Niedawno udało mi się zidentyfikować jaka jest w najgłębszych pokładach mojej podświadomości przyczyna moich wszystkich problemów.
Nazwałem ją „Syndromem głównego bohatera.”
Od dziecka rodzice włączali mi bajki Disneyowskie, filmy typu Harry Potter, Karate Kid, opowieści z Narnii, Drużyna A itp, itd.
Przez te filmy wykształcił mi się w podświadomości pewien wzrorzec, który dopiero niedawno sobie uświadomiłem. Gdy nachlonąłem się tych bzdur to mój mózg uznał za oczywiste, że ja też jestem takim bohaterem, ważną postacią w dziejach, która odmieni losy wszystkiego, i co najgorsze, która zawsze WYBRNIE samoistnie z każdego problemu. Na poziomie świadomym wiem, że to bzdury, ale podświadomość wierzy, że gdyby działo się źle, wszyscy mieli jakieś problemy, ponosili konsekwencje i pociski latały to każdy miałby przerąbane, ale mnie by w magiczny sposób omijało.
Wyjaśniam dlaczego to jest zgubne. Otóż w pewnym momencie, gdy znalazłem się w chujni to nic z tym nie robiłem, kompletnie nic, bo podświadomość była przekonana, że taki ktoś jak ja to może mieć przerąbane tylko przez chwilę jak na tych filmach, ale na końcu zawsze WYBRNIE, bo takie jest przeznaczenie.
Gdy będzie źle to otworzą się drzwi do Narnii, zjawi się mentor z siwą brodą, dostanę list z Hogwartu. itp. Oczywiście to wszystko przenośnia, wiedziałem zawsze, że tak nie będzie, ale mózg nabrał przekonania, że jako główny bohater mogę siedzieć na dupie i nic nie zrobić z życiem, bo i tak trafią się okoliczności, które odmienią wszystko o 180 stopni. To pułapka.
Miało to pewien mały plus, że zazwyczaj nie przejmowałem się problemami życiowymi, bo wierzyłem, że same się rozwiążą, gdy inni rwali włosy z głowy i się stresowali. Ten schemat dalej we mnie tkwi i działa, choć wiem, że nie zawsze kończy się dobrze. Ludzie giną na wojnach, tracą pracę, kończą na wózkach, w biedzie lub chorobach, nie ma cudów.
Wiem, że mam narąbane, ale takie życie.
Jesteś po prostu śmierdzacym leniem.
Zostań influfrendzlerem , czy jakoś tak
Mechanizm wyparcia. Pomaga czasami lepiej spać.
Ja takie coś mam tylko w Niedziele i w Święta XD.
Kurwa ty masz większą schizę niż ja XD.
Ja przynajmniej zawsze wiedziałem, że jeśli kurwa nic nie zrobię to nic nie będę mieć.
A zatem sam kurwa brałem się do roboty wszystkiego, prócz jednej kwestii, gdzie zbytnio uwierzyłem, że JCh dotrzyma słowa (oczywiście nie dotrzymał słowa przez 6 lat, więc już nie czekam nigdy na bzdury, lecz wierzę w liczby, bo liczby nie kłamią!).
Jak się nic nie zrobi – to będzie tylko gorzej.
Ja z kolei sobie często powtarzam, gdy narzekam:
Że z samego narzekania nic nie będzie.
I wtedy biorę się do roboty!
Amen.
W biedzie nic się samo nie wydarzy, nikt nie przychodzi i nie pomaga.
Tylko bogatym „samo się” układa, bo zawsze znajdą w kimś podporę (choćby od fałszywych ludzi).
Dokładnie TAK!
Biedny albo będzie sam harował na wszystko albo będzie miał tylko jeszcze gorzej…
A ja zazdroszczę szczerze tobie i podobnym.
Macie na wszystko wyjebane, nie przejmujecie się niczym, i tak jakoś sobie żyjecie.
Gracie w gry, oglądacie filmy, słuchacie muzyki, zajadacie się przekąskami – a reszta co was obchodzi !
Ja haruje nawet w świątki, piątki a i tak nic dalej kurwa nie mam.
Z tego może być doktorat.