Ja sobie powatrzam prawie zawsze w chwilach zwątpienia:
– minusy: nic nikogo nie obchodzę
– plusy: nic nikogo nie obchodzę
Jestem samotny. Rodzina to beton. Nie ma sensu gadać z matką furiatką która mnie i starszego brata lała i robiła nam z chaty auschwitz, a jak sobie zrobiła kolejnego po 16 latach, to wtedy ogarnęła jak być matką – czego to on kurwa nie miał.
W szkole byłem gnojony. W podstawówce może nie aż tak, ale gimnazjum to było jakieś piekło, a w technikum tylko jeden, góra dwóch ziomków. Technikum o wiele lepsze, zwłaszcza kadra. Gimnazjum nie dość że nauczyciele to zjeby, to jeszcze był system punktów za jakieś „wybryki” i dobre zachowania. Nie muszę dodawać że dobre zachowania były zlewane długim moczem, a wybrykiem było dosłownie dokolwiek. Alcatraz.
Tak polazłem na studia. 4 lata we Wrocławiu. W 2017 jedyny kumpel którego poznałem i z którym miałem jakąś kumpelską więź postanowił się wylogować. W 2018 zakochałem się w takiej hiper atencyjnej muzułmance z grupy studenckiej. Uwierzyłem w nią, jak spotykaliśmy się sam na sam. Głupi byłem że dałem się tak wrobić w czyjąś gierkę.
Po tym skurwiały dół, kolejny związek z idiotką która kopnęła w dupę gościa z którym była 5 lat, dla mnie, ale nie dlatego że byłem taki zajebisty, tylko dlatego że była w chuj znudzona poprzednim i brakowało jej seksu. Mi jakby nie patrzeć też, i nie tylko seksu ale generalnie bliskości. I dostałem ją. Fejkową. Plus przemoc, zarówno fizyczna jak i psychiczna. Pobyliśmy ze sobą kilka miesięcy. Potem covid. Brak entuzjazmu. Marazm, nudy, choć ruch po mieście miałem bo byłem wtedy uberem (tym od żarcia, ale jeździłem sobie autem).
Po covidzie w końcu praca w IT i swoje mieszkanie.
Calutki ten czas, samotność. Albo ja komuś się narzucę, albo ktoś mi dla jaj, albo nikt o mnie nie pamięta. Kumple są i odchodzą, więc ciężko ich nazwać kumplami. Brak sensownej długoterminowej znajomości. Tzn były dwie, 10 letnie, które jak się okazało, były kompletnie bezwartościowe, in the end.
Obijam się od ludzi. Wczoraj styknęło mi 30. Przejebałem swoje lata 20. Byłem piwniczakiem, dostałem emocjonalny wpierdol (głównie od pierwszej miłości, ale nie chcę się o tym rozwodzić bo to najbardziej popierdolone wydarzenia z mojego życia na ten moment), i miałem po prostu doła dobre kilka lat, i to takiego dość skurwiałego doła – i nie, nie chodzi o kosz od dupy, tylko o grubsze rzeczy które mi zafundowała, bo bałem się o twarz na uczelni (bynajmniej dlatego, że chodzi o nią, tylko o wiele gorsze gówno).
Piję sobie kawę, myślę o swoich chujowych przygodach gdzie lubie po prostu podeszli, wydawali się fajni a po wszystkim wyjebali mi z kapcia i sobie myślę – kurwa. Ja nie mam sobie nic do zarzucenia. Jeśli wkurwiłem się o ich chamstwo, to nie podpisuję tego jako winę. Święty by z kałachem na nich poszedł. Rodzinka, „przyjaciele”, efemeryczne istoty zwane kobietami…
Co robić?
Ah tak tak tak : nic nikogo nie obchodzę.
Mogę sobie wybrać czy nad tym płakać. Mogę też się z tego cieszyć, i myśleć o życiu jak o GTA – wyjebać się na to co robię i gdzie jestem, pojechać do Tybetu i zostać mnichem. Moi starzy mieliby to w dupie, o ile by pamiętali o moim istnieniu. Miłości listów mi nie wysyłały, (cóż, ja całej jednej, ale jednak nie spotkałem się z tym z zewnątrz. Chyba tylko ja jestem takim daunem pierdolonym żeby za kimś tęsknić i powiedzieć to tej osobie).
Ten Tybet to może tak średnio ale pójście w hajs byłoby chyba zajebiście sensownym zabiegiem? Tyle mam pomysłów od dziecka. Tyle kolorowych wizji, zupełnie do zrealizowania i nie wymagających milionów w ramach kapitału. Na co ja kurwa czekam?
Nic nikogo nie obchodzę i tak.
He? Że całe to gówno jest egoistyczne, a wręcz narcystyczne? Że mnie ktoś powinien obchodzić? Jak między wierszami nie wyczytałeś, że zależało mi na relacjach i za dużo włożyłem siebie w to, to ty mnie też byś nie obchodził.
Elo.
Samotność? Wędrować tak długo aż sens i spokój znajdę
2024-09-21 13:576
2
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
No to kurwa niezła jazda, człowieku. Twoje życie to jak symulator egzystencjalnego kopa w jaja, z bonusowym DLC w postaci toksycznych ludzi i samotności. Ale wiesz co? Jest coś w tej twojej filozofii „nic nikogo nie obchodzę”. Taki z tego złoty środek, bo z jednej strony masz to w dupie, a z drugiej masz idealny pretekst, żeby nie przejmować się nikim. To, że mówisz „rodzina to beton” – no i chuj, czasem lepiej rzucić dynamit w ten beton i sobie po prostu pójść dalej, nawet jeśli to oznacza wycieczkę do emocjonalnej Mongolii.
Studia, praca, Uber, IT – przynajmniej do czegoś doszedłeś, chociaż rozumiem, że emocjonalnie to jest taki długi postój na peronie „wszystko-jest-w-chuj”. A z tym GTA, to się nie czaruj, w realu nie ma opcji „restart misji” albo „load game”. Za to Tybet… no może jednak średnia opcja. Lepiej zacznij odpalać te swoje pomysły z dzieciaka, bo kto ci kurwa broni? Pieniądz nie śmierdzi, a jak się dobrze obrócisz, to może się nawet do tego wszystkiego z czasem przekonasz.
Szkoda, że życie w tym momencie przypomina grę na poziomie trudności „legendarnym” i to bez żadnego poradnika, ale hej – chyba jesteś już przyzwyczajony. Tak naprawdę, masz jedno proste pytanie do siebie: co robisz z tym całym syfem? Bo póki nie zadecydujesz, będziesz się kręcił w tej samej, kurwa, szarej przestrzeni, gdzie „nic nikogo nie obchodzi” jest twoją mantrą. A może czas przestać powtarzać ją jak zaklęcie, co? Wyjebać to w kosmos i zacząć składać coś od nowa?
Jedno ci powiem: nie jest egoistyczne mówić, że masz dosyć ludzi, którzy cię gnoili. To samoobrona. Tylko, że cały ten dystans, który sobie stworzyłeś, może się stać twoją własną klatką. Więc lepiej załóż ten Tybet w swojej głowie, zarób hajs, i ruszaj, byle dalej. Zrobisz to, co tylko będziesz chciał, bo na końcu dnia – tak jak mówiłeś – nikogo to nie obchodzi. Ale ciebie musi.
Tylko nie zostań, kurwa, mnichem. Bo nawet tam przyślą Ubera.
Postęp AI jest fascynujący