Miłość to marnotrawstwo czasu i energii. Miłość do żonatego tym bardziej. W końcu rekina trawy żreć nie nauczysz. Dlatego czuję się jakby niebo miało zesrać mi się za chwilę na głowę. Pogarda, którą czuję do siebie, sprawia, że chcę wyrzygać z siebie życie. I zdrowy rozsądek mówi mi, że to nie ma sensu, a jednak odczuwam ból. Ból, że tracisz coś, choć chcesz to stracić, bo to jest prawidłowe. I wiesz, że na chuj Ci te kwasy, na pizdę te nastoletnie dramy. I czujesz moc, bo w końcu nikt nie powiedział, że w życiu będzie lekko. Ale gdzieś tam wieczorami tworzysz sobie sam jebanego potwora. Chyba nie ma nic gorszego od obojętności. To taka okrutność bezsilnego. I wszystko daremne. A i tak wszystko o dupę rozbić, bo kiedyś zgaśnie słońce i szlag trafi to całe chujostwo.
Mówi się trudno i kocha się dalej
2011-07-08 23:4321
55
Czeka Ciebie piekło!
„Obojętność jest królową zimną, nieczułą.”
Dziewczyno, trzymaj się… – poruszył mną Twój wpis.
„Ból, że tracisz coś, choć chcesz to stracić, bo to jest prawidłowe.” <- to coś jak sraczka.
Raz- piekła się nie boję.
Dwa- dzięki za tak miłe słowa, rzadko spotykane w necie.
I tak już w sobie zniszczyłam to uczucie, dla dobra Ich i mego.
Pozdro.
osz kurwa! mam to samo-miłość do żonatego,heh eh
3.—->
Ta, od razu powiedzmy 'zwiększ masę’