Mam 31 lat. 31 lat mieszkam z matką. Jestem po studiach znowu bezrobotna. Szukam pracy w biedrze lub aldiku, bo do lidla u mnie w małym zadupiu nie chcą. Dzwoniła babka regionalna ds. rekrutacji i mówi mi,że najlepiej z polecenia wezmą mnie do biedry,czyli czy jestem znajomą znajomego królika doświadczalnego. Wybrałam 1 opcję, porozsyłałam elektroniczne cv w kosmos ich systemu. Nie wierzę w to że zechcą mnie do siebie w wersji digitalnej. A bardzo potrzebuję tej pracy, chcę mueć na żarcie i rachunki. Po studiach jestem i to nic nie znaczy, po prostu jestem pionkiem na ich szachach. Każą grać, to gram. A więc marze by być na swoim mieszkaniu, a nie całe życie tkwić z mamą. Nie, nie nie chce umowy śmieciówki, ani całe życie szlajać sie po zagranicznych fabrykach czy wynajmować lokum za całą niemalże pensję. Już mam tego dość! Mieszkam z matką i nie mam żadnych przyjaciół. Przestałam wierzyć w miłość. Koleżanki z poprzednich pracodawców to były zawistne wyrachowane i wyrafinowane suczki żądne wbicia mi szpil, zazdrosne że jestem bez zobowiązań typu mąż,rodzina,dzieci. Teraz myślę że do nich nie pasowałam bo byłam inna,autonomiczna intelektualnie. Marzę o mieszkanku w Bukowinie Tatrzańskiej, o umowie o pracę na czas nieokreślony, a przede wszystkim o prawdziwej przyjaźni z przyjsciółką mego serca. Niczego wiecej nie oczekuję od życie. Chcę wierzyć jeszcze w szczere dobro drzemiące w drugim człowieku, choć sama nie jestem ideałem, to szukam uzupełnienia,dopełnienia. Czy też tak macie? Może powinnam pisać w sieci o tym jak jest naprawdę nie naniby?
To wszystko bez sensu. Myślę o Raju Utraconym. Nuży mnie życie.
2019-02-02 10:23119
16
Tylko dobra guma i solidne gumowanie na komisariacie czynią cuda. Musisz poznać smak gumy na milicji. Lać gumą ile wejdzie i zrobić lewatywę gumową gruszką. Przegumować całą Polskę — od morza do Tatr. Lać zimnym końcem.
Potrzebujesz przede wszystkim porządnego chuja, tylko 20 centymetrów może rozwiać twoje wszelkie wątpliwości, umów się z jakimś byczkiem a jak Cię zapnie to daj znać jak było
Tu Arktos, władca lodowego imperium, zwanego Lodolandią.
Zapraszam do mojej Lodolandii, ostatnio szukam drugiego służącego. Muskularna foka, która pełniła rolę kucharza zwolniła się. Może ty byś chciała zostać moją kucharką. Ja, Arktos, sowicie cię wynagrodzę za pracę.
Chwała Lodolandii 😀
A jakie są Twoje zainteresowania i pasje? Żadne. Czeka Cię mop w markecie najwyżej.
Pachnie homo.
Tylko Butt-Plug moze ci pomoc ty zdziro.
O! Mam identycznie tego samego chcę tylko jestem młodsza 6 lat. Też chcę skromnego mieszkania w ładnej okolicy na zadupiu z dala od ludzi najlepiej w jakimś kurorcie i przyjaciółki od serca. To wystarczy.
Uważałaś się za autonomicznią intelektualnie i nawet w biedrze Cię nie chcą? Ciekawe
Też tak mam chociaż jestem mężczyzną. 30 lat skończone, mieszkam ze starymi. Akurat robotę mam w urzędzie z 2,5 k i mam w miarę normalnych znajomych w tej robocie, ale co z tego…. codziennie słyszę gadki o rodzince, dzieciach, mężu, kotach i pieskach tych dzieci. Ja jestem inny, nie rozumiem jak można założyć rodzinę, przecież to takie niepraktyczne i nieekonomiczne w tych czasach…ostatnio przeglądałem stare albumy z dzieciństwa i dostałem doła, bo nie chcę mi się wierzyć, że jestem już w tym posranym dorosłym życiu, że wszystko zmieniło się o 180 st., że relacje z ludźmi się zmieniły, a właściwie ludzie się zmienili i nie chodzi tutaj tylko o to, że….ehhh szkoda pisać, życie to matrix i prowadzi do nikąd. Mam nadzieję, że po drugiej stronie jest to co straciłem tutaj…ale może jestem naiwny.
Rafi, to ty?
nie, twój stary.
Rodzina, bachory są przereklamowane, to tylko źródło drenowania twojej energii i forsy; dbaj o siebie, dogadzaj sobie, kochaj siebie, pierdol innych
Pochwal się jakie to były studia. Dietetyka, europeistyka,politologia?Myślę ,że powinnaś szukać pracy związanej z kierunkiem studiów ,a nie w biedrze. Może tak robisz. Może studiowałaś matematykę i stąd chęć pracy w biedrze.
Tak autorko , też tak mamy, przynajmniej ja.
Na dodatek choruje na mukowiscydoze, wiec utrzymuje sie z jałmużny (renty). Jak narazie wyjezdzam za granice i tak sobie dorabiam. Tak jak Ty chce miec wlasne mieszkanie, ale czy tyle odloze? czy w ogole dozyje do tych przynajmniej 30 lat? Nie wiem.
Co do znajomych to chca zebym zyla tak jak oni, czyli szybki slub, bo przeciez dziecko w drodze i mieszkanko na wynajem, a spierdzielajcie, nikt mi zycia nie bedzie ukladal.
Faceta nie mam, bo mam dosc wrazen po ostatnim „misiaczku”. Dzieci nie chce, bo nie chce zeby odziedziczyły to cholerstwo.
Ogolnie cale moje zycie to jedna wielka chujnia.
Wybaczcie za te wypociny.
Pozdrawiam Cie.
Też nie chce dzieci by nie odziedziczyły mych wad… a oskarżają mnie o egoizm pfff
Tnij się.
Nie muszę, jestem porżnięta totalitarnie, dawno marzyłam by zarżnąć was słowem. Ale wole własny kaganiec.
Czochraj bobra
Nie mam.
Coraz więcej ludzi budzi się, patrzy trzeźwo na naszą polską rzeczywistość i po prostu jest dramat. Na pocieszenie powiem ci, że nie jesteś sama, takich ludzi jest masa, ludzi po studiach, po 30’tce którzy zapierdalają od rana do wieczora, tak naprawdę mogą se tania szminkę kupić, 4’pak w sklepie i raz w roku może na jakieś wakacje… ale na pewno nie mieszkanie i żyją na garnuszku u rodziców. Takich ludzi jest coraz więcej, bo często gęsto do tej liczby ludzi dochodzą młodzi dorośli, którzy mają za sobą już jakiś poważniejszy związek, często rozwód i wracają do rodziców bo życie w pojedynke zżera prawie wszystkie ich dochody. W zamian ból dupy dzieciatych madek, dla których na fb czy gdziekolwiek indziej wala po milion zdjęć swoich brajanków i dżesiczek i jakie to one szczęśliwe nie są, a w rzeczywistości mają wyjebane na swojego faceta, facet ma dość tego małżeństwa a one same ryczą po nocach a za dnia plują jadem na niezależnych, dorosłych ludzi. Pierdol to, pamiętaj, orły latają same wysoko, barany chodzą stadami bez mózgu. Natomiast co do dobra, to jest jeszcze sporo dobrych, normalnych ludzi, którzy będą potrafić docenić takiego człowieka jak ty. Tylko trzeba dobrze trafić 😉 Zasada jest jedna żelazna- jeśli możesz coś zmienić w swoim życiu to walcz o to, jeśli czegoś nie możesz zmienić- odetnij się od tego i nie myśl o tym. Z czasem dojdziesz do wprawy 🙂
Dziękuję:0)
Go Mgtow
Jak tak czytam twój wpis to aż mi ciebie żal (serio). Twoje życie jest takie jakby go nie było. I najgorsze chyba jest to że sana widzisz, że perspektyw na lepsze jutro nie ma. Dziękuję za tę chujnie, która pozwoliła mi docenić co mam.
Idź osobiście z życiorysem do pracodawcy, a nie wysyłam emailem. Chodź osobiście i proś. Przygotuj się dlaczego chcesz pracować w konkretnym miejscu, może to być stabilność zatrudnienia, ale dowiedz się czego możesz o firmie. Umiejętność otrzymania pracy to kolejny skill, którego trzeba się nauczyć. Obejrzyj się w lustrze, czy wyglądasz schludnie bez ekscesów.
nie jesteś sama…mam dokładnie to samo, proszę się nie poddawać!
Weź się w garść i zmień swoje życie. Nie wiem co za studia skończyłaś, jeżeli jakieś gówno studia typu lingwistyka, agrokultura, filozofia to się nie dziw, że jest ciężko z pracą jak coś konkretnego typu prawo, IT, architektura to masz szanse znaleźć względnie dobrą pracę. Mogę ci dać parę rad a to czy uznasz je za sensowne i może zastosujesz zależy od ciebie:
1. Pracy na zadupiu nie ma. Jedź do dużego miasta i tam szukaj pracy. Jak cię nie stać to wysyłaj CV i szukaj ofert gdzie oferują zakwaterowanie i dotacje na początku pomagające w przeniesieniu się.
2. Aplikuj do wszystkich firm i nie patrz na wymagania dla danego stanowiska, 2/3 z tego co tam piszą nigdy w życiu nie będziesz potrzebować i jest tylko po to by się wydawało jaka to firma jest zajebista i prestiżowa.
3. Jak masz gówno wykształcenie to pomyśl co chcesz robić w życiu i postaraj się o cerytfikat dla tego stanowiska, jeśli istnieje. Niestety to trochę kosztuje więc albo kredyt albo gówno praca żeby kaskę na takie szkolenie + egzamin zebrać. Ja swoją obecną posadę dostałem bo zrobiłem taki certyfikat, gdyby nie to, to by mnie pewnie nie zatrudnili bo przebranżowiłem się i nie miałem doświadczenia. Tak więc opłaca się zainwestować w siebie.
4. Naucz się 2 języków przy czym jeden z nich to musi być angielski. Jak już angielski umiesz na komunikatywnym poziomie to został ci tylko jeden.
5. Przestań wierzyć w ludzi (albo samych polaków), każdy patrzy żeby jemu było dobrze i zrobi wszystko aby drugiemu dopierdolić ot tak dla czystej satysfakcji. Miałem tak jak ty, chciałem przyjaciela, przyjaciółkę od serca na którym/rej można by polegać w każdej sytuacji i nic więcej nie chciałem. Życie mnie jednak nauczyło żeby nikomu nie ufać nawet rodzinie. Nie ma prawdziwej przyjaźni i przyjaciół są tylko ludzie, którzy utrzymują z tobą kontakty bo coś z tego mają lub uważają, że będą mieć.
„Życie mnie jednak nauczyło żeby nikomu nie ufać nawet rodzinie. Nie ma prawdziwej przyjaźni i przyjaciół są tylko ludzie, którzy utrzymują z tobą kontakty bo coś z tego mają lub uważają, że będą mieć.” – piękne, dla takich perełek zaglądam tutaj.
Po prawie nie ma pracy albo jest z dupy. Rynek jest przesycony prawnikami. Dostałem się na aplikację radcowską i szybko zrezygnowałem, bo za 1200 zł nie da się przeżyć i opłacić nauki. Teraz zapieprzam fizycznie za najniższą krajową. Wolę robotę z prostakami bez ogłady, od użerania się z gnojkami o merkantylnej, cwaniacko-neoliberalnej mentalności. Rozważam emigrację. Tam również będę pracować fizycznie, ale przynajmniej nie zajrzy mi w oczy widmo śmierci głodowej.
2018-05-11 20:19
Pewnie zaraz nałapię minusów ale chuj mnie to obchodzi. Kurwa jak mnie irytują takie zjeby genetyczne co to mają wszystkich, którzy nie słuchają rocka lub metalu za śmieci i ludzi niewartych nawet splunięcia. Nowa robota, nowa szkoła czy też poprostu nowe towarzystwo… prędzej czy później pada pytanie „a jakiej muzyki słuchasz?”. Zazwyczaj mówię, że tego co wpada w ucho, staram się nie ograniczać do konkretnych gatunków muzycznych aczkolwiek są gatunki za którymi poprostu nie przepadam (między innymi zaliczam do nich wyżej wymienione gatunki). I teraz słyszę „Ej no weeeeeź, to rocka nie słuchasz? Przecie rock je najlepszy, weeeeź nie znasz się, masz słaby gust. A to tak w ogóle można rocka nie słuchać?” Tak kurwo jedna z drugą, MOŻNA! I te spojrzenia jakbym był niepełnosprawnym, trędowatym odrzutkiem społecznym bo nie słucham jak jebiący wódą narkoman z tłustym makaronem na łbie wypluwa płuca do mikrofonu. Nie słucham i już, koniec, arrivederci kurwa! Nie mam zamiaru się tu dłużej produkować na ten temat. Ile ludzi na świecie tyle różnych upodobań a o gustach się nie dyskutuje! I śrut w dupę tym, którzy mają z tym problem! Niepozdrawiam!
PS.
A komentarze i docinki w stylu „o pewnie dupastepu słucha, gimbus jeden” możecie sobie wsadzić tam gdzie światło nie dochodzi!
pewn suchasz jakiegos guwna typu eminem albo myslowitz
Tu Jakub, służący Arktosa, władcy Lodolandii.
Z Arktosa jak ktoś się naśmiewa, to on od razu zamienia go w lodowe trofeum.
Chwała Lodolandii, jak to mawia Arktos 😀
Ale jaja ja jestem taka sama i też szukam pracy w Białce, może się spotkamy XD
Będziecie się napierdalać (podczas walki o stanowisko w biedrze).
Jesteś lesbijka? Nic nie wspominasz o mężczyźnie a o jakiejś koleżance serca… Najpierw doprowadź do porządku swoją orientację seksualną a potem bierz się za szukanie pracy.
Spierdalaj… nie każdy człowiek myśli chujem myśląc o sensie życia
Każdy -_-
Dla wielu współczesnych ludzi żyjących w krajach rozwiniętych (i mówimy tu nie o kilku, kilkunastu ale o kilkudziesięciu procent) poszukiwanie / posiadanie samca / samicy jest mniej wiecej tak samo istotne w ich życiu jak życie mrówek w Mozambiku. Wyjedz kiedyś ze swojej wsi to się przekonasz
Witamy w rzeczywistości 🙂
Dyplomem podetrzej sobie tyłek i idź do roboty.
Co za olbleśne i wulgarne słownictwo. Tylko na tyle Ciebie stać online? Fake!
Tak niewiele, a tak wiele…..
A ja myślę o twojej dupci
Wiesław Pindol
Nie dasz rady mnie przepierdoloć. Za słabe dla mnie.
Gdybym ciem suchau to bym ciem nie wyruchau 😉
Szczerze uważasz że masz czego żałować? Mnie sytuacja w pracy i osobista nauczyła jednego – ludzie to kłamliwe, drapieżne gady, gotowe wykorzystać każdą Twoją słabość i brak asekuracji do swoich osobistych celów. Całe swoje życie i relacje zawodowo-społeczne (muszę przecież jakieś mieć, niestety) mam podporządkowane temu by nie okazywać słabości, planów, marzeń, pragnień, wspomnień. I nie mogę tracić czujności – kilka razy straciłam i się na tym tak przejechałam że pozostała mi tylko dobra mina do złej gry.
Wszyscy Ci którym ufam nie pracują w tej samej branży co ja. I nie są moimi bliskimi ani spowinowaceni.
Twoja sytuacja to twoja karma.
Karma jest każdemu z nas jednostkowo dopisana. Jestem w komitywie z moją karmą, więc to absurd zarzucać mi niewiedze w tych sprawach tzw. karmicznych. Sokrates z Arystototelesem zbuntują się na Twój Fake.
Jadziem Do Bukowiny Tatrzanskiej i kupujemy chate 😀
Tu Jakub, służący Arktosa, władcy Lodolandii.
Lepiej do Lodolandii. Arktos cię zaprosi. Za drobną opłatą możesz wynająć pokój w pałacu lodowym.
Jak to mawia Arktos: Chwała Lodolandii 😀
Kocham grać w szachy 🙂
Ja też właśnie gram. Pentagon mnie kontroluje. Mam zbytnią władze. Oni to chcą przechwycić.
Jesteś kurwa tylko pionkiem.
Tu Jakub, służący Arktosa, władcy Lodolandii.
Arktos też lubi grać w szachy, jednak zawsze gra nieuczciwie czyli oszukuje.
Jak to mawia Arktos: Chwała Lodolandii 😀
Witaj Nieznajoma
Nie będę się rozpisywał, przede wszystkim bardzo Cię proszę o wiadomość do mnie na: rrrobusmałpagmail.com. Mam na imię Robert, lat 37 ale czuje się i wyglądam na młodszego. To tak nawiasem, bo jak pomyślę: „37”, to wydaje mi się, że dużo a właściwie czuję się i mam nadz, że tak pozostanie na 21lat. Tylko doświadczenie większe i roztropność większa. Pewnie więcej chłopaków Ci pisze o kontakt, jednak proszę nawet jeśli mamy zamienić dwa zdania NAPISZ! Chodzi mi o kontakt zKimś takim jak Ty a tego typu osób mały procent. Dodam tylko, że mam kilka fajnych pasji jednak nie zawsze ochotę na ich realizację, i nieraz myślę, do jakiego życia człowiek jest stworzony. Wtedy wyobrażam sobie raj… . Miejsce gdzieś w tropikach, gdzie wszystko potrzebne do życia pod ręką. Owoce, śłońce, cieć pod rzewami, wszystkie warzywa, wolne zwierzęta i rzeczka gdzie woda ciepła, niebiańsko przyjemna… . Dobra, tyle bo bym pisał i pisał. Jeszcze dwa zdania do wszystkich.
Przyjaciele, szanujcie się i nie pracujcie w toksycznych firmach typu fabryki, biedry i inne cholerstwa. Szkoda życia na takie zniewolenie. Samemu próbujcie działać za wszelką cenę. Uciekajcie z tych chorych miejsc puki jeszczeście młodzi i pomysły w głowie. Takie miejsca otumaniają ludzi jak telewizja. A przecież KURWA TRZEBA ŻYĆ.
Przemyślcie to. Pozdrawiam.
Szczęśliwy bezrobotny
Dobra nie ma. Albo ginie bardzo szybko. Łykaj swój czas, póki możesz. Młodość przeminie momentalnie. Jakie studia skończyłaś? Może warto iść po wykształceniu?
Nie łam się! Niekiedy trzeba bardzo nisko upaść, żeby odbić się bardzo wysoko. 🙂
Masz 31 lat, więc spełniaj marzenia. W Bukowinie na pewno jest praca i to z zamieszkaniem 🙂 tylko czy odważysz się podjać jakieś działania?
Cały świat włazi teraz babom w dupę, wszędzie jakieś granty, stypendia i programy aktywizujące dla kobiet, a ty mędzisz, że ci źle. Weź, spierdalaj!
Wal chuja srogo
Ja pierdolę.
Strzel sobie palcówe
Nie działa.
Masz zryty beret przez system edukacji; Twoi nauczyciele, Twoja rodzina i Twoi znajomi wbili Ci w dekiel, że „jak skończysz studia, to będziesz kimś”. To droga do nikąd. Weź się laska ogarnij. Sukces tkwi w Tobie, nie w twoim poziomie edukacji. Chcesz mieszkać w Bukowinie? Zrób to!!! Z tego co piszesz, wydaje mi się że jesteś zajefajną Góralką. Koleżanki to rzeczywiście mściwe suki. Olej je. Działaj. Chcesz mieć stałą pracę za dobre pieniądze to daj znać. No sex, no drugs, no rock and roll. Chcesz pracować, to napisz. Tylko proszę, nie użalaj się nad sobą. Potrzebuję pracownika, który potrafi być samodzielny. Do you mind?
Yey. Jess i no. I undertend…And i dont your meking work. I dont like fake people. Do you undertent me? Help me? Really? I dont feell you!
Zapomniałem, że możesz potrzebować adresu; napisz na euro2003@interia.pl
Przedmuchaj rurę!
Zaruchałam chłam rurę. Rdzewiej wariacie dymaczu słów poławiaczka zżeram cię niczym rdza zardzewiała na twoim pytonie machlojka. Fake you!
Auch ich (27) sehe seit einiger Zeit keinen Sinn mehr in meinem Leben.
Alles ist so schnelllebig, man hat mehr Frust als Freude, alles wird immer schwieriger, ackern ackern ackern um irgendwann zwangsläufig als Pflegefall seine letzten Stunden dahinzusiechen wenn einen nicht glücklicherweise vorher der Schlag trifft.
Alles was man je aufbaut, erlebt, besitzt oder liebt ist irgendwann sowieso vergänglich.
Kann es das sein? Oder würdet ihr mich für krank erklären?
Kurz zu mir: habe eine Freundin und Freundeskreis, einen „Standard”-Job im Vergleich zu meinem Umfeld, Eltern sind getrennt und zum Vater wenig Kontakt, Mutter wohnt 400 km weg. Keiner weiß von meinen Gedanken, nur mir kommt einfach alles so vergänglich und so sinnlos vor. Die ganze Bürokratie und der Leistungsdruck, das Älterwerden, der Alltag – immer irgendwie das Gleiche – und für was?
Manchmal denke ich wie es wär ein Vogel zu sein, liege im Bett und nehme verschiedene Alkoholika zu mir um das Gehirn irgendwie auszuschalten und kurzfristig in eine andere Welt zu schweifen. An Tagen wo mir alles zuviel ist, wünschte ich irgendjemand würde mir einfach das Licht ausknipsen.
Ich sehe einfach keinen Sinn in meinem Leben, fühle mich da reingeworfen obwohl ich da nichts verloren habe. Selbst wenn Dinge mal Spaß machen sollen, denke ich es ist doch sowieso danach wieder Vergangenheit. Ich kann keine Nachrichten vom armen Deutschland mehr hören weil ich sonst noch den Fernseher zertrümmere.
Wie wertet ihr dieses Verhaltenmuster? Ich glaube nicht dass sich das ändern wird und befürchte eines Tages eine Kurzschlußreaktion.
Deutschland ist schön kaputt. Für mich; Keine Fabriken für junge Frauen(besonders polnischen Leuten), keine Hilfe für alte Personen, ich will ganze Leben in Deutschland seine seelische Wanderungen machen, und mit Natur arbeiten. Ferstehen Sie mich? Das ist meine Zukunft. Meine personliche Wanderung ganz 31 Jahre.
Czasami myślę o tym jaką moc się ma jako jednostka. Teoretycznie jak się zabić to jak z „Ogniem i mieczem” świat podpalić. Człowiek ma mega potencjał. Więc nie odwalaj tylko zrób coś zajebistego. Czekam.
Im dłużej zastanawiam się nad tym problemem, tym bardziej jestem przekonany, że uniwersalnego sensu życia nie ma. Jest to dość kłopotliwa konkluzja bo może budzić egzystencjalny lęk (który przez wieki ludzie łagodzili uciekając się do niezliczonej ilości wierzeń i religii). Z technicznego/naturalnego punktu widzenia człowieka do działania pchają głównie siły instynktu nakazującego przedłużać życie w formie fizycznej – rozmnażać się. Jeszcze wyższym impulsem do działania wydaje mi się unikanie cierpienia. Praktycznie każda forma aktywności ludzkiej ma wg mnie u swojej podstawy właśnie ten cel. Robimy wszystko by uniknąć cierpienia. Zakładamy rodziny/rozmnażmy się by uniknąć smutku związanego z samotnością, by zrealizować odwieczny mechanizm istniejący w społeczeństwie i tradycji no i znaleźć ujście popędu płciowego. Gdy tego nie robimy – cierpimy psychicznie. Uczymy się, pracujemy, kombinujemy by mieć pieniądze na jedzenie, schronienie bo bez tego cierpimy. Niektórzy piszą, że dla nich sensem życia jest rozwój. Zastanawiałem się nad tym i doszedłem do wniosku, że ogólnie nie ma większego znaczenia czy umrzemy mądrzejsi czy głupsi, biedni czy bogaci, czy nasze potomstwo będzie bardziej rozwinięte czy mniej bo ono też umrze jak i my. Czy jest gdzieś kres rozwoju? Do czego dążymy jako ludzkość? Czy w ogóle pojęcie sensu ma jakąś wartość, czy jest tylko wymysłem człowieka by szufladkować jego spostrzeżenia. Może nie ma znaczenia, czy coś ma sens czy nie?
Piękne przemyślenia, dziękuję Ci Nieznajoma Duszo, ja mam Jezusa Chrystusa. Od dziecka jestem autonomiczna. Neutrino. Ja nie mam płci.
Ja nie widzę sensu w wiecznym istnieniu takiego „nikt” jak człowieka. I przeraża mnie codzienność: jadę w tramwaju, idę do pracy i każdy żyje jak gdyby nigdy nic jak gdyby życie to nie był absurd i mieli odpowiedź na każde pytanie… A ulice którymi jadą do pracy są postawione na zwłokach milionów ludzi którzy tak samo zapierdalali nie wiadomo po co.
Niestety oprocz prokreacji-Ja zadnego sensu w zyciu nie widze. Niezaleznie czy jestesmy piekni czy brzydcy, bogaci, czy biedni, zdrowi czy chorzy….szczupli czy grubi-wszyscy umrzemy.
Sa ludzie na swieci ktorzy marnuja cenny czas na cwiczenia, diety zabiegi upiekszajace….co z tego ? Zegar tyka, nawet jak opoznisz smierc o 2 lata,,,,co z tego i tak cie odnajdzie.
Ja dzieci nie mam zamiaru miec….zycie jest krotkie…a ja nie mam zamiaru go zmarnowac opiekujac sie innymi-nawet gdyby to miala byc moja wlasna genetyka.
Trafiłem tu bo jedno pytanie nie daje mi spokoju. A co jeśli w wieku 60 lat usiądę na fotelu i zdam sobie sprawę że wszystko co zrobiłem to nic. Zmarnowałem mój czas na ziemi? Przeżyłem życie którego celem było spełnianie swoich potrzeb i czerpanie przyjemności. A co jeśli fakt że nie wierzyłem w Boga był błędem ? A co jeśli boga nie ma a ja się ograniczałem i nie żyłem w pełni. Film fight club wywarł na mnie wrażenie : Odrzuć wszystko co materialne porzuć samodoskonalenie to masturbacja.
Czy nie jest tak że przyjmujemy styl życia taki jaki mamy do wyboru ? Możemy być uporządkowani bardziej lub mniej, możemy mieć, firmy, dzieci itd? w końcu realizujemy to co sprawi że będziemy się czuć w miarę dobrze ? Może wszyscy tak naprawdę jesteśmy przeciętni. Czy wstawanie codziennie z uśmiechem na ustach i poczuciem zakochania to nie odwrócenie się od jakiś problemów ? A może nasz świat to tylko experyment istot z innego świata ? Człowiek ma wewnętrzną potrzebę posiadania sensu życia a wiara powstała by tę potrzebę zaspokajać. Może wiara została skrojona 3000 lat temu przez filozofów w tajemnicy aby ochronić ten świat przed zniszczeniem i upadkiem. Może cały system gospodarczy zmierza w kierunku ścisłej kontroli nad ludźmi by nie zagrażali samym sobie ? Brzmi to trochę abstrakcyjnie ale nie daje mi spokoju.
Nie jestem człowiekiem.
Co ma sens w naszym życiu? Sądzę, że zupełnie nic. Przychodzimy na ziemie jako pasożyty, które jedynie burzą ład natury by się nachapać i odejść, przetworzyć się w materię organiczną i użyźnić roślinki. Można więc stwierdzić, że wszystko co jest na Ziemi, co jest w naszym posiadaniu nie ma większej wartości: czyli może nam poprawić jakość życia, lecz w chwili śmierci nie ma żadnego znaczenia. Pozostaje jeszcze coś takiego jak wiara [ i to już jest indywidualną kwestią, nie będę się w to zagłębiał ]. Dla wielu ludzi najważniejsze jest świadczenie dobra. W rzeczywistości wielu robi to dla sławy, by pokazać swoją szczodrobliwość, a Ci, którzy czynią to z dobrego serca i tak nie mają nic z tego po śmierci. Po co zdobywać medale mistrzostw świata, po co odkrywać lekarstwo na HIV’a, skoro w chwili śmierci cała sława ląduje razem z nami pod ziemią? Jedyny cel tego, to jakaś olbrzymia empatia: poprawienie jakości życia innym, lub umożliwienie im egzystencji. Cała cywilizacja pracuje nad tym, aby podnieść jakość życia pokoleń przyszłych. Może za kilka wieków ktoś odkryje lekarstwo na nieśmiertelność, wstrzymane zostanie rozmnażanie i ludzie zaczną czerpać z planety ile dusza zapragnie. Tak czy siak: nasze życie jest nicością, krótką akcją: przyjść, popracować nad rozwojem [ by przyszłe pokolenia latały, zamiast jeździć ] i zginąć, jako użyźniacz do gleby. Szczytny cel,. pozbawiony sensu. Jedynym sensem człowieka jako pasożyta jest ssanie z życia przyjemności [ niejako: jak pijawka, która wysysa krew z żywiciela ]. Naszym żywicielem jest Ziemia.
Nasze życie, na planecie wielkości ziarnka grochu, wśród miliardów nie okiełznanych wzrokiem galaktyk jest absolutną nicością samą w sobie. Jesteśmy chodzącymi mrówko-robotami, i raczej kwestią czasu jest samozagłada. Ja osobiście nie wierzę w to, aby możliwe było osiągnięcie nieśmiertelności przed zagładą [ czy to przez samych siebie, czy też niefortunnym zderzeniem z meteorem, kometą, albo inwazją obcych. ]
Co do jednego nie można mieć wątpliwości: świat, w którym żyjemy jest bardzo fascynujący a w pełni udzielenie pytań na wszystkie pytania nie jest możliwe. Nasze życie jest tajemnicą, przez co jest niezwykle ciekawe, a my pomimo swej schematyczności jesteśmy pośrednimi kreatorami swojej nicości.
O kurwa… dobre to
Na sensem zycia zastanawialy sie od wiekow najtezsze glowy. Nikt jednak do tej pory nie wymyslil konkretnej, opartej na dowodach odpowiedzi na to pytanie.Jesli zycie jest tajemnica to widocznie z jej rozwiklaniem umysl ludzki poprostu nie umie sobie poradzic. Moze to byc tez zadna tajemnica tylko poprostu jak wszystko inne -jedno odchodzi aby dac miejsce nowemu. Ciag zmian, nic nie trwa wiecznie. Czesc ludzi wierzy, ze gdzies tam po smierci jest inny swiat, ze ot tak nie znikniemy. Chyba to jest tylko takie zyczenie bo szkoda nam odchodzic z tego swiata i zaakceptowac totalny koniec. Pomimo, ze narzekamy, zrzedzimy,walczymy,kochamy- szkoda nam wszystko zostawic co takim trudem zdobylismy. Mysle, ze dlatego powstaly rozne religie bo obiecywaly cos co ludzie chcieli slyszec/jak politycy ha ha
Moim zdaniem paradoksalnie sens życia jest obiektywny i uniwersalny, a nie „jaki zechcesz” czy „dla każdego inny”. Według mnie sensem życia jest Prawda i Miłość. Prawda nie jest nigdy subiektywna ani indywidualna, nie zależy od naszych odczuć, preferencji czy nawet szczęścia. Jedyne co jest w niej indywidualnego, subiektywnego, to nasza omylność, niedoskonałość w dążeniu do niej związana także z uleganiem słabościom i odczuciom.
No i oczywiście Miłość – do innych ludzi, do Boga, do Prawdy. Sens nie jest subiektywny, bo Prawda nie jest subiektywna (wbrew temu co niektórzy mówią), subiektywny jest co najwyżej sposób zaspokajania pragnienia szczęścia, który niektórzy nazywają sensem istnienia.
Odważę się powiedzieć, że jeśli kiedykolwiek stawiamy nasze poczucie zaspokojenia pragnienia szczęścia powyżej Prawdy (i dążenia do niej – nawet jeśli odkryjemy, że Prawda prowadzi nas do czegoś, czego nie oczekiwaliśmy) oraz Miłości, to zaprzeczamy temu co w nas najbardziej ludzkie.
Ja Prawdę na miarę moich ograniczonych, ludzkich możliwości, ale też na tyle ile tylko mogłem, odkryłem w istnieniu Boga. Jego istnienie nie jest kwestią gustu, miłych odczuć, poglądu ani upodobań. To kwestia Prawdy – On albo istnieje albo nie. A jeśli istnieje, to ta Prawda i On mają wpływ na nasze życie nieporównywalnie większy od wszystkiego co jesteśmy sobie w stanie wyobrazić.
Ja jestem niepełnosprawna i dochodzę do wniosku, że życie w takiej formie nie ma większego sensu, oprócz może walki z własną niedoskonałością.
Ja kiedyś traktowałem życie jako grę, w której celem jest stawać się jak najszczęśliwszym człowiekiem. Często porównywałem w swojej głowie życie do gry.
Dzisiaj przestałem traktować swoje życie jako grę, a zacząłem traktować jak zabawę. Różnica polega na tym, że w grze jest się tym szczęśliwszym im lepszy osiąga się wynik, a w zabawie nie chodzi o wynik, tylko chodzi o samo robienie więc jest się szczęśliwym bez względu na wynik.
Kiedyś moje życie to było ciągłe realizowanie celów. Dzisiaj nadal mam jakieś cele, ale nie przywiązuję do nich takiej wagi jak kiedyś i przede wszystkim są one jednym z wielu elementów mojej zabawy w życie.
Kiedyś gdy podejmowałem decyzję kierowałem się tym, co przyniesie mi największą korzyść. Dzisiaj kieruję się tym, co jest dla mnie najbardziej ciekawe, gdzie będą największe jaja itd.
Achilles miał do wyboru: spokojne, długie życie bez historii albo burzliwy, krótki żywot i chwałę po wsze czasy. Wybrał to drugie i mało kogo ten wybór dziwi, bo w hipotetycznych rozważaniach większość obstawiłaby dokładnie tak samo – nie chcę być kolejnym anonimowym ludzikiem, wolę trafić do podręczników. Dlaczego to takie ważne? Bo to strasznie dołujące czuć w środku, że własne życie niewiele znaczy. A takie przekonanie jest dzisiaj bardzo powszechne. Żyje się bez sensu, nie wiadomo po co, kolejne lata przeciekają przez palce, ani się człowiek obejrzy, a już go kładą do grobu, po którym ktoś, za jakiś czas, przejedzie walcem i wyrówna. Nic się nie ostanie. To po co w ogóle się starać?
Czytaj więcej: https://kobietapo30.pl/dlaczego-zycie-wydaje-sie-bez-sensu/
Mam 29 lat i jestem świeżo upieczonym mężem (ponad 4 miesiące). Ukończyłem studia techniczne, mam wymarzoną żonę, zdrowie fizyczne i to chyba tyle. Ale po co mi to wszystko? Nie potrafię się cieszyć życiem, dniem codziennym. Nie mam pracy, ponieważ mam wysokie ambicje i nie mogę znaleźć takiej, która by mi odpowiadała. Wiem, że głupi nie jestem, a jednak nie potrafię sobie z tym poradzić. Oto moje „wady”: strach przed podejmowaniem nowych działań życiowych, wyzwań, zmian; strach przed skrzywdzeniem swoich bliskich (żony, mamy itp.) – choć nic złego im nie robię to ciągle mam myśli, że na pewno są źli na mnie za to czy tamto (chociaż mówią, że nie są); brak radości z życia – nie czuję żadnych radości, cokolwiek będę robił tylko przygnębienie, dół i brak sensu wszystkiego; niechęć do życia, w głowie ciągle tylko dopatruje się sensu, po co w ogóle żyję, tylko utrudniam innym, zastanawiam się po co moje życie się toczy skoro nie potrafię czerpać z niego żadnych przyjemności i radości, żyć tylko po to żeby doczekać starości i umrzeć to jest bezsensu. Od kilku lat nie widzę sensu mojego istnienia, po co to się w ogóle toczy, życie człowieka w moim mniemaniu jest bez sensu, bo wszystko co ludzkie i ziemskie jest bez sensu! Nic mi się nie chce. Boję się kłaść spać, ponieważ następnego dnia odczuwam to co poprzedniego, czyli smutek i przygnębienie od samego rana, żadnej energii do działania i życia. Gdy nadchodzi wieczór to się troszkę nastrój poprawia i chociażby mam siłę żeby napisać o moim problemie. Nienawidzę kłaść się spać, ponieważ każdy dzień wygląda tak samo, tak jakbym się w nocy cofał w czasie. Wieczorami staram się przedłużyć czas siedząc bezsensownie na kompie czy oglądając TV. Całe życie ojciec wmawiał mi, że nie nadaje się do niczego, że nic nie umiem chociaż miałem dobre oceny w szkole i byłem też niezłym sportowcem. Teraz jego już nie ma, a ja nie potrafię sobie poradzić z moją zepsuta psychiką. Nikt mnie nie rozumie, ponieważ słyszę od żony i mamy słowa, żebym się za siebie wziął, żebym sobie poradził tak czy inaczej. Żebym przestał się martwić. Dla mnie życie to jeden wielki stres, lęk i dół, tylko marnuje czas swój i moich bliskich. Zapewne dostanę odpowiedź, żeby iść do psychiatry, lub inne cudowne porady. Ehhh, bezsensu to wszystko.
Rozwiedź się. Zminimalizuj potrzeby. Wróć do mamy. Jak ja. Pomyśl. Przystań. Idź tam gdzie zaprowadzi intuicja…
Na co kurwa czekasz? Zabij sie jak najszybciej.
Naucz się najpierw znaczenia słów i zwrotów, które stosujesz. Potem powinno być już lepiej. Zamiast się nad sobą użalać zacznij te marzenia spełniać. 31 lat, brak pracy i mieszkanie z matką jest żałosne.
Żałosne są karkołomne bylejakie słowa wypowiadane bez zaawansowanego sensu. Daj spokój sobie i innym cz ł o w i e k u ! Samotna 31 latka mieszkająca z mamą.
Czytaj Marka Kotońskiego
Mieszaj w wiadrze
Świecuj otwór
Witam. Piszę tutaj… sam chyba nie wiem, po co… ale widocznie jest jakaś przyczyna… jakaś nadzieja, chociaż jej nie widzę. Nie wiem, jak zacząć moją wypowiedź, bo jest to trudne. Praktycznie wszystko mam – studiuję, nie mam żadnych problemów w zwyczajnym rozumieniu, nic się nie stało złego w moim życiu, nie mam rodziców alkoholików, nikt mnie nie bił, nie molestował, ani to wszystko, co się nasuwa… wiodłem i wiodę moje prawie dwudziestoośmioletnie życie zawsze w sposób spokojny i wyważony. Od zawsze byłem bardzo refleksyjną duszą, ale w ostatnim czasie, może nawet od roku, coraz częściej pojawiała się u mnie myśl o bezsensie życia, wszystkiego zresztą, nie tylko życia. I to bez jakiegoś powodu, ot, z dnia na dzień, odkrywałem bezsens świata. Po kolei padał każdy element. Nie cieszy mnie nic, a nudzi wszystko. W pewnym momencie myślałem o samobójstwie, ale w końcu stwierdziłem, że przecież i to nie ma żadnego sensu, pozostaje tylko wegetacja, która co prawda też go nie ma, ale jest najmniej dotkliwą koniecznością.
Czasami tylko przeżywam rodzaj „satysfakcji”, że jestem jednym z nielicznych, który tę bolesną prawdę o życiu pojął. Często boli mnie głowa, oczy, powieki. Ciągle mam w sobie taką zadrę, która na wszystko ma jedną odpowiedź „nic z tego”, „po co?”. Radość, nawet zwykłe przyjemności jawią mi się jako coś bez znaczenia, jako bezsens. Miłość, cokolwiek, przyjaźń, pieniądze… bez sensu. Mam wrażenie, że dla każdego słowa synonimem jest „nic”. Nie potrafię dojrzeć żadnej celowości. Chciałbym, ale nie umiem… czasem siadam na chodniku i patrzę na ludzi. Każdy czegoś pewnie szuka… a ja nie rozumiem po co. Czy mi można pomóc? Kiedy na cokolwiek nasuwa się tylko jedno sformułowanie… Powiedziałem o tym „kiedyś komuś”… stwierdził, że powinienem pojechać do Oświęcimia i wtedy zobaczyłbym, co to znaczy „prawdziwy problem”. Nikt więc mnie nie rozumie. Zastanawiałem się, czy to depresja, ale… w sumie nie przeżywam rozpaczy, płaczu, dramatu, lamentu… po prostu nasuwa się: „bez sensu”…
Wiecznie w pracy, ponad 50h w tygodniu za trochę ponad 38 zł za godzinę.
Bez rodziny, która by mnie wsparła, z małymi oszczędnościami na koncie. Bez perspektyw, pomysłu, planu.
Nic mnie nie czeka, nikogo nie obchodzę. Zostaje mi tylko wieczna harówa (trochę na wyrost, bo pracę akurat mam lekką, ale żeby cokolwiek zarobić, muszę tam ciągle być).
Gdzieś pomiędzy jedną a drugą lekturą (gdzie dodatkowego zasmucenia dodaje mi obecny stan fR – nudne publikacje antysemity albo „biednego” krystykona) a powrotem do/z pracy naszła mnie myśl – po co?
Po jaką cholerę mam tak na serio to dalej kontynuować? Będę albo wiecznie w pracy, albo nieskończenie biedny. Nie podoba mi się taka przyszłość – a inna mnie nie czeka.
Mam już dość.
Gdy mam wolny czas to …biorę dodatkowe godziny. Bo co mi z wolnego czasu, gdy nie mam pieniędzy by w tym czasie coś porobić?
Dziś mam luźniejszy dzień i nie wiem. Wszystko widzę w bardzo czarnych barwach.
Szlag mnie trafił, gdy rozmawiałem ze znajomym i stwierdziłem, że ja pracując zarabiam mniej niż on studiując i chodząc na siłownię. Jego rodzice mają prywatną firmę, generalnie są – jak dla mnie – zamożni(raz w życiu byłem na wakacjach na tydzień,nad okoliczne jezioro a oni są co jakieś 6mcy – góry,morze…). W odpowiedzi dostałem – „pewnie to przez to, że nie wierzysz”. Poza tym, że są bogaci, to nieziemsko naiwni – ewangelicy. Śmiech przez łzy.
Jakieś filozofie których mam się trzymać? Jakiś autor?
Tanie motywacyjno-propagandowe brednie niestety na mnie nie działają. Próbowałem Aureliusza, ale łatwo być spokojnym o byt będąc cesarzem, a nie mrówką-robotnicą.
Kompletnie nic mi do głowy nie przychodzi. Ciekaw jestem, co odpowiedzą forumowicze.
38zł/h i jeszcze Ci źle? Ja na tyle muszę jebać prawie 4 godziny.
Czyli zarabiasz 7,5-8k netto. Przy tych zarobkach przy oszczednym życiu (odkładaniu ok. 70% zarobków) jako singiel możesz pomyśleć o emeryturze po ok. 15 latach pracy (dalsze życie powinny finansować ci poczynione inwestycje nabyte za odłożone pieniądze). A potem całymi dniami do końca życia robić tylko to co sprawia ci przyjemność, budzi zaciekawienie, poznawać świat. Pomyśl o tym
Co Ci napisać Autorze? Nie wiem, rozbierz się i pilnuj ubrania, zobacz jaką mądrość należy posiąść aby dojść do takiego absurdu. Rzeczywiście naiwnym i wierzącym jest lepiej, oni tak za nic kasy mają w brud, a już cesarz to ma klawe życie na bank. Tak sobie myślę, że dla Ciebie ideałem byłoby podzielenie losu pakistańskiej kobiety, sporo dylematów w ogóle nie przyszłoby Ci wtedy do głowy. Zasadniczo jest tak, ludzie aktywni, posiadający mnóstwo pasji, na wszystko mają czas, zaś pieniądze są dla nich zupełnie drugorzędną sprawą. Mam już pewien ogląd ludzkich natur, bo perspektywa ponad pół wieku, na tym łez padole daje niejakie wyobrażenie. Najbardziej na brak czasu narzekają osobniki leniwe i niczym się nie interesujące, nie mające pasji, hobby, takie co to mają tysiące wymówek na każdy rodzaj popychania ich, aby cokolwiek zrobili, czymś się zajęli. Siedzi taki delikwent, parzy w sufit i wszystko mu się nie podoba, w niczym nie znajduje sensu.
Mam propozycję, zrób sobie przyrzeczenie, że poszukasz w okolicy instytucji korzystającej z pomocy wolontariuszy. Przykładowo w domach pomocy społecznej, Pogadaj z nimi i spróbuj przez jakiś czas robić coś dla innych, zapewniam Cię odkryjesz człekiem inne oblicze własnego JA. Wolontariat to takie coś gdzie robi się coś za darmo, kasy się nie zarabia, ale nie trzeba też jej mieć aby nim zostać.
kiedy można myśleć o kryzysie?
Symptomów może być wiele, mogą występować w różnych konfiguracjach i natężeniu. Najbardziej typowe jest poczucie wypalenia zawodowego. Mam zawód, robię to, co lubię, a jednak czuję się nie na miejscu. Po drugie, mogą to być pytania o sens tego, co jeszcze niedawno było oczywiste, mojego miejsca w życiu, tego, z kim i co robię. To może być także spadek energii życiowej. Czujemy, że mniej możemy zrobić, że mniej nam się chce. To może być także nieskonkretyzowany niepokój objawiający się nagłymi zrywami emocjonalnymi. Czasem impulsem pchającym nas w kierunku zmian jest jakieś dramatyczne wydarzenie, np. śmierć rodziców albo choroba, która może prowadzić do utraty życia.
Mało rzeczy może nam wtedy pomóc. Zawodne jest nasze wszechstronne wykształcenie, nasza wiedza i dotychczasowe osiągnięcia. To dobrze widać na przykładzie systemu wartości, który w czasie kryzysu często staje się bezwzględny. Do tej pory byliśmy w stanie pójść na kompromis, a nagle któregoś dnia mówimy – nie mogę tak dalej.
Autorko, a może pomoże Ci w Twojej obecnej sytuacji wiara, zwrócenie się ku Bogu? to może być bardzo pomocne. Mnie pomoglo, a moje życie do łatwych nie należalo. Tak sie zlożyło, i nikt za to nie ponosi winy.
Psalmy bowiem zawsze były księgą duchowych pocieszeń dla tych, którzy przeżywali trudne, bolesne chwile. Wiele psalmów zostało zresztą napisanych pod wpływem doświadczenia zbiorowych lub osobistych nieszczęść.
Nie karć mnie, Panie, w swym gniewie
i nie karz w swej zapalczywości.
Zmiłuj się nade mną, Panie, bom słaby;
ulecz mnie, Panie, bo kości moje strwożone
i duszę moją ogarnia wielka trwoga […].
Zmęczyłem się moim jękiem,
płaczem obmywam co noc moje łoże,
posłanie moje skrapiam łzami.
Od smutku oko moje mgłą zachodzi,
starzeję się z powodu wszystkich mych wrogów (Ps 6).
Jak długo, Panie, całkiem o mnie nie będziesz pamiętał?
Dokąd kryć będziesz przede mną oblicze?
Dokąd w mej duszy będę przeżywał wahania,
a w moim sercu codzienną zgryzotę?
Jak długo mój wróg nade mnie będzie się wynosił?
Spojrzyj, wysłuchaj, Panie, mój Boże!
Oświeć moje oczy, bym nie zasnął w śmierci,
by mój wróg nie mówił: „Zwyciężyłem go”,
niech się nie cieszą moi przeciwnicy, gdy się zachwieję.
Ja zaś zaufałem Twemu miłosierdziu;
niech się cieszy me serce z Twojej pomocy,
chcę śpiewać Panu, który obdarzył mnie dobrem (Ps 13 [12]).
Pan jest moim pasterzem, nie brak mi niczego.
Pozwala mi leżeć na zielonych pastwiskach.
Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć:
orzeźwia moją duszę.
Wiedzie mnie po właściwych ścieżkach
przez wzgląd na swoje imię.
Chociażbym chodził ciemną doliną,
zła się nie ulęknę […] (Ps 23 [22]).
Panie, do Ciebie się uciekam,
niech nigdy nie doznam zawodu;
wybaw mnie w Twojej sprawiedliwości!
Skłoń ku mnie ucho,
pośpiesz, aby mnie ocalić.
Bądź dla mnie skałą mocną,
warownią, aby mnie ocalić.
Ty bowiem jesteś dla mnie skałą i twierdzą […].
Zmiłuj się nade mną, Panie, bo jestem w ucisku,
od smutku słabnie me oko,
a także moja siła i wnętrzności. […]
Ja zaś pokładam ufność w Tobie, Panie,
mówię: „Ty jesteś moim Bogiem”.
W Twoim ręku są moje losy: wyrwij mnie
z ręki mych wrogów i prześladowców!
Niech zajaśnieje Twoje oblicze nad Twym sługą:
wybaw mnie w swej łaskawości! (Ps 31 [30]).
Jak łania pragnie
wody ze strumieni,
tak dusza moja pragnie
Ciebie, Boże!
Dusza moja pragnie Boga,
Boga żywego:
kiedyż więc przyjdę i ujrzę
oblicze Boże?
Łzy stały się dla mnie chlebem
we dnie i w nocy,
gdy mówią mi co dzień:
„Gdzie jest Twój Bóg?” […]
Czemu jesteś zgnębiona, moja duszo,
i czemu jęczysz we mnie?
Ufaj Bogu, bo jeszcze Go będę wysławiać:
Zbawienie mego oblicza […] (Ps 42 [41]).
Wybaw mnie, Boże,
bo woda mi sięga po szyję.
Ugrzązłem w mule topieli
i nie mam nigdzie oparcia,
trafiłem na wodną głębinę
i nurt wody mnie porywa.
Zmęczyłem się krzykiem
i ochrypło mi gardło,
osłabły moje oczy,
gdy czekam na Boga mojego (Ps 69 [68]).
Z głębokości wołam do Ciebie, Panie,
o Panie, słuchaj głosu mego!
Nakłoń swoich uszu
ku głośnemu błaganiu mojemu!
Jeśli zachowasz pamięć o grzechach, Panie,
Panie, któż się ostoi?
Ale Ty udzielasz przebaczenia,
aby Cię otaczano bojaźnią.
W Panu pokładam nadzieję,
nadzieję żywi moja dusza […].
Dusza moja oczekuje Pana
bardziej niż strażnicy świtu […].
U Pana bowiem jest łaskawość
i obfite u Niego odkupienie.
On odkupi Izraela
ze wszystkich jego grzechów (Ps 130 [129]).
Szanowni Czytelnicy i Komentatorzy. Powiedzcie mi, co sądzicie o Księdze Urantii? to bardzo obszerna pozycja, ponad 2100 stron. Bliskie mi osoby zachecają mnie usilnie do lektury tej rzekomo niezmiernie ważnej dla zrozumienia wielu kwestii pozycji. Może Autorka też powinna przeczytać tę zupelnie wyjątkową księgę?
MODLITWA ROZGORYCZONEGO
ja, szanowna Autorko mam ladnych parę lat na karku i polecam Ci tę modlitwę rozgoryczonego. Mnie ta modlitwa pomogła. Umiem ją już na pamięć. Zmawiam ją w pociągu, jadąc do pracy oddalonej od miejsca mego zamieszkania ok. 100 kilometrów. to pomaga. Może i Tobie będzie pomocny ten tekst?
Teraz wiem, Panie, że przyszłość mam już za sobą. Moja sytuacja nigdy nie będzie lepsza, wiem to od wczoraj. Zbyt wielu rzeczy trzeba mi było, żeby odnieść sukces: być znanym, mieć rekomendacje… Zadowoliłem się tym, żeby być uczciwym.
No więc, oczywiście…
Wyznaję, Panie, że czuję trochę wstręt, kiedy widzę tych wszystkich młodych, którzy przepychają się przede mną. Tych młodych i tę ich łapczywość. Im się uda. Jeśli chodzi o mnie, teraz, to sprawa załatwiona. Wyżej już się nie zdołam wspiąć.
Zacząłem ich nienawidzić, tych młodych, którzy przemykają mi przed nosem. Och! Oczywiście, że nic mi nie zrobili. Ale cóż, mają szczęście… A to wystarczy, żebym miał im za złe. Gdzie byli w czasie tych trudnych lat? Spokojnie kończyli studia, zdawali egzaminy konkursowe… A ja w tym czasie…
To od początku było oszustwo. A w każdym razie kusi mnie, żeby tak myśleć.
Dlaczego więc mierzyłem tak wysoko? To jeszcze jeden skutek mojej wyobraźni. Kiedy jest się młodym, tak bardzo wierzy się w przyszłość… Dozwolona jest każda nadzieja. Wszystko ma się potoczyć jak najlepiej. „Dlatego, że to ja…”
Później dostrzegamy, że inni też są tutaj. O, na przykład ten… Ależ on sobie radzi: od razu, już w punkcie wyjścia osiągnął stanowisko, do którego ja doszedłem na samym końcu.
On od niego zaczyna. Ma szczęście.
Więc, Panie, chciałem prosić, żebyś mi pomógł. Pomógł starzeć się z większym spokojem. Z większą godnością. Starzeć się bez goryczy. To takie smutne — zgorzkniały „stary”…
Niczego mi nie obiecywano. Nic mi się nie należało. Właśnie to muszę sobie powtarzać. Kiedy wchodzi się w życie, tak łatwo jest wierzyć, że wszystko nam się należy: teraźniejszość, przyszłość, awanse… Potem, w miarę upływu lat, widać, że to były tylko marzenia. Jak w powieści.
To łaska móc to dostrzec. Łaska, za którą muszę Ci podziękować. Tylu ludzi obciąża Cię odpowiedzialnością za to, że nie zrealizowali swoich marzeń…
Panie, obym nigdy nie uważał, że to Ty odpowiadasz za moje marzenia. Tak naprawdę, czy Ty zrobiłeś tak zwaną „świetną karierę”?
Dzien dobry Autorko. Jesteś obecnie w cięzkim utrapieniu, dlatego też polecam Ci poniższą modlitwę, która mnie osobiście bardzo pomogla. Ale nie oczekuj, że będzieszy od razu czy też szybko wysluchana. Trzeba cierpliwości i pokory. ja zostalem wysluchany i udzielono mi pomocy po trzech długich latach. To byl trudny czas w moim życiu. Trzymaj się zdrowo. Życzę Ci powodzenia. Nie trać nadziei. Ratunek nadejdzie w najmniej spodziewanej chwili.
Modlitwa do św. Judy Tadeusza w ciężkim utrapieniu
Święty Tadeuszu, który miałeś szczęście należeć do rodziny
Chrystusa Pana, przesławny Apostole i Męczenniku,
co wielkimi cnotami jaśniejesz, wierny orędowniku dla tych,
którzy Cię czczą i Tobie ufają. Ty jesteś Patronem i Orędownikiem
w najtrudniejszych sprawach. Dlatego stoję przed Tobą,
błagam z głębi serca mego, przez Twoją przemożną przyczynę
przyjdź mi z pomocą. Ty bowiem otrzymałeś od Boga
przywilej przybywania z rychła pomocą tym,
którzy prawie wszelką stracili nadzieję. Amen.
Modlitewnik czcicieli Ojca Pio, s.173-174
Modlitwa odnajdywaniem sensu życia
Ks. Jan Okuła
Edycja łomżyńska 50/2003
Jednym z podstawowych pytań, które zadaje sobie człowiek w różnych okresach życia, jest to, które odnosi się do sensu i celu życia. Dzieci zadają takie pytania rodzicom. Młodzież niejednokrotnie kieruje je pod adresem nauczyciela, wychowawcy, katechety czy też filozofa. Niezależnie od zaproponowanej odpowiedzi młody człowiek zadać musi to pytanie samemu sobie. Odpowiedzi szuka wtedy w swoim sercu i argumentacji rozumowej.
Pytania są formułowane w różnorodny sposób. Można je i tak postawić: W jakim celu żyję? Ku czemu zdąża moje życie? Czy wszystko, co robię, ma sens? W jaki sposób mam żyć. Bywa, że odpowiedzi zmieniają się w zależności od wieku i okoliczności życia. Zdarza się, że człowiek stara się o poukładanie wszystkiego w życiu i widzi pewnego rodzaju logikę. Sytuacje egzystencjalne i pewnego rodzaju trudne wydarzenia mogą spowodować, że uchwycenie sensu i celu życia staje się coraz trudniejsze.
Niejednokrotnie spotkaliśmy zapewne ludzi, którzy z goryczą deklarowali: „Straciłem sens życia. Wszystko, co czynię, jest bezcelowe”.
Wydaje się, że w naszej dobie ciągle wzrasta procent ludzi rozgoryczonych i tracących poczucie sensu życia. W skrajnych sytuacjach może dochodzić do załamań psychicznych czy duchowych. Przykładem takim są myśli i próby samobójcze, wzmożona agresja i popadanie w różnego rodzaju nałogi. Negatywnym, lecz wymownym znakiem takiego stanu rzeczy jest uzależnienie od narkotyków i alkoholu.
Człowiek zadający pytania o sens i cel życia, liczący tylko na własne siły, podpowiedzi innych ludzi czy też mądrości wyczytane w podręcznikach do filozofii nie będzie nigdy do końca usatysfakcjonowany. Te pytania przerastają nasz umysł i serce. Aby całe nasze życie i jego poszczególne etapy widzieć i przeżywać w perspektywie sensu, należy wejść na płaszczyznę wiary, czyli kontaktu z Panem Bogiem. Bez takiej perspektywy życiowe drogi staną się ślepymi zaułkami.
Prawdziwy sens i cel życia możemy odczytać w autentycznej i szczerej modlitwie przechodzącej przez nasze serce. Duch Święty bowiem zarówno całokształt naszych zajęć, jak i poszczególne czynności każdego dnia opromieni światłem łaski Bożej. W modlitwę zatem będzie włączona historia naszego życia ze znakami sukcesów, porażek i nadziei.
Psalmy są szczególną pomocą Ducha Świętego dla każdego z nas w odpowiadaniu na życiowe pytania. Tak jak natchniony Autor wołajmy do Pana:
„Ty bowiem, mój Boże, jesteś moją nadzieją,
Panie, ufności moja od moich lat młodszych!
Ty byłeś moją podporą od narodzin;
od łona matki moim opiekunem…
Usta moje były pełne Twojej chwały…
Nie odtrącaj mnie w czasie starości;
gdy siły ustaną, nie opuszczaj mnie!” (Ps 71, 5-6. 8-9).
W modlitewnym odniesieniu do Pana Boga doświadczymy zatem łaski ukazującej sens i cel życia w dzieciństwie, młodości, wieku dojrzałym i jesieni naszych dni.
Przytnij żywopłot.
Rozmyślanie nad sensem życia nic wam nie da, bo go niestety nie ma. Rodzimy się, męczymy i umieramy, a wszystko dlatego, że komuś się bzykac zachciało.