Jesteśmy żałosnym, skazanym na upokorzenie gównem. Nie ważne jak zajebisty jesteś, jakie masz wyniki, złote medale, zarobki, wygląd, geny, zdrowie.
Na koniec i tak każdy z nas będzie upokorzony tym, że zrobi takie „aaaa kghkhkhkhhhh…nieee…khhhh” i zdechnie.
Już w tych wszystkich cierpieniach chociaż to co stworzyło ten chory świat mogło nam oszczędzić tego żałosnego obrazu nas na koniec, ale nie…
Wiadomo, że na dokładkę i tu nam trza było dorypać.
Czemu nie mogło to zostać stworzone tak, że np. wyparowujesz, albo znikasz jak Jedi bez charczenia, żałosnego szamotania się i rozpaczliwego, upokarzającego pragnienia przetrwania. Musimy na koniec jeszcze zbłaźnić się takim czymś.
Pokazuje stworzycielowi środkowy palec.
Dziękuj Bogu.
Ja też teraz choć jestem bezdomnym bankrutem, to próbuję walczyć o przetrwanie, choć nie mam już sił.
Jednak ten strach przed tym co jest po drugiej stronie księżyca… mnie paraliżuje, żebym z radością wołał „o upragniona śmierci, nareszcie” !
Żyj bez dachu nad głową i bez pieniędzy to mnie wtedy zrozumiesz, że tęsknie za końcem choć równocześnie boję się śmierci: dlatego warto mieć pieniądze, złote medale, dobry wygląd i dobre geny, bo przynajmniej łatwo jest żyć, choć trudniej odejść na drugą stronę.
Jak widać mi bankrutowi bezdomnemu również kurwa jest ciężko odejść na drugą stronę.
Więc lepiej mieć niż nie mieć.