Hmm
Od czego by tu zacząć…
Rzadko się udzielam tu na forum bo lubię czytać cudze wpisy ale dziś zrobię wyjątek.
Żonaty lekko po 30, bezdzietny, bez kredytu, mieszkający z żoną i jej rodzicami. Miasto powyżej 250tys ludzi…
Skończone studia techniczne. Hujowa praca bez perspektyw za 2700 netto, żona podobnie zarabiająca.
Od lat zmagam się z depresją, nawracające epizody, branie leków.
Najbardziej wkurwiająca w tym wszystkim nie jest sytuacja finansowa bo wiem że dużo ludzi ma podobnie, nie wkurwia mnie nawet to że ta depresja nawraca ale najgorsze w tym wszystkim to ta wieczna jebana niechęć do wszystkiego.
Często zmuszam się do wszystkiego robię coś na siłę, nic mi się nie chce, rzygam już tym. Ha śmieszne są te wszystkie postanowienia noworoczne bo już chyba 10 rok z rzędu miałem jakieś i tylko była spina żeby coś tam zrobić a i tak skończyło się jak zawsze.
Nazywajcie mnie jak chcecie patałachu, huju ogarnij się czy tym podobne bo mam to w dupie!
Teraz nawet nie mam postanowień bo już rzygam tym całym gównem i nie chce mi się nawet nic nowego wymyślać.
Jedyne co to za niedługo zmieniam te hujową robocine to już w sumie jakiś krok nawet. Nie straszne mi nawet jakieś 3 wojny czy inne gówna bo już od lat zwisa mi to. Ale chciałbym choć tak z 10 lat pożyć normalnie bez większych problemów z sensem i tak naprawdę. Tego życzę sobie i wszystkim uczciwym dobrym ludziom.
Niu fiuczer lajf
2023-01-02 12:1613
3
Smień prace, weś kredyt… /Bronek K. – tfuj prezydęt, miszcz ortograwii 2011 😉
A tak poważnie. To depresja. Po części wywołana warunkami, w jakich żyjesz (słabo płatna praca i w efekcie życie kątem). Ale prawdopodobnie nie tylko to jest powodem. Swoje także pewnie dorzuca to, że tzw. „proza życia” cię dopadła – wiesz codziennie jest tak samo beznadziejnie. Spróbuj więc coś najpierw z tym zrobić – znajdź sobie jakąś rozrywkę/hobby/zainteresowanie. Coś co by wykraczało poza ten rutynowy standard dnia. I nie rezygnuj z tego nawet gdybyś się musiał do tego zmuszać; najwyżej jeśli okaże się, że ta wybrana rozrywka ci nie odpowiada, to poszukaj innej. Zacznij od czegokolwiek, choćby od tak prostej i wydawałoby się „głupiej” rzeczy jak częste spacery gdzieś (gdziekolwiek, najlepiej blisko przyrody). To powinno po pary tygodniach lub miesiącach, pomagać w poprawie nastroju (a jak nie pomoże, to problem jest głębszy i psycholog/psychiatra by się przydał, choć jeśli już, to unikaj wtedy wciskanych leków na poprawę nastroju, bo mogą uzależnić a nie pomóc). No a potem poszukaj może innych możliwości pracy i zarabiania, co poprawi samoocenę i zwiększy życiowe możliwości.
Ewentualnie 5 stów w łapę, bilet i CV w zęby, i Łódzki Wydział Fabryczny wita… 😉
Spacery są dobre
pod absolutnym warunkiem, że po drodze nie spotka się ludzi kurwa.
Chujowa, a nie hujowa.
Grammarnazi
I huj chujowiczow to obHodzi co piszesz. Wież?
A masz antyteściów jak ja antyrodziców kurwa?!
Nie, ale mam twardego pytona, który pięknie pasuje do twojej ciasnej dziurki, mój drogi pedałku. Buziaczki.
Pierdol się pedale.
Nie straszna ci wojna pajacu do czasu aż będziesz miał wroga u bram kurwa pajacu.
A to mnie nazywali bucem pedały.
Bo jesteś bucem, tygrysku. Ale przynajmniej masz ciasną. Całuski – twój chłopak.
Pierdol się zjebany pedale.
New future life=przejebane przyszłe życie pod auspicjami New World Order w skrócie NWO i jego pierdolonego, jebniętego psychopaty guru niejakiego Klausa Schwaba.
Mam podobnie, w podobnym wieku, też gdzieś od 10-ciu lat.
Fajna partnerka, elastyczna praca, w planach budowa domu, brak bagażu w postaci kredytów, alimentów, czy niechcianych dzieci.
Leki coś tam pomogły, aczkolwiek nadal brakuje radości z życia codziennego, tego pierdolnięcia, że robisz coś z pasją, że na coś wyczekujesz, by w końcu udało się to zrealizować.
Zauważyłem po sobie, że najlepiej dla głowy, kiedy cały czas człowiek jest czymś zajęty.
Najgorsze jest przebywanie w domu w samotności, wtedy włącza się niepotrzebne zastanawianie nad sensem tego wszystkiego . Choć paradoksalnie jestem domatorem i lubię własne towarzystwo.
Od paru dni planuję znowu wjechać na jakąś farmakologię – delikatnie, coś na podkręcenie nastroju.
Małymi krokami, ciężko i mozolnie, ale w sumie jakoś to idzie.
Ostatnio dłużej siedziałem w domu z powodu niezdolności do pracy, coś znowu nagle uderzyło do głowy i musiałem przeleżeć jeden dzień załamany w łóżku. Robotę rzucać chciałem itp. fazy.
Na szczęście szybko zeszło ze mnie, jutro ruszam do roboty po podwyżkę 😉
Przeanalizowałem Twój wpis i wydaje mi się, że znalazłem główny powód chujozy – „mieszkający z żoną i jej rodzicami”. Nie dość, że ze starymi to jeszcze z jej starymi to tak jakby ona Cię zaprosiła do swojego domu, a nie Ty ją (nawet kurwa w starym testamencie chujki już o tym pisały, że ty masz ją zaprosić do swojego świata, nie musi być wybudowane za gotówkę, może być nawet kurwa najmowane). Ja wiem, że wygodnie, że bez czynszu, że bombelkiem się zaopiekują jakby się wyciągnąć nie zdążyło albo ultra sejf nie okazał się być taki sejf jakim się wydawał, że zawsze sobie można nawzajem pomóc itp. „Wypierdalasz od starych przynajmniej na odległość, z której nie widać dymu z ich komina” – taki komunikat powinien dostawać każdy gość przy odbiorze wyników matury. Chyba, że nie pisał matury, to wtedy nie wiem kiedy… Studia techniczne to „zarządzanie inżynierskie” czy coś innego? Bo nie wierzę w 2700 po studiach żadnych, a co dopiero technicznych. Wpis może niezbyt przyjazny i cwaniaczkowaty, ale piszesz, że ledwo po trzydziestce i zdobyte dobre wykształcenie techniczne więc mam przed oczami gościa idącego z wypiętą klatą, kopiącego w dupę przeszkody (krokodyle różańcowe/antymatki) i dostającego co tylko sobie ubzdura, ale ja ogólnie mam spraną banię więc czytaj z przymrużeniem oka 😉
No ale ta „jebana niechęć do wszystkiego” to też depresja. Człowieniu zmagasz się z poważną chorobą więc po pierwsze przestań się o cokolwiek obwiniać. To że nie lubisz świata wynika z tego że nie lubisz siebie, więc zacznij traktować samego siebie z większym szacunkiem. Na pewno jesteś w czymś dobry, na pewno są rzeczy które lubisz robić. Zacznij je robić i nie zastanawiaj się jak ci idzie tylko kurwa rób je a za jakiś czas zobaczysz że wyrobiłeś se jakiś tam pozytywny nawyk. I zacznij się spotykać z ludźmi więcej, nie siedź w domu z teściową jak ciul.
Od 16 roku życia zmagam się z dystymią/depresją i brakiem chęci do czegokolwiek. Nigdy nie próbowałem psychotropów ale w wieku 24 lat spróbowałem psylocybinę (nie dużą dawkę trufli). Działanie lekko narkotyczne jednak działanie antydepresyjne było tak potężne, że się rozpłakałem, Poczułem się jakbym miał znowu z 15 lat, ciężko to opisać słowami po prostu wszystko co z depresją i zaburzeniami psychicznymi związane znikło i mało tego. Subiektywne działanie też ogromne w kolejnych dniach po zejściu fazy złapałem się na tym że natrętne myśli zniknęły itd. niesamowite poczytaj nt psylocybiny w necie. Ja jestem w NL więc mam do tego dostęp w smartshopach jednak w PL ciężej :/