Kupiłem wczoraj pudełko zapałek. Okazało się, że brakuje jednej sztuki. Kasjerka mówiła, że powinno być 80 szt., a ja policzyłem w domu i było 79. Po powrocie do sklepu (25 km od domu), kasjerka wzięła pudełko zapałek i policzyła razem ze mną. RAZ, DWA, TRZY…Ludzie grzecznie czekali na obsługę. Jeden z kolejki nawet się zainteresował tematem i zaczął liczyć drugie pudełko wzięte z pułki! Po 10 minutach, gdy przyszła z zaplecza, poinformowała mnie, że kierownik reklamacji nie uwzględni. Facet co liczył oddzielnie zapałki też się zbuntował bo doliczył się 77 mimo, że ich nie kupował! Jednym słowem, ale chujnia!
Czy w Uzbekistanie i Zimbabwe też tak oszukują?
Pies (chałczak) nawet krzyknął PSIA KOŚĆ!
A stonoga uznała sklep za wroga.
smieszne to nawet. ps./mesio panie niczyj cmoknij mnie w dupala
5/5 od dawidowych gwiezd twórcy. Nietuzinkowa chujnia. Zapałkowym skrytożercom mówimy NIE.
A twoja stara klaskała za palety domestosu.
Dobrze,że pies,chałczak (chyba od chałki??),nie krzyknął: dzwońcie po czubkowóz!!
Skisłem xD
Zgłoś się do tego euromeblastego chuja, będziesz trociny wirujące na wietrze liczył, to przestaniesz swoim pierdoleniem ludziom dupę zawracać…
Silnik wydudnił dziwny ton, / śmigło nagle zastygło, / pan Benek strasznie zbladł, / a potem nagle zawirował świat… / A było tak: / Znajomy z Niemiec bardzo, bardzo chciał / zobaczyć z góry Warmię i Mazury. / Pan Benek się namówić dał, / a doświadczenie miał jak mało który. / Weźmiemy jeszcze moją ciotkę i – powiedział – / dzieciaki brata z przodu się posadzi. / Trzeba się upchać, żeby domknąć drzwi,
będziemy w górze dam poprowadzić. /Awionetka, awionetka, jaka zwinna, jaka lekka. / Ja kaleka, ty kaleka, bo nas niosła awionetka. / Stalowy ptak wolno wyniósł nas / ponad kominy fabryki opon. / I wtedy ciotka podniosła wrzask, / w życiu nie była przecież tak wysoko. / Znajomy z Niemiec nad jezioro chciał / polecieć, skręcić kilka ujęć. / Pan Benek Karolkowi dał… drążek, / – niech chłopak popilotuje. /Awionetka, awionetka, / jaka zwinna, jaka lekka… /Co było dalej, chyba każdy wie. / Biegu wydarzeń domyślacie się sami, / gdy w jednej chwili jak w koszmarnym śnie / niebo się z Ziemią zamieniło miejscami. / Znajomy z Niemiec szepnął: “O mein Gott!” / Ciotka ugryzła w ucho pana Benka. / Pamiętam koszący lot, a potem – / noga, ręka, głowa, głowa, noga, noga, ręka / Awionetka, awionetka, / tu półbucik, tam saszetka, / okulary, bransoletka / – rozrzut na pół kilometra. / W finale, na sygnale w ulic gąszcz / powiozła nas karetka pogotowia. / Kierowca jak rajdowiec przyspieszał wciąż, / z pedału gazu nogi nie zdejmował. / Parę skrzyżowań, potem zakręt ooooodrobinę chyba za ostry… /Pisk opon, tłuczone szkło / i nagle pod sufitem nogi siostry. / To karetka, to karetka, / jaka zrywna, jaka lekka / ja kaleka, ty kaleka, bo nas wiozła też karetka. / Awionetka, awionetka, / jaka zwinna, jaka lekka. /Ja kaleka, ty kaleka, / bo nas niosła awionetka.
Stonoga to nasikał w hotelu, nie wiem czy to prowokacja czy rzeczywiście coś mu w mózgu sie poluzowało, ale mimo tego on chciał uratować Polskę!
Ale sie zblazniles z tymi zapalkami hehe
O kurwa to rzeczywiście masz problem. Wypierdalaj z takimi chujniami !
!1 „mesio panie niczyj cmoknij mnie w dupala” Nie zasłużyłeś, patałachu, na takie pieszczoty. 😛 Ale, jako że marzenia są po to, żeby je spełniać, Pan twój, Mesio, powiada ci: wyjdź na wieś swoją, zdejmij gacie, wypnij się i wsadź łeb między sztachety, to pewnie ktoś cię pocałuje a może nawet i zapnie. /Mesio PS. PS-a nie będzie, bo Pan twój nie ma czasu, śpieszy się zasiąść na swoim diamentowym tronie w toalecie.
Ludzie, przecież to jest ewidentnie luźny żart dla poluzowania m.in. waszych „chu*ni” czy prawdziwych problemów. WIĘCEJ UŚMIECHU I DYSTANSU! Naprawdę myśleliście, że 25 km ktoś będzie wracać bo doliczył się braku JEDNEJ ZAPAŁKI? I, że jakiś gość z kolejki do kasy zahipnotyzowany jak programem i papką z TV będzie liczył inne pudełko? HAHA Niektórzy nie załapali widzę i piszą jak by to faktycznie się wydarzyło. 😀 Więcej dystansu do siebie i innych! hehe „Chałczak” od HAU HAU (szczekania) :-D, nie od chałwy czy chałki 😉 hehe
Ej, Ty Janie Pawle Cholera,
może odpuści, pomyślałem sobie
wtedy. Może da spokój i się
odpieprzy, może uwierzy, że nie
słyszę. Na wszelki wypadek
przyspieszyłem kroku, spuściłem
głowę niżej i udawałem, że myślę
o czymś zupełnie innym. – Papaj,
ej! No poczekaj no! Wciągnąłem
głowę w ramiona, zastanawiając
się, czy mogę przyspieszyć jeszcze
bardziej, ale tak, żeby nie wyszło
na to, że uciekam. Różaniec w
ręku, ręka pracowicie udająca, że
biega po koralikach, odmawiając
Bardzo Ważną Modlitwę, A co…
– Hej, poczekaj! Stukot szpilek po
chodniku. Cholera, nic z tego.
Gdy była już naprawdę blisko,
odwróciłem się, wciąż trzymając
w ręku różaniec – ot tak, żeby
sobie nie myślała że nie miałem
nic do roboty. -No elo, Faustyna.
– Zmusiłem się do uśmiechu,
jednocześnie oceniając swoją
sytuację i rozważając warianty
zachowania. – Heeej! – Na szyję
rzuciło mi się pięćdziesiąt parę
kilo sutanny, lakierowanej na
czerwono skóry, złota, pudru i
równie ciężkiego zapachu
kadzidła. Od razu na szybko
wykreśliłem w myślach wariant
wstępnego walnięcia z liścia w
twarz, chyba nie będzie to jedna
z TYCH rozmów… No, chyba że
Faustyna w końcu zaczęła
chodzić na te zajęcia z rozwoju
osobowości, o których mi
opowiadała do roku, i sprawdziła
w słowniku znaczenie słowa
„kremówka”. Do tej pory była
pewnie przekonana, że to albo
sequel słynnego kilka lat temu
filmu z bukkake albo rodzaj
pigułki gwałtu. – Karol, mmmm…
– Jak zwykle zaczęła od wymiany
płynów ustrojowych i rewizji
osobistej; nie powiem, żeby w
innych okolicznościach miało mi
się to nie podobać, ale ostatnio
stawało się jakby nużące. Poza
tym poczułem wyraźnie, jak
drgnęła, kiedy jej ręka
prześlizgnęła się po kremówce
tkwiącej u mnie w kieszeni.
Dałem radę w końcu zrobić w
ustach trochę miejsca dla
własnego języka, odsunąłem od
siebie zakonnicę, wierzchem
dłoni starłem z warg szminkę.
Smak gumy turbo -której mi
nigdy nie dali- pozostał. – Co
tam, Vsti – stwierdziłem bardziej,
niż zapytałem, bo i tak
wiedziałem, co mi powie –
Stęskniłam się za tobą, Ty Janie
Pawle. – Płaczliwie-zalotny głosik i
trzepot doklejonych rzęs ni
cholery nie pasowały do
okoliczności naszego ostatniego
rozstania, ale wiedziałem, że to
tylko klasyczna zagrywka.
Westchnąłem ciężko, sięgnąłem
do kieszeni po kremówkę. – Vsti,
nie mam czasu teraz. Spieszę się.
– Oj, no weź, Sztywny, no… –
Przylgnęła do mnie całym ciałem,
patrząc w oczy wzrokiem chętnej
suczki. Tak, Vsti zawsze była
dobra w te klocki. Mój mózg to
wiedział, moje ciało to wiedziało,
ale pewnych reakcji organizmu
nie da się kontrolować; Faustyna
uśmiechnęła się szeroko, czując
pod ręką najbardziej
nieposłuszną część moich
kończyn. – Chodź… – Nie mogę,
mała. – Przeżuwając kremówkę,
rozejrzałem się po ulicy. Tak, to
pewnie ten; Wielka maska
papamobilu z przyciemnionymi
szybami wyglądająca
niezobowiązująco zza rogu
bloku. Ot, akurat na tyle, żeby
kierowca nas widział, ale bez
rzucania się w oczy. Jak wąż
rzeczny w tropikalnej rzece:
„Tududu tududu wąż rzeczny,
tududu tududu jest
niebezpieczny”. – Mówię ci
przecież, że się spieszę. – Na
pewno znowu idziesz do
przedszkola. – Wydęła wargi,
udając, że się dąsa. – Znowu
będziesz jebał dzieci. – Nie –
skłamałem. -Słuchaj, muszę iść,
Vsti. Czekają na mnie. – Nie
kochasz mnie już. – Zrobiła ruch,
udając, że chce odejść. – A ja
mam w domu coś nowego…
Poczułem jak zasycha mi w
gardle. Nie jestem typem
papieża, na którym byle bobas
mógłby zrobić wrażenie, ona z
niejednej cukierni kremówki jadła
– ale jeżeli Faustyna mówi, że ma
coś nowego, to naprawdę musi
to być niezła dziecina. Przez
krótką chwilę zastanawiałem się
nawet, czy nie zaryzykować, ale
właśnie ten moment wybrał
kierowca papamobilu, żeby
wrzucić wsteczny i cofnąć się
kawałek za blok. Pewnie uznał,
że za bardzo rzuca się w oczy. A
więc stali na włączonym silniku,
złamasy jedne… – Muszę lecieć,
Vsti – uśmiechnąłem się
nieszczerze – pogadamy jutro.
Odwróciłem się i ruszyłem
żwawym krokiem. – Jutro to
możemy już nie zdążyć, Karol. –
Głos Faustyny doleciał do mnie
razem z szumem zbliżającego się
papamobilu. – Białek pytał się o
ciebie. Nogi jakby mi ktoś
przyspawał do chodnika. Nagle
zrobiło mi się gorąco, poczułem,
jak świat dookoła zawirowuje,
potem uspokaja się nieco.
Wpakowałem sobie do ryja
kremówkę, odwróciłem się,
starając się, żeby mój głos
brzmiał na tyle
niezobowiązująco, na ile to
możliwe. – Białek? – Stalowy
potwór podjechał już praktycznie
na wysokość Vsti, ale przez
przyciemnioną szybę nie
widziałem, kto siedzi za
kierownicą. Ani obok. Ani na
krześle papieskim. Chyba nie
było sensu strzelać, szkło na
pewno pancerne. – No popatrz,
jaki zbieg okoliczności. Wpadnę
do niego po maturze, co tam u
niego? – Białek cię szuka. – Głos
Faustyny nie miał w sobie nic z
poprzedniej słodyczy, teraz były
to po prostu słowa. – Tym razem
ostro przejebałeś, ty Janie Pawle
pierdolony. Przełknąłem ostatni
kawałek kremówki, strzyknąłem
śliną na ziemię. – Czy Święci są
po to, ażeby, zawstydzać?
Odwróciłem się i ruszyłem dalej,
nie czekając nawet na cokolwiek,
co będzie chciała mi powiedzieć.
JAN MISZA DRUGI PISAŁ MAŁE
KSIĄŻKI /Duche
Więc to to był fejk? No nie! Osz ja pierdolę…
@6 Nie bluźnij,gamoniu.Ja,prezes EURO MEBEL,osobiście dopilnuję,żebyś dostał tyrkę o wiele gorszą,niż tę,o której wspominasz.Będziesz zasuwał nawet w nocy.Dla ciebie doba będzie miała 36 godzin.Nie wiesz,gamoniu,co to znaczy? Dowiesz się za bramą mojego zakładu.
Ty chory pojebany człowieku !
To wiesz co zrób, zausz firme
I widzisz gybyś jeżdził mesiem tak jak ja i zarabiał 17 tysi, to byś był gość. Odczuweam wielki bul iż nie pracujesz w naszej łódzkiej fabryce pierdu i czegoś tam. Prezes EUROMEBEL doznał rozwolnienia i siedzi w naszej fabryce w Wc.