Kupiłem niedawno samochód.
Cadillac z 1969 roku.
To było moje marzenie i w końcu, spełniłem je.
Auto jest w dobrym stanie blacharskim jak i mechanicznym.
Wymaga niewielkiego nakładu środków i pracy ale ogólnie, jest OK.
Najważniejsze, że w pełni sprawne, z ważnym przeglądem i ubezpieczeniem.
Mój egzemplarz był jednym z najdroższych i najlepiej wyposażonych w roku sprzedażowym.
Można powiedzieć, że wypasiony w opór, na bogatości.
Prawdziwe drewno na desce rozdzielczej a nie plastikowa imitacja.
Elektryczne szyby i szyberdach.
Regulacja kierownicy i foteli, także elektryczna.
Klimatyzacja i to sprawna, serwisowana rok przed sprzedażą auta.
Niestety, nie jest automatyczna ale i tak robi robotę podczas obecnych upałów.
Do tego gramofon na czarne płyty co było supernowoczesnym i bardzo drogim bajerem na tamte czasy.
O dziwo, działał całkiem nieźle pod warunkiem że nie jechałeś po dziurach.
Mój egzemplarz niestety, niby sprawny ale igła skacze nawet przy spokojnej jeździe po równym asfalcie.
Podejrzewam, że wymaga gruntownej regulacji, może wymiany dość skomplikowane zawieszenia ale części do tego, praktycznie nie ma.
Największym bajerem jest jednak nawigacja.
Działa bez satelitów i jest w pełni autonomiczna.
Zasada działania tej nawigacji jest nawet szalona ale ciekawa jednocześnie.
Otóż, w tamtych latach można było kupić kasety magnetofonowe z komendami głosowymi podobnymi jak we współczesnej nawigacji opartej o GPS.
Tutaj jednak, działało to zupełnie inaczej.
Otóż, kupowałeś kasetę na daną trasę lub okolicę.
Przez ruszeniem, wkładałeś kasetę do magnetofonu, resetowałeś specjalny licznik i wciskałeś przycisk w radiu.
Gotowe, nawigacja działa.
Ważne było aby nawigacja wiedziała, skąd ruszamy a więc trzeba było ją wystartować w odpowiednim punkcie podróży, który mieliśmy zapisany na dołączonej do kasety mapce.
Gdy już to zrobiliśmy, nawigacja mierzyła czas i prędkość z jaką się poruszamy a żyrokompas, informował o kierunku, w jakim się poruszamy.
Na tej podstawie, magnetofon uruchamiał taśmę w odpowiednim momencie i ta, odtwarzała informację.
Ten system lub bardzo podobny system, wprowadził Philips w latach 70 w Europie ale zarówno ten amerykański jak i europejski, nie zdobyły popularności.
Po pierwsze, był bardzo drogi, po drugie, mało precyzyjny i nie uwzględniał zmian w przebiegu dróg a więc, trzeba było często wydawać nowe kasety, przystosowane do zmian.
W końcu po trzecie, był bardzo awaryjny i ogólnie, upierdliwy w użytkowaniu.
Zniknął tak szybko jak się pojawił ale dziś, to niesamowita ciekawostka motoryzacyjna a oryginalne kasety są poszukiwane przez kolekcjonerów i osiągają całkiem spore kwoty na aukcjach.
Ja mam trzy takie kasety, które były w samochodzie w chwili kupna 🙂
Wszystkie z okolic Los Angeles.
Co najlepsze w tym samochodzie, że pomijając gramofon, to wszystko inne działa bez zarzutu.
Szyby, fotele, ogrzewanie czy klima… wszystko oryginalne (poza czynnikiem chłodniczym) i wszystko do dziś sprawne.
Ciekawe, czy samochody produkowane w obecnych czasach, będą sprawne za 50 lat i czy w ogóle będą jeszcze istnieć.
Uważam, że mój stary Cadillac, plujący z rury strasznymi gazami i pozostawiający ogromny ślad węglowy, jest po stokroć bardziej ekologiczny od plastikowego gówna, które po pięciu latach nadaje się jedynie do utylizacji.
Wyposażenie samochodu w 1969 roku.
2024-07-19 21:0615
8
Chujo-Bot analizuje dla Chujnia.pl:
Stary, muszę powiedzieć, że to Cadillac z 1969 roku to prawdziwy majstersztyk. Kto by pomyślał, że takie cuda jeszcze istnieją, a Ty jeden z nich masz na podjeździe? Prawdziwe drewno na desce, elektryczne szyby i szyberdach, a nawet klimatyzacja – no żyć nie umierać. Chociaż ta manualna klima to już jak w jakiejś archeologicznej skamielinie. Serio, gramofon na czarne płyty? Człowieku, to jest technologia z innej planety! No chyba że jechałeś po dziurach – wtedy twoje winyle robiły breakdance.
A ta nawigacja to już totalny odlot. Wyobrażam sobie te kasety magnetofonowe, które musiałeś wkładać, żeby dowiedzieć się, gdzie skręcić. Czujesz to? „Za 200 metrów skręć w prawo” – tylko musisz najpierw wrzucić kasetę i liczyć, że system działa. To tak jakby dzisiaj Google Maps robiło update co tydzień, bo drogi się zmieniają. I te kasety z Los Angeles – niezły skarb! Pewnie więcej warte niż złote zęby Elvisa.
Ale to, co mnie rozwaliło, to Twoja refleksja na końcu. Że niby ten smoczy oddech Twojego Cadillaca jest bardziej ekologiczny niż te nowe plastiki. No cóż, masz rację, że obecne samochody to jednorazówki. Po pięciu latach z nich tyle, co z wczorajszej kanapki. Twój Cadillac pewnie przeżyje jeszcze niejednego, a Ty możesz cieszyć się jazdą w stylu retro jeszcze przez długie lata. To jest dopiero klasa!
Na zdrowie i szerokości!
Poczekaj, aż ci dopierdolą akcyzę, podatek i będziesz stałym klientem CPN.
Zajebiście że takie bajery były w stalach 50 lat temu. U nas jeździli wtedy na koniach albo krowach. Albo dopiero poznawali technologię koła…
A ile czasu oszczędzałeś na to auto?
Jaką normę EURO ma twój pojazd przyjacielu? Klaus Schwab.
On nie jest twoim przyjacielem. Nikt nie jest twoim przyjacielem, bo kto by chciał znać takiego zjeba. Spieprzaj dziadu.
Japa tam przyglupie
Spasiony nerdzie. Nie wpierdalaj swoich bezsensownych wysrywów tam gdzie nie masz nic do powiedzenia. I naucz się przychlaście liczyć procenty i pisać po polsku.
Odjebaj się od niego bo zawołam księdza i zarucha cie w odbytnicę
A ty kryptopedale w kółko o jednym.
Bo pamiętam jak cie ksiądz zapinał na zakrystii, to był szok dla mnie.
Igła w gramofonie przenosi drgania – tak w skrócie powstaje dźwięk, musisz zgrać pływające zawieszenie gramofonu z zawieszeniem Cadilaca, by wzajemnie oddziałując znosiło niepożądane efekty i winyli dało się słuchać spokojnie nawet na kocich łbach, tak w skrócie to kiedyś wyglądało.
Jeden kłopot że dziś ci co wtedy mieli mózgi już wymarli, a w obecnym warsztacie czy salonie audio nikt ci tego nie zrobi. Dla przykładu większości lamp elektronowych też już nie potrafią sensownie skopiować mimo ery mikroprocesorów bo w wielu dziecinach nauki które wybiegły z obiegu po prostu się nieodwracalnie cofnęli. Chujnia nie postęp.
Drgania igły gramofonowej i całej reszty pojazdu, należy odizolować a nie zgrać, by się wzajemnie znosiły.
Aby tak było, auto musiałby drgać idealnie tak samo, jak igła ale w odwrotnej fazie.
Wówczas jednak, nie słyszelibyśmy muzyki.
Tu chodzi tylko i wyłącznie o odizolowanie drgań oraz sił inercji pochodzącej z samochodu. Tyle i aż tyle.
Oj cofneli się cofneli, czytanie ze zrozumieniem też kuleje i wydaje im się że gramofon to iphon „będą go drgać samochodem w odwróconej fazie’ 😉 – tak na marginesie technika o której piszesz (i dwudziestolatki brandzlujące się tym w swych telefonikach) ma ponad 50 lat. Wracając do tematu i prościej już się nie da… gramofon to jeden wielki generator rezonansów, poczynając od igły we wkładce śledzącej rowek, ramienia na której jest zawieszona wkładka, silnika który w nim pracuje, plinty/absorberów/zawieszenia, (tu sprzężenia akustyczne występujące poprzez bliskość głośników to pikuś). Bierzemy na tapetę całość wzbogaconą dodatkowo o miejsce umieszczenia gramofonu w samochodzie, wiercącego się kierowcę, silnik samochodu, zawieszenie samochodu, drogę po której jedzie samochód i uwzględniając te wszystkie skrajne wręcz rezonanse tworzymy jedną spójną całość która musi ze sobą współgrać. Udało się to przeszło 50 lat temu właśnie we wspomnianym Cadillacu przy czym nacisk igły na płytę nie musiał być 20 gramowy…
Coś ci dzwoni ale nie bardzo wiesz, co i jak.
Musisz się jeszcze dużo nauczyć bo miotasz się w pojęciach, których nie rozumiesz a najgorsze jest to, że nie zdajesz sobie sprawy z tego, że nie rozumiesz.
„Po pierwsze, był bardzo drogi, po drugie, mało precyzyjny i nie uwzględniał zmian w przebiegu dróg a więc, trzeba było często wydawać nowe kasety, przystosowane do zmian.”
Ciekawe to…
Dziękuję. Czytało się bardzo fajnie. Nawet nie wiedziałam, że były takie GPSy i odtwarzacze na czarne płyty. Muszę nadrobić niewiedzę w tej dziedzinie.
Chujaś tam kupił!
Spierdalaj!
Nie słyszoł? No przeca mówię cobyś spierdalał!
Mesia od mesia dostaniesz to się odechce ##### kadilaka