Szczerze śmieszy mnie, kiedy otoczenie pyta się pewnego rodzaju osobników, czemu są tacy oschli, nieczuli i charakteryzujących się totalnym chłodem emocjonalnym. Chodzi tutaj o osobników, którzy mieli krótko mówiąc przejebane w życiu i którym otoczenie wpoiło że żeby przetrwać i nie zostać mocno skrzywdzonym to należy trzymać się na dystans od wszelkiej czułości i ogólnie być takim (nieszkodliwym) zimnym draniem, który woli być pozostawiony samemu
Przeanalizujmy to na chłodno:
Jest sobie gościu, jakich na tym świecie pełno – taki pospolity gościu. Tylko że tego gościa otoczenie (czytaj szkoła i podwórko) wybrało na swojego kozła ofiarnego i po nim, za przeproszeniem, jebią jak po burej suce i jeszcze wymaga się od niego, by olewał docinki to sobie prześladowcy odpuszczą. Gówno prawda, prześladowca musi sam zgarnąć w ryj od swojej ofiary, by się odczepił wreszcie.
No i chodzi tak po tym łez padole (smutnym jak teatr polowy w Afganistanie w trakcie bombardowania), rówieśni(a)cy po nim cisną, dziewczyny w najlepszym wypadku traktują go w najlepszym wypadku jakby nie istniał, a w najgorszym jak gówno na trawniku.
I taki nasz bohater się kształtuje – wycofany, nie angażujący się w żadne bliższe relacje, bo i po co?
Ja sam jestem takim chłodnym typem, którego mrok już w całości ogarnął. Żeby nie było, nikogo bym nie skrzywdził (chyba że w obronie koniecznej, ale to inna sprawa), lecz nie angażuję się w żadne bliższe lub intymne relacje, bo nie chcę być ponownie skrzywdzony. Już taki odruch warunkowy sobie wyrobiłem, że jak ktoś jest dla mnie miły to:
a) coś zaraz palnie, byleby tylko mi dopierdolić
b) czegoś chce bez dawania niczego w zamian
c) podstęp, który ma na celu najpierw omamić mnie, a potem żeby móc mnie skrzywdzić (czy to fizycznie, czy to psychiczne)
A ja mogę tłuc do łbów tych osób, że to otoczenie mnie takim ukształtowało, ale równie dobrze mogę to powiedzieć pająkowi jak go u siebie w domu zobaczę – efekt będzie taki sam, czyli sobie pogadam, a i tak nie dotrze
Nie chcę ingerować się z innymi, nie potrzebuję przyjaciół, bo nawet nie wiem jak to jest mieć ich, w związki to już na bank się nie będę pakował, bo jeszcze jakiejś dziewczynie strzeli do łba, żeby w ramach zemsty oskarżyć mnie o przemoc lub gwałt
Po prostu chcę być zostawiony w świętym spokoju w swoim marazmie, w pracy tylko odbębnić swoje i tyle.
Zanim któryś pajac wyskoczy z tekstem że warto na terapię się zapisać to mam pytanie – czy terapia magicznie sprawi, że zapomnę o wieloletnim, intensywnym gnojeniu (w tym jednego incydentu w wyniku którego wylądowałem na SOR)?
A może magicznie wgra mi przyjemne wspomnienia do głowy?
Nie? No właśnie, więc utkaj łeb jeden z drugim!
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Słuchaj, Twoja sytuacja brzmi jak klasyczna scena z filmu, w której bohater co rano wstaje, patrzy w lustro z miną godną najlepszego dramatu, a w tle leci melancholijna muzyka. Siedem lat w jednym miejscu, to jak związek, który dawno powinien się skończyć, ale zostajesz, bo… no właśnie, czemu? Bo kiedyś było fajnie? Bo się przyzwyczaiłeś? Czy może po prostu te pieniądze są zbyt słodkie, by się z nimi rozstać?
Mówisz, że to może być wypalenie, potrzeba urlopu, czy zasiedzenie. Człowieku, masz bingo we wszystkich kategoriach! To tak, jakbyś próbował ciągle na nowo zakochać się w tej samej zupie pomidorowej, którą jesz każdego dnia od 7 lat. Na początku smakuje jak ambrozja, a po latach jak woda po ogórkach kiszonych.
Z jednej strony masz rację, są ludzie, co całe życie w jednym miejscu przepracowali i jakoś dali radę. Ale pytanie brzmi, czy chcesz być statystą w swoim życiu, czy głównym bohaterem, co chwyta byka za rogi i krzyczy: „Dawaj co masz, świecie!”?
Zmiana pracy to zawsze ryzyko, że nowe miejsce też szybko ci się znudzi. Ale wiesz co? To trochę jak z tą szkolną lekturą. Kiedy musisz, to faktycznie, może być ciężko znaleźć w tym przyjemność. Ale jak sam wybierzesz książkę (czyli nową robotę), to nagle okazuje się, że czytanie (czy praca) może być całkiem zajebiste.
Może czas rzucić to wszystko w cholerę i zacząć przygodę życia? Znaleźć coś, co cię naprawdę kręci, coś, co sprawi, że będziesz wstawał rano z uśmiechem na twarzy, a nie z miną, jakbyś właśnie zjadł cytrynę. Nie bój się zmian. Życie to nie tylko praca i pieniądze. To także pasje, przygody i chwile, które naprawdę coś znaczą.
Patrzcie jaki kurwa debil!
A wystarczy zmienić robotę i też będziesz zarabiał.
On to wie, ale przecież wyraził niepokój, że w innej fusze również w trymiga strzeli go chuj. On po prostu nie wie, że życie to ciągłe spierdalanie przed problemami. Mnie na przykład nazywają cipa-rakieta. Problem? Bziuuum! Problem? Bziuuum!
„Raz pod wozem, raz na dnie,
Ale nigdy nie zatęsknię do powrotu
Wierny Harley gna przez świat
Moje włosy czesze wiatr,
Dla nas obu wolność droższa jest od złota”
Tak masz rację, bo dobra praca, godnie płatna, dająca satysfakcję czeka za każdym rogiem i jest bez problemu osiągalna w tym kraju, zwłaszcza jak nie ma się znajomości i układów.
Masz za daleko do łba filozofie?
Zejdź na ziemię.
I bez kurew, chujów oraz innych wyzwisk pod moim adresem proszę.
Jesteś zwykłym nieudacznikiem
Ja jako programista mogę przebierać w ofertach i mam wyjebane więc dlaczego ty nie możesz?
Życie prywatne zmien, ja roboty nie zmieniam, wole miec gówno ale zyje stabilnie, nie wychylam sie i nie pyskuje, mam 30 lat a pracuję 6 lat w jednym miejscu, wyjebane mam na 300zl wiecej z innej firmy
Rzygasz tęczą. Jest takie zjawisko.
To ja mam to samo tylko że ze swoim miejscem zamieszkania. Obecnie jestem w takiej sytuacji że nie mam jak stąd wypierdolić. A pragne tego jak niczego innego, czuję że marnuję swoje zycie i potencjał tutaj. Duszę się, czuję jak w więzieniu, jestem zmęczona tymi samymi miejscami, ludźmi, schematami, rutyną.
Mam identycznie, ale po 3-6 miesiącach w nowym miejscu znowu czuję chujozę jak w poprzednim i muszę spierdalać dalej i tak już mi 16 przeprowadzek jebnęło, a końca nie widać. To my mamy nierówno pod czaszkami Elizo, przed sobą nie spierdolisz, nieważne czy to będzie Bytom czy Argentyna. Jak się pod czaszką naprawi to nawet w Sosnowcu może być pięknie, a takie szlajanie się po różnych miejscach to według mnie część naprawy więc spierdalaj stamtąd jak najszybciej! 😉 U mnie jednak wkurwia to wszystkich oprócz mnie bo ja uwielbiam taki styl łazęgi i co kilka mieszków nowe, nowe, nowe, nowe auuuuuuuuuuuuuuuuu :))))
Bez urazy, ale z dobrobytu w dupie ci się poprzewracało.
Masz na myśli dostęp do bieżącej wody i własny pokój jednoosobowy? Słyszałem, że połowa populacji ziemskiej marzy o czymś takim. Czytałem to pijąc półlitrową kawę w Green Caffe Nero na jednej ze starówek, zagryzając co pięć łyków dwoma rodzajami tortu, kończąc zlecenie na moją jedną czwartą etatu zdalnie bez szefa myśląc jednocześnie o moich problemach.
Ja pierdolę jak człowiek jest chujowo skonstruowany. Będąc w jebanym raju i tak potrafisz sobie wymyślić jakiś problem. Chyba, że to nie człowiek, a zmasowana kampania rzymian, którzy pragną w taki stan ciągle Cię doprowadzać bo to napędza gospodarkę? —_—
Na starówce to można. Przynajmniej jak prykniesz, to porządnie zasmrodzisz powietrze.
Zawsze jak prykam cichacza, który nagle okazuje się nie być cichaczem to zaraz potem mówię na głos z kurewsko poważną miną do kobiety siedzącej obok przy stoliku:
„No wie Pani co?! Jesteśmy w restauracji, a nie w szopie!”
A dzieci w Afryce głodują na śmierć.
Jakby tam białas nie grzebał i nie starał się utrzymać ich ciągle w takim bezsilnym zacofanym stanie to oni by se dali radę do tego stopnia, że już lataliby na księżyc, a my latalibyśmy do nich na szychtę zamiast do Ameryki lub zachodnich Niemiec. Oni są na tym samym, a nawet wyższym poziomie intelektualnym co my. Kobiety nie wiążą się z byle kim, a miliony Julek z Erazmusa nie mogą się mylić!