jeżeli nie chce blisko spotkać się z innym pojazdem czy drzewem. I tak powinno być po 30-godzinnym kursie – myślisz o tym, jak jechać bezpiecznie i przepisowo a nie jak operować pedałami, kierownicą czy drążkiem zmiany biegów. Tak powinno być ale tak nie jest. A dlaczego? Dlatego że ciężko nabrać takich nawyków w ciągu 30 godzin kursu. Stąd to roztargnienie kursantów. Moja rada? Dokup kilka godzin jazdy i powiedz jasno instruktorowi, że chcesz poćwiczyć ruszanie, jazdę na niskich biegach, czyli generalnie pod względem technicznym jazdę miejską. Ale ćwicz nie w mieście a poza miastem, najlepiej na jakiejś lokalnej asfaltówce o małym natężeniu ruchu. W zasadzie od tego powinien się zaczynać każdy kurs, tak aby kursant zanim wyjedzie na miasto miał już wyuczone nawyki. Ale u nas jest inaczej. Wystraszonego chłopaka pcha się w centrum miasta, samochód ma gaśnie, kierowcy trąbią i zaczyna się myślenie typu „jestem do niczego, nigdy się tego nie nauczę”. Pojawia się brak wiary we własne możliwości, zniechęcenie i traktowanie kursu i jazdy jako zła koniecznego, jako kary a nie przyjemności. Pojawić się może ukryty, podświadomy brak motywacji, przekonanie: „po co mam się starać, skoro i tak mi nie wyjdzie”. Radzę Ci zrobić to co pisałem, Twoja sprawa jak postąpisz. A co do instruktora – jeśli Ci nie odpowiada to go zmień, ale moim zdaniem lepszy taki instruktor niż facet, który Cię będzie głaskał po głowie gdy przejedziesz na czerwonym.
tak na moje oko to jesteś pierdołą. Takie farmazony w stylu „dadzą mi diesla” czy „przegazowałem” świadczą tylko o jednym- nie potrafisz jeździć i będzie lepiej dla wszystkich innych użytkowników drogi jeśli nie zdasz egzaminu. Do jazdy samochodem poza dobrym wzrokiem i wyobraźnią potrzeba odrobiny fantazji i wyluzowania… I jeszcze jedno- jak może Ci gasnąć po 30 godzinach jazdy? Nosz ja pierdzielę, moja ciotka nie ma takich problemów, a jest dobrze po 60stce.
Ogarnij się gościu, na Twoje problemy polecam rower. Pozdrawiam 😉
Eee jednym z czynników jest na pewno to, że chuja wiesz o samochodach.
Diesla jak Ci dadzą to źle?
Bez obrotów nie pojedzie?
Kurwa facet diesel ma dużo wyższy moment obrotowy niż benzyna co sprawia, że trudniej o to, żeby zgasł, szarpał i łatwiej ruszać.
Benzyna sobie może buczeć i warczeć z 5000 tysiącami na obrotomierzu podczas gdy Diesel przy niespełna 2000 obrotów ma maksymalny moment obrotowy.
Np. przy 90KM mam >210 niutonometrów, a benzyna żeby tyle miała to musi mieć ze 140KM.
Dieslem moge ruszyć pod górkę nie dotykając nawet gazu.
Więc doszkol się najpierw w teorii, a potem się bierz za praktykę.
A to, że jeździsz jak pizda po 30h to nic dziwnego. Jak zdasz prawko pojeździsz z ojcem przez rok to się nauczysz. Każdy pzez to przechodził.
Instruktor Cię uczy jak zdać prawo jazdy, a nie jak dobrze jeździć autem, bo jazda po zdaniu prawka różni się o 180 stopni.
Też za niedługo zdaję egzamin, pocieszam się, że skoro ja też mam jeszcze problemy, inni też mają to na pewno da się jakoś zdać, nie tyle osób zdało i jakoś jeździ, dla mnie liczy się by zdać i potrafić jeździć, nie ważne za którym razem, istotne jest to by zdać samemu, na przykład pewna osoba zdała za pierwszym razem bo jej ojciec załatwił, a teraz boi się do auta wsiąść, bo nie wie gdzie co jest, żałosne są takie osoby, a Ty się nie martw, bo zdasz na pewno, opanuj stres i nie myśl o najgorszym, idziesz na egzamin by zdać i taki masz cel, skoro testy, plac zaliczysz to jazda po mieście będzie łatwiejsza, pozdrawiam.
witam. Mam dokładnie ten sam problem co Ty, niby wszystko w porządku, niby dobrze jeżdżę ale w pewnym momencie albo się zamyślę, albo coś, albo ktoś mi wyskoczy na drogę i się stresuję. Moja dobra rada: musisz przygotować się na więcej razy że oblejesz (tak lepiej bo jak zdasz za pierwszym razem, to będziesz mile zaskoczony). Niestety u mnie to nie zadziałało, oblałem za pierwszym razem (i jak na razie jedynym) i to na rękawie, gdy cofałem. Zestresowałem się tak niesamowicie że nie jestem w stanie nawet powiedzieć jak to się stało. I tu kolejna dobra rada: nie stresuj się, staraj się opanować nerwy, u mnie w ośrodku egzaminacyjnym panowała nerwowa atmosfera, trzeba się na to po prostu uodpornić i pójść na egzamin pewnym siebie, z nastawieniem że wszystko się uda, że umiesz jeździć, inaczej dupa blada. Kolejna rada: wyśpij się i nie bądź na kacu tak jak ja ;] I nie przejmuj się na wypadek gdy nie zdasz, fakt szkoda kasy itd, dlatego jeżeli na tym Ci zależy, dokup sobie ze 2 godzinki dzień lub dwa przed egzaminem (ja tego nie zrobiłem a zamierzam), musisz być tam pewny siebie ale i tak niestety istnieje prawdopodobieństwo że trafisz na kogoś kto Cię po prostu udupi. Ludzie zdają teraz średnio za 5-8 razem i są niezłymi kierowcami, nie zastanawiaj się jak to było kiedyś, ważne jest to co jest teraz i jak sobie z tym poradzić. Życzę nam obu powodzenia i napisz jak Ci poszło. Pozdrawiam.
No tak…ludzie jak zwykle nie potrafią czytać ze zrozumieniem.
Słuchaj Ty nie masz problemu ze zdaniem prawka tylko sam ze sobą.I nie piszę tego żeby dogryźć,tylko widzę że Cię złapał marazm i beznadzieja i to prawko postawiłeś sobie jako cel najwyższy.A tak naprawdę zupełnie gdzie indziej leży problem.No ja mam taki stan już od dłuższego czasu tylko ja nie wierzę w bogów i innych,wiem że samemu sobie trzeba pomóc.Co nie znaczy że mi się to udaje.
Rada-weź się do tego co lubiłeś robić,w czym byłeś dobry może znów zacznij tworzyć?
A co do prawka-no w naszym jebanym kraju z jego zdaniem jest problem…ja sam zdawałem raz jakieś trzy lata temu i od tamtego czasu nie chce mi się ruszyć dupy znów…
nie chce mi się tego czytać, ale jak nie miałaś stosunku „pochwowego” to nie jesteś w ciąży
widzę, wykształciucha, sypiesz gradientami, pewnie się geografii solidnie uczyłeś ? To tak ba marginiesie. Zazdroszczę ci, ja przeszedłem kurs, olewałem go i efekt był taki że musiałem dokupić godzin. Potem, poszedłem na egzamin, i efekt jest taki, że nie zdałem 3 razy. TEraz muszę dokupić 5 godzin i modlę się bym zdał za którymś razem, bo cała rodzina, szczególnie ojczulek (który ma wszystkie kategorie prawa oprócz autobusów) oczekują że będę miał prawo. A ja robię takie głupie błędy, przykład jadę, i nie wiem co zrobić na skrzyżowaniu, muszę ogarnać myśli zastanowić się i dopiero .
„A jak jeszcze walną mi diesla, to nakryję się girami, bo on bez obrotów na placu nie pojedzie, do czego jednak zdolny jest silnik benzynowy przy swoich ośmiuset obrotach biegu jałowego.” bwhahhaa – sory musiałem bo „wsysłem prześcieradło dupą” ze śmiechu jak to przeczytałem.
ja robiłem „za młodu” i chuj mi z tego wyszło. nie miałem 1.pojęcia 2.do końca chęci 3.własnego wozu. Potem to się zmieniło, minęło lat kilkanaście. Dalej nie miałem pojęcia, ale chęci, potrzebę i samochód [żony ;] już tak. 15 dodatkowych godzin dokupiłem. 5 ostatnich w okolicach tras egzaminacyjnych- nauczyłem się każdego jebanego kruczka-sztuczka na pamięć. … teraz w lewo. nie wiszło? zawracamy i znowu teraz w lewo. nie wyszło? to zawracamy… od tego czasu minął rok, mam swój samochód, robię spokojnie 2.000km miesięcznie i dopiero teraz uczę się jeździć. a zdałem za piątym razem [w sumie- za siódmym]. nie poddawaj się, kontynuuj, potem to polubisz 🙂
Autor. Nie spodziewałem się aż tak wielkiego zainteresowania tematem, dziękuję za KAŻDY wpis, nawet ten, w którym określony zostałem jako pierdoła. Oczywistym jest to, że trochę nim jestem, trudno tego nie zauważyć (to tak ad 2). ad 1) Ja generalnie nie myślę nad motoryczną częścią jazdy – zasadniczo działam odruchowo, ale w tych odruchach czasami czegoś brakuje (np. spojrzenia w lusterko, choć to akurat marginalnie się zdarza); uważam też, że mając za instruktora typa rodzaju „Cyberdyne model 101” lepiej się przygotuję do jazdy, problem w tym tylko, że gość mnie stresuje i nie dąży do tego, aby jakoś mnie odstresować – o to też powinien chyba trochę zadbać (a może i nie?); ad 3) moja wiedza faktycznie nie wykracza poza informacje zapamiętane z lekcji fizyki w liceum (odnośnie sprawności tego silnika = 40%); odnośnie ruszania i obrotów informacje te uzyskałem od dwóch niezależnych instruktorów i przestrzegali, że na dieslu nie ruszę bez gazu, co może nieco utrudniać plac (na którym lekko manipuluję sprzęgłem); ad 4) stres opanowuję; pojawia się on tak faktycznie dopiero po popełnieniu kilku błędów, nie boję się jeździć i jestem raczej wyluzowany (poza trudnymi manewrami, które wymagają szczególnej koncentracji); ad 5) mam nadzieję zdać max za trzecim razem, bo potem wyjeżdżam na uczelnię i pupka blada – kolejna szansa dopiero za rok, bo w zimie nie będę się mocował z egzaminem; odnośnie stresu nieco już rzekłem w poście oraz w komentarzu ; stres trza pokojowo zwalczyć, to fakt, jest on niestety największym wrogiem tego typu przedsięwzięć; ad 6) święta prawda – problem jest ze mną, z tym, co siedzi pod czachą, niestety; zwierzak siedzący w każdym z nas, jak i we mnie, próbuje się bronić, pójść po najlżejszej linii oporu, aby ponieść jak najmniejsze ewentualne straty; odnośnie tworzenia – od jakiegoś czasu noszę się z chęcią do podjęcia pisarstwa; mam nadzieję, że rok akademicki mnie do tego nie zniechęci, bo nie ma nic gorszego niż przerwanie tworzenia czegokolwiek; ad 8) jestem biologiem, mam „licencję na biolożenie”, zaczynam magisterkę; ja solidnie wziąłem się za robotę, nic nie olewałem, bo taką mam zasadę – jak się za coś biorę, to solidnie (tak jest również z twórczością: patrz „ad 6”); szkoda, że pierwotne chęci, zapał i determinacja nie do końca przełożyły się na efekt, ale wierzę, że „jakoś to tam będzie”; ad 9) też czasem tak miewam, choć niekoniecznie w związku z moim problemem; ad 10) heh, dobrze, że się udało wreszcie :); zabawne jest to, że ja jeździć lubię, nawet mam ochotę wskoczyć sobie w auto i normalnie pojeździć, bo w normalnych warunkach (czyli gdy nie ma opadów i zatoru na drodze) to czysta przyjemność; mam nadzieję, że zdam, ojciec podaruje mi własne stare auto i skończy się tak dobrze, jak u Ciebie. REASUMUJĄC: dziękuję serdecznie za wszelkie komentarze. Pewnikiem jest to, że wróg siedzi we mnie. Nie mogę się poddawać. Ratunkiem (w moim wypadku) jest wiara w Boga i własne siły. Istotna jest nadzieja na to, że zdam. Istotna jest pewność siebie i racjonalne oszacowanie własnych umiejętności. A odnośnie dodatkowych godzin: mam 2 godziny gratisu przed egzaminem + 1.5 godziny pozostawione z samego kursu, więc jeszcze sobie pocisnę pedały i pogładzę drążek. A potem się zobaczy. Dziękuję i pozdrawiam wszystkich! Z ostatniej chwili: dziś zdałem egzamin wewnętrzny. Wiem, że to żaden wyczyn, ale nieco mnie buduje. Trzy testy, kolejno: 0/1/1 błędów.
No to już wiesz dlaczego jeździsz jak pizda – Twoi instruktorzy to jebani idioci 🙂
„na dieslu nie ruszysz bez gazu” popłakałem się hahaha tak się składa, że jeżdżę 3 dieslami i powiem Ci, że nawet duży dostawczy diesel ruszy bez gazu, ale będzie już mega szarpać. A co tu mówić o Yarisce, która kurwa waży może 1000kg?
Weź pierdolnij w łeb jednego i drugiego niezależnego instruktora i niech Cię nauczy ktoś jeździć kto ma o tym pojęcie, bo narazie to się popłakałem słysząc wywody Twoich instruktorów. Się kurwa dziwić, że potem wypadki jak już u kolebki sami skończeni kretyni.
Przykro mi się zrobiło teraz jak napisałeś ten komentarz, przestaje wierzyć w ludzi, bo ich głupota mnie przytłacza powoli :/
@9 „wsysłem prześcieradło dupą” dobrze, że w polu zasysania nie leżał jasiek, potem byś swoją chujnie opisywał jakie to lekkie sranie..
Do autora: Jeśli nie masz drygu do jazdy to nie wsiadaj za kółko, trudno-niektórym nie jest to dane, 3maj się!
Nie martw się, ja zdawałem 3 razy za młodu i olałem sobie bo się wkurwiłem i to był błąd – trzeba było zdawać do skutku. Teraz znowu robiłem w wieku 38 lat ! i zdałem za 3 razem i teraz tak: zajebiście boje się sam jeździć a wszyscy których wiozę mówią mi „Andrzej ja się nie boję z tobą jeździć bo jeździsz bardzo bezpiecznie i pewnie”. A ja jak ten idiota zawsze jak mam gdzieś jechać sam to mi się na wymioty zbiera i wyobrażam sobie – a co to się stanie złego w drodze. No i wsiadam i jade i gówno się dzieje – nic się nie dzieje – poprostu na spokojnie trzeba patrzeć i rozglądać się, nie daj Boże nie kozaczyć bo wtedy się można wjebać. Nie przejmuj się i zdawaj. Ja na początku miałem przygotowaną kasę na 9 egzaminów więc zaoszczędziłem i teraz miałem na części do mojego golfa-wozidła bo chodziaż jazdy się boję to nie boję się go sobie naprawiać 🙂 I wiesz co ? Jestem lepszy od młodych bo ja zdałem prawko mając prawie 40 lat 😛 Trzymaj się i nie poddawaj
Człowieku jakże bliskie są mi twe dylematy. Jestem w trakcie kursu i mogę podpisać się pod wszystkim co naspisałeś, z tą różnicą, że przejeździłam dopiero 15 godz. Nawet wykształcenie mamy podobne, też jestem biologiem i mam skłonności do „lania wody-gadulstwa”. Napisałam znacznie więcej, ale skasowałam, bo mi sie głupio zrobiło. Pewnie itak tego nie czytasz. Strasznie mnie wkurwiły niektóre komentarze powyżej, ale olewam to. Bardzo mi kogoś przypominasz. \Mam dzisiaj 16 i 17 h jazdy i pełne gacie strachu. Ja ze wszystkim mam raczej ciężko, wszystko przeżywam i analizuję . Ale wcale nie jestem żadną pierdołą, przeciwnie wszyscy mają mnie za odważną i pewną siebie babkę. Trzymaj się. Ciekawe na jakim etapie życia teraz jesteś.
Alicja
czlowieku nawet nie wiesz jak bardzo cie rozumie nie jestem debilem ale czase na jazdach zachowuje sie sie jak tepa dzida
Jak ja ciebie rozumiem człowieku doladnie to samo czuje robie prawko i przy tym w chuj błedow za kazdym razem,zdaje juz 3 raz i ciagle coś spierdole nie mam juz siły ale jestem uparta i myśle ze zdam za każdym podejściem walcze po prostu ty też próbuj