Miało być tak fajnie. Robota znaleziona zaraz po studiach i do tego w zawodzie. Tylko co z tego jeśli jest nużąca, stresująca i generalnie frustrująca. I jeszcze szef krzykliwy chuj.
No i zamiast sensownego układu: 8h roboty, 8h snu i 8h na resztę, mam: 12h robota i dojazdy, 6 sen i 6 resztę. Tylko przez te pozostałe 6h nie mam już nawet siły coś zrobić.
Cały czas martwię się co będzie jutro w robocie, ba boję się zasnąć, bo gdy się obudzę będzie kolejny dzień, kolejny zjebany dzień.
Po robocie nie mam siły na nic. Co nieco zabawne straciłem nawet popęd seksualny – jak eunuch. A przecież jestem młody, powinienem by „psem na baby”.
Właśnie zauważyłem, że mam potworne opuchnięcia pod oczami i, że przez zmęczenie irytują mnie jakiekolwiek słowa skierowane pod moim adresem. Już nawet na nie nie odpowiadam.
Co ja sobie kiedyś wyobrażałem… że będzie się chodzić do pracy z przyjemnością, bo w końcu „zgodna z wykształceniem to zgodna z zainteresowaniami”. A teraz chodzę tylko żeby raz w miesiącu przeleli kilka groszy na konto. No, ale może kiedyś, po wielu latach zbierania (muszę mówić nie dla imprez, wycieczek, wakacji) spełnię swoje małe materialne marzenia. Te same od jakiś 8-10 lat…
PS Siły na napisanie tego tekstu zbierałem przez 3 dni. PS2 Często znajomi pytają mnie „Jak w pracy?”. Zawsze odpowiadam tylko „Praca jak praca…”.
Robota wysysa chęć do życia
2011-07-08 23:4335
44
Moja przynajmniej nużąca nie jest, ale pracuję już parę lat jak Ty. Do tego teraz to nawet z dnia na dzień dowiaduje się na którą mam godzinę a o której skonczę pracę to wcale nie wiem. Czasem kończę po 10h a czasem po 17-18h. Polska rzeczywistosć a ludzie się na to godzą.
W takim układzie polecam spróbować być bezrobotnym na własnym utrzymaniu…
Życie…