Przed może godziną byłem w kinie na „Avatarze” (notabene: wizualnie film świetny i za samo to warto go zobaczyć na dużym ekranie, fabularnie jest cienko, ale jakoś tam ujdzie; BTW podobnie jak w przypadku pierwszej części miałem nieodparte skojarzenie ze znanymi z historii podbojami tubylców – zwłaszcza Indian obu Ameryk – przez białych, i co smutniejsze, upewniłem się, że to samo zrobimy na innych planetach, jak już polecimy „podbijać” kosmos; naprawdę miałem wkurw na negatywnych bohaterów tej historii, aż się prosiło o przysłowiowe zajebanie ich gołymi łapami, podobnie jak kacapskiego ścierwa, i to bez żadnych wyrzutów, za to z satysfakcją…). A kalendarz mi mówi, że to było pięć dni temu. Jak to jest, kurwa, możliwe, że czas tak zapierdala jak Zatopek na olimpiadzie (albo i jeszcze szybciej)… Wstaję rano, idę do kibla, żeby się odlać, zaraz potem tylko ochlapię się wodą i zaraz potem naleję sobie w kuchni czegoś do picia (nawet nie muszę przyszykować – w lodówce jest gotowe). Potem patrze na godzinę… I ile mi na tym mija czasu? 5 minut? 7? A gówno… Taki wał… dwadzieścia minut. Lekko. I nie wiem jak ani kiedy, no bo przecież „wstałem tę minutę czy dwie temu” i nie zrobiłem niczego innego niż tylko te czynności jedna po drugiej.
Mam może nie jakąś paranoję w stylu Philipa K. Dicka – który napisane przez siebie do FBI donosy wyrzucał do swojego kubła na śmieci, bo był przekonany, że obserwujące go służby wyciągają to z tej „skrzynki kontaktowej”, i który podejrzewał, że Lem nie istnieje, tylko jest to wrogi komunistyczny spisek „wieloosobowego komitetu”, który pisze książki pod kryptonimem „Lem” – bo w odróżnieniu od niego nie ćpam i nie chlam, ale czasem naprawdę mam wrażenie, że ktoś mnie w bambuko robi i „kradnie mi czas”. No bo coś, co powinno zająć pięć minut, zajmuje piętnaście, a cały dzień – 18 godzin na nogach, zlatuje mi jak może najwyżej godzina. Ba…, CAŁY rok upływa jak moment. I to dosłownie moment.
Przecież to jest jakaś paranoja (w sensie: absurd, a nie pomieszanie we łbie, jakie od prochów miał choćby wspomniany Dick)…, tak się nie da żyć, do kurwy nędzy. Przed chwilą (naprawdę przed chwilą) to ja na maturze byłem… Ile czasu minęło, zapytacie? A ĆWIERĆ PIERDOLONEGO WIEKU. Przy takim tempie upływu czasu, to na dobrą sprawę nawet nie ma się za co zabierać (choćby to było tylko byle drobiazgiem), bo raz dwa parę desek, dół w ziemi i trochę piachu. Nic tylko siąść i czekać na tę dziwkę z kosą, (bo się pojawi za ilość czasu wystarczającą na pstryknięcie palcami), bo cała reszta nie ma w takiej sytuacji najmniejszego sensu – niczym nie da się nacieszyć, więc po chuj cokolwiek robić.
Chujnia i śrut…
PS. Ironia losu jest natomiast taka. Gdy byłem dzieckiem, to czas płynął tak wolno, że po dziś dzień mam wrażenie, że np. moja „zerówka” (a pamiętam, jakby to było wczoraj) to trwała i trwała latami. I wcale nie dlatego, że jakoś nie mogłem się doczekać końca tego czasu, a po prostu dlatego, że wtedy to rzeczywiście człowiek mógł jakoś na tyle długo funkcjonować w tym samym czasie i warunkach, że zdążył „nasycić się” życiem, które wtedy się toczyło. Rok trwał rzeczywiście rok, a nie, kurwa, może dobę. Czyli jednak można. A więc ktoś mi to chyba celowo robi, albo co…
No tak! Spierdalajmy na Marsa. My, Fajniaki: wreszcie stworzymy cywilizację ludzką! Przeskoczymy każdy ROK milion razy! Nie wierzycie? A TO jest możliwe!!! Prawda medyczna, to kilka MILIONÓW PLEMNIKOW w JEDNYM WYTRYSKU SPERMY!!!! Dziewczyny: to tylko wylegarnia LUDZI. A nawet z jednego plemnika zrobi się jajo od 1 do 10 dzieci! My MILIADY LUDZI!!!!
No i gdzie moj komentarz, kurwa?
To zapewne Putin coś grzebał z tym odczuwaniem czasu dlatego tak jest . Żart . Ale Twoja chujnia jest bardzo Ok . Dobrze piszesz na temat.
Rocznik 83 zna ten problem. Doszły dzieci i sam już nie wiem, jak szybko zbliżam się do 40stki, a to brzmi już jak konkretna symfonia Beethovena. A jeszcze niedawno… Kurwa!
to co ty kurwa podróżujesz w czasie albo co?!
„Avatar” to film chyba z 2009 roku XD
A zerknij na repertuar kinowy… 😉
Chodzi o „Avatar: The Way of Water”.
a ja nie lubię bzdurnych filmów,
bo zawsze na koniec oglądania czuję w sobie pustkę i uważam, że zmarnowałem kurwa czas na nierealne bzdety!
Też mam podobnie dlatego oglądam jeden film tygodniowo w okolicach weekendu, a nie kurwa półtora dziennie. Byku, praktyka, rzemiosło, twarde umiejętności wiadomo, są najtenteges i najbardziej pożądane, przynoszą zasoby, ale nic się nie stanie, a może nawet pomóc jeśli raz w tygodniu przez dwie godziny posłuchasz sobie fajnej historii, wejdziesz w czyjąś skórę i dostarczysz kilku emocji.
kurwa to ile jest… pierwszych części? XD
Mi się kurwa czas cholernie dłuży jak jestem między ludźmi //dawniej szkoła,
//teraz np. podróże komunikacją zbiorowego bydła
LECZ:
GDY nic nie robię LUB pracuję
to czas mi mija właśnie podobnie tak samo cholernie szybko!
A potem kurwa jak się mnie ktoś pyta i nie może się ktoś nadziwić mi, że „przecież masz cały czas wolne” i mi ktoś wmawia, że kurwa nic nie robiłem…
To sam w sumie nie jestem w stanie powiedzieć co robiłem choćby wczoraj, choć gdy wczoraj „było jutro” to miałem w cholerę roboty i jeszcze trochę – co zresztą wykonałem.
Zawsze sobie to tłumaczę tym, że albo kurwa „nie mam gadanego” albo właśnie też tym, że „gdzie ten czas?!”
Nie robisz czasem szkoleń? Idziesz do pracy i sruuuu, jakby po godzince i już po, a jak wbijasz z ziomeczkami na bilard to się ciągnie i ciągnie. Naucz bo ja na odwrót 😉
nie siej mowy nienanawiści pojebie
Nie ma takiej niedoli, której nikt nie pierdoli.
co to znaczy kutwa?
Kurwa, jak ja sie ciesze że ktoś o tym napisał, bo też mnie to wkurwia, widze to dokładnie tak samo. Kiedyś miesiąc trwał dłużej niż teraz trwa rok. Kto to kurwa robi ? Co za szmata tym kręci ? Już niczego mi sie nie chce, no bo kurwa po co skoro i tak zaraz to przepadnie, przeminie. Pojebana sprawa, z kim by nie pogadać też tak myśli. Czy to jest jakieś zjawisko psychologiczne czy sie może kurwa czasoprzestrzeń zaczeła odkształcać do chuja (albo od chuja)? Chyba na prawde coś zmieniło sie w przestrzeni okołoziemskiej. Każdego dnia mam z tego powodu potwornego doła, nic mnie przez świadomość o tym gównie nie cieszy. PO CO TO TAK ZAPIERDALA!!! Próbuje napisać coś mądrego, albo co dokładnie czuje, ale mi to jak widać nie wychodzi (oj jak nie wychodzi), więc ujme to tak: Czas to wredna szmata i ssie pałe. Trzymajta sie, bo to gówno wiruje coraz szybciej.