Nie będę się rozpisywał o korupcji, uprzedzeniach, o tym, że w Polszy są praktycznie same sędziny, a sędziego ze świecą szukać. Jest taka jedna rzecz, która mnie niezmiernie dziwi od zawsze i jej po prostu nie rozumiem. Chodzi mi o dopuszczanie dowodów w sprawie. No rozpierdala mnie to na całego. Wyobraźcie sobie, że sędzia lub sędzina może nie dopuścić dowodu do sprawy. Czaicie? Przykładowo jakiś cwel oskarża was o pobicie i ma za świadków swoich kolesi, a wy nie macie nikogo. Sprawa się ciągnie w kilku etapach, ale udaje wam się wysępić nagranie z monitoringu lokalnego sklepiku bo właściciel w końcu wrócił z wakacji. Macie kolejną rozprawę i mówicie sędziemu, że wy macie dowód na niewinność w postaci nagrania z monitoringu, a sędzia wam odpowiada „A chuj mnie to obchodzi, nie przyjmuję dowodu”.
Oczywiście całą sytuację zmyśliłem, ale chyba wiecie o co mi chodzi.
Tak racja , ale tak zawsze było . Sąd *niezawisły* ocenia , czy to czy tamto przyczyni się do wyjaśnienia sprawy.
Z drugiej strony , jest tak dlatego, gdyż ktoś może przeciągać sprawę , powołując coraz to nowe dowody .
Oczywiście piszę z doświadczenia z wydziałami cywilnymi , bo z karnymi takiegoż nie mam.
Miłego dnia Szanowny Panie,
Doktorant Sławek
Pij siku sądu – pozbędziesz się podnapletowego świądu.
Obecnie system sprawiedliwości istnieje tylko po to, by utrzymywać całą kastę sądowniczą. Przykładem na to jest to, że społeczeństwo oczekuje, że takiego pedofila kara spotka od współwięźniów w zakładzie karnym, bo wymiar tzw sprawiedliwości nic złego mu nie zrobi.