W małej chińskiej wiosce mieszkał starszy mężczyzna. Całym jego dobytkiem był kawałek pola oraz koń, z pomocą którego uprawiał rolę. Koń był dla wieśniaka niezwykle wartościowy, ponieważ dzięki niemu mógł zapewnić byt sobie oraz swojemu synowi. Pewnego dnia koń zniknął. Sąsiedzi współczuli wieśniakowi takiego nieszczęścia. Mężczyzna nie zamartwiał się jednak stratą konia, lecz ze spokojem pytał: „Szczęście? Nieszczęście? Kto wie?”
Tydzień później zwierzę niespodziewanie powróciło do właściciela, przyprowadzając ze sobą stado innych koni. Tym razem sąsiedzi nie mogli uwierzyć w to, jakie szczęście spotkało starego wieśniaka – w całej wiosce nikt nie miał tylu koni! Gratulowali mu z całego serca. Mężczyzna podziękował im za miłe słowa, po czym zapytał: „Skąd wasza pewność, że to, co się wydarzyło, jest szczęściem?” Sąsiedzi dziwili się tym słowom i uznali starca za niewdzięcznika. Pewnego razu syn wieśniaka postanowił okiełznać jednego z nowych koni. Niestety, jego próba nie powiodła się, ponieważ spadł z grzbietu zwierzęcia i złamał nogę. Sąsiedzi ponownie składali mężczyźnie wyrazy współczucia w obliczu takiego nieszczęścia, jednak wieśniak pytał tylko: „Szczęście? Nieszczęście? Kto wie?”.
Dni mijały, a kraj pogrążył się w wojnie. Do chińskiej wioski wkroczyli żołnierze, werbując do wojska młodzieńców zdolnych walczyć. Ku rozpaczy wielu rodzin, zabrali wszystkich młodych mężczyzn, z wyjątkiem jednego – syna wieśniaka, który leżał w łóżku ze złamaną nogą. Po jakimś czasie okazało się, że żaden z młodzieńców zaciągniętych do walk nie przeżył. Rodziny pogrążyły się w żałobie, jednak wieśniak pozostał niewzruszony, pytając tylko:
„Szczęście? Nieszczęście? Kto wie?”.
Zaprawdę powiadam ci, że umysł tego mędrca spoczywał w absolucie
Jest taki film Kieślowskiego pt. „Przypadek”, gra w nim Linda. Chuj z tym, że to tzw. zaangażowany film, sam tytuł mówi dużo. Kurwobiedaki za trzy tysie zapewne nie kojarzą nazwiska Kieślowski, bo ich interesuje tylko co zeżarł lewy i gdzie srał. Jebać tępych, leniwych nieuków. Nieprzypadkowo są kim są i nadal będą biedackimi najemnikami jebiącymi po nockach.
Naoczny świadek tej historii to oszust bo nie powiedział całej prawdy. Opowieść pełna niedomówień. Jakby naprawdę przyszło wojsko to może i nie zabrali by mu syna, ale zawinęli by mu wszystkie konie, wyżarli żarcie z piwnicy i wyruchali żonę (jego zresztą też). Zapewne zdechł na kiłę i tyle z tego jego stoicyzmu. Zasraniec jeden i niemota.
Wszystko zależy od punktu odniesienia. Plus dla autora za ciekawą chujnie.