Trudno powiedzieć czy zła, czy po prostu nieodpowiednia…
Kilka miesięcy temu szeroko opisałem tu historię mojego związku z 7 lat młodszą sąsiadką. W skrócie: Podobała mi się od dawna, małolata z iskierkami w oczach i uśmiechem, który rozmiękczał mnie jak plastelinę. No i w końcu prawie 3 lata temu, któregoś sierpniowego wieczora wziąłem ją na spacer, zaczęliśmy się całować. No i ja – 24-letni stary koń po uszy zadurzyłem się w 17-tce. Zwyczajnie, następnego dnia czekałem na jej ochy i achy w smsach i przygotowywałem się na to, jak łagodnie schłodzić sytuację i ukrócić ewentualne nadzieje z jej strony. Nic takiego się nie stało, za to ja się poskładałem w harmonijkę. 2 tygodnie walczyłem z tym uczuciem, bo było dla mnie czymś niepojętym, żebym miał wzdychać do małolaty z całkiem innego świata (rodzice z całkiem innych części Polski, inna kultura, inne priorytety itd.), ale w przypływie zakochaniowej głupoty napisałem jej co jest u mnie grane. Dla niej to było powodem do radochy. Generalnie, w ogóle mi nie uwierzyła. Po kilku tygodniach istnego horroru w mojej głowie, całymi siłami zdobyłem się na to, żeby przestać cokolwiek pisać, żeby unikać, nie myśleć… Od tego pierwszego pocałunku minął może ponad miesiąc i byłem na dobrej drodze do wyleczenia, ale kiedyś napisała coś z głupia frant, a pewna zaufana osoba poradziła mi, żebym nie strugał już bohatera, tylko zwyczajnie odpisał. Tak zrobiłem. I potoczyło się… Od smsa do smsa, później gg, aż w końcu się i ona zakochała. I tak z początkiem października byliśmy już parą. Wstydziłem się wtedy przyznawać przed kolegami i w domu. Drażniła mnie świadomość jej młodego wieku. Ale było mi dobrze. Ona rozkochała się na całego, czułem się akceptowany, podziwiany, chciany. Wspólnych pasji nie mieliśmy, ale nie przeszkadzało to wtedy w niczym. Jej obecność i bliskość stanowiła dla mnie ukojenie i odskocznię od problemów na studiach. Mimo cech, które były w niej dziecinne, w tych najważniejszych sprawach wydawała mi się bardzo dojrzała. Gdy już byliśmy razem, to nie pałałem do niej uczuciem adekwatnym do tego, co czułem kiedy mnie olewała, ale szanowałem ją i zależało mi na niej. Jednak po roku coś zaczęło się dziać. Jeszcze daleko było do tragedii, ale pierwsze symptomy były widoczne. Ona imprezowa, ja domownik. Ona żądna wrażeń, mi wystarczyła sama bliskość. Te różnice z początku były „nieintensywne”. Umiała się wtedy jeszcze cieszyć drobnymi sprawami. Jeszcze ją satysfakcjonowała przejażdżka na rowerach, spacer… Później wychodziły pretensje, że ona chce na dyskoteki. Chodziła na te dyskoteki, tyle że beze mnie. Pretensje były o to, że ja nie chodzę. Później pretensje dotyczyły już wielu spraw: że nie tak długo byliśmy nad wodą jak chciała, że spóźniłem się na półmetek, że Sylwester był na domówce zamiast gdzieś na balu… i różne takie. Ostatniego lata foch szedł już o wszystko. Już nawet nie trzeba było powodu. Włączyła jej się misja „dominacja” i koniec. Powód zawsze można było wymyślić. Wiele akcji brało się z tego, że np. jeśli zawaliłem rzeczywiście ja, to tylko dlatego, że nie chciała mi wyjaśnić czego ode mnie oczekuje, tylko unosiła się gniewem. A ze mną naprawdę da się dogadać! Zaczęła mnie besztać o pierdoły. A ja nie jestem człowiekiem, który odnajduje się pod czyimkolwiek butem, przy całej mojej elastyczności. Nie chcę się tu rozpisywać nad konkretnymi przypadkami jazd, które mi fundowała, ale możecie uwierzyć że stosunek wagi ich powodów do wyrażanych pretensji był absurdalny.
Z końcem października 2010 za obopólną zgodą rozeszliśmy się.
W środku nosiłem w sobie przekonanie, że dziewczyna spęka i wróci – w końcu wcześniej zapewniała mnie o autentyczności i dojrzałości uczucia, którym mnie darzyła. Ona – wiejska dziewczyna z technikum, mówiąca przeważnie gwarą i ja – studencik dwóch kierunków, miły całkiem do rzeczy wyglądający, uczciwy, uczynny, z zasadami… Owszem dosyć leniwy, czasem nieco dziecinny i nie przykładający zbytniej wagi do porządku wokół mnie. Ale dla kogoś normalnego to nie wady, które stanowiłyby przyczynę do chęci zerwania. Myślałem, że prędzej czy później to zrozumie i wróci, będąc już na wyższym poziomie szacunku do tego co ma. Cóż, stało się inaczej. Z biegiem czasu ona zaczęła wbijać, a ja zacząłem panikować. I tak miesiąc po zerwaniu okazało się, że z kimś tam bajeruje. Dała sobie nawet zdjęcie z nim na nk. No i wtedy poległem. Serducho stanęło mi w krtani i oblał mnie zimny pot, kiedy poczułem jak lekceważąco gadała ze mną na gg o jakichś tam bieżących sprawach. Na następny dzień dzwoniłem już do niej i jak ostatni frajerzyna prosiłem o możliwość powrotu + obietnice diametralnej zmiany na tak, jak ona sobie życzy. Niestety, blaszka. Powtórka z rozrywki – rozłożyło mnie na cacy nawet gorzej niż wtedy, zanim zaczęliśmy. Wierzcie mi, z całych sił chciałem przyjąć to na klatę, ale nie wyszło. Zacząłem sprzątać cały dom na błysk żeby być spełniać jej kaprysy sprzed zerwania. W końcu po niedługim czasie, w styczniu wyżebrałem od niej deklarację, że „może jednak” i „zobaczymy”. To dało mi ogromnego kopa. Nigdy wcześniej nie byłem chamski. Owszem, mam niepokorną i niecierpliwą naturę, ale z zasady jestem dobrodusznym facetem. Natomiast wtedy zacząłem się jej strasznie pucować. Robiłem jej prezentacje do szkoły, robiłem super ekstra tosty, zabierałem do kina, kupowałem ciuchy, woziłem do centrów handlowych, fundowałem pizze McD’sa, wysprzątałem jej pokój na błysk, czuwałem przy niej w chorobie, instalowałem jej gierki żeby jej nie było nudno, wyprowadzałem jej psa, zorganizowałem miłe Walentynki, doładowywałem jej konto na telefonie… Dużo, dużo podobnych gestów. Ale to spotykało się z mniej lub bardziej ostentacyjnym przykładaniem lachy z jej strony. Jeszcze w styczniu mocno się tu na ten temat rozpisałem. Jeden z komentarzy pod moim postem, który utkwił mi w pamięci brzmiał mniej więcej tak: „Miej wyjebane, a będzie ci dane – nie życzę ci powrotu z fajerwerkami, ale szczęścia z inną kobietą”. Doceniłem bardzo tamtą radę, ale niestety nie potrafiłem się do niej zastosować. Samcem alfa i ultra macho nigdy nie byłem, ale swoją wartość znałem, w kaszę nikomu dmuchać sobie nie pozwalałem. Ale ta sytuacja mnie złamała. Zachowywałem się jak totalna cipa. Najgorsze było to, że byłem tego wszystkiego świadomy, ale nie umiałem nad tym zapanować. Było mi tylko dodatkowo wstyd za siebie. Nie spałem, nie jadłem i w kilka tygodni z niemałego pakerka stałem się chuderlawym flusiem z podkowami pod oczami. Były takie dni największego kryzysu, że byłem tak słaby, iż nie potrafiłem wejść po schodach do swojego pokoju, bo kręciło mi się w głowie. Oczywiście, żeby dopełnić dzieła frajerstwa, nie omieszkiwałem mówić o tych wszystkich przeżyciach byłej. Idiotyczne? Ta świadomość w niczym nie pomagała. Pewno byłoby mi lżej gdybym był kretynem bez honoru, bo w ogóle nie zdawałbym sobie sprawy z tego jak to wszystko żałośnie wyglądało. Tymczasem na litość jeszcze nikt w nikim miłości nie wzbudził. Tak to było jakiś czas. Sytuacja nieco się poprawiła w okolicach lutego i marca, bo dzięki pewnym bliskim osobom, odzyskałem nieco sił i zacząłem lekko kozaczyć Dawałem jej do zrozumienia, że nie interesuje mnie pozycja jej przyjaciela, ani kolegi i próbowałem zrywać kontakt. Ale ona zaś nie dawała mi spokoju. Co trochę, albo prosiła o jakąś przysługę typu zrobienie prezentacji do szkoły, albo (było tak ze 2 razy) jakoś po tygodniu, w którym spiąłem półdupki i nie odzywałem się, stwierdzała że wszystko przemyślała i chce wrócić. A ja, pacan, leciałem jak wierny piesek. Ludzie mi mówili, żebym przestał zachowywać się jak szmata do podłóg i że jak już koniecznie chcę wrócić, to żebym przynajmniej odczekał i dobrze ją przetrzymał na odległość, żeby poczuła, że nie działam na pilota. Ale ja, „bogaty” w doświadczenie z grudnia, nie chciałem żeby się rozmyśliła. I kończyło się to tak, że przez 2 dni było fajnie, a później jeszcze gorzej. Nie chciała się całować, nawet przytulać, o czymś więcej ani nie mówię. Trudno, znosiłem to. Natomiast nie znosiłem pogardy z jaką mnie traktowała. Z biedą napisała maturę (teraz nawet nie wiem, czy w ogóle zdała, bo od 2 tygodni znów z nią nie gadam), a potrafiła powiedzieć mi, że mam „wkurwiające gadki”, podczas gdy ja poza jakimiś cytatami itd. nigdy przy niej nie przeklinałem. Rzezała mnie o wszystko, mówiła, że jestem beznadziejny i żałosny. Wszędzie mnie poganiała jak niewolnika, wszystko musiało być na zawołanie i bez dyskusji. Kiedy ja w towarzystwie coś mówiłem, to patrzyła na mnie jak na totalne zero, którego musi się wstydzić, a durnowato się zacieszała kiedy np. mój szwagier sypał obleśnymi dowcipami, które normalnych ludzi zniesmaczają. Zacząłem chodzić na te jej imprezy i całkiem nieźle podszkoliłem się w tańcu (trzeba przyznać, nauczyła mnie sporo), żeby jej dogodzić. Niestety, „z M. bawiłam się lepiej” (M. to ten wymoczek, z którym balowała na Sylwestra i w którym się bujała na przełomie grudnia i stycznia. Nawet się całowali, ale gość ją olał na koszt jej koleżanki ostatecznie) – tak mi raczyła poprawić humor dzień po śmigus-dyngusowej potańcówie, którą ja uważałem za extra udaną. Innym razem nie odzywała się do mnie przez kilka dni, kiedy po dwóch dniach wyczerpujących zjazdów nie stawiłem się na zawołanie, żeby jechać z nią na pizzę, bo chciałem chwilę odpocząć i zaproponowałem, że za godzinę. Nie pojechaliśmy w ogóle, bo – jak powiedziała – nie interesują ją spotkania ze mną po godzinie 21! Ja na następny dzień przywiozłem jej różę i jakiś słodycz, to powiedziała, że mogłem się lepiej postarać! Czaicie to?! Ostatecznie, 2 tygodnie temu byliśmy na weselu mojego kuzyna, które musiała mi spieprzyć uwagami od samego rana. A dotyczyły one np. tego że: buty nie tak dobrane, skarpetki też nie tak, brwi wyrównane niedbale, gdzieś 2 włoski niedogolone jak trzeba, paznokcie nie tak przycięte, że ciotkę za mocno szarpię podczas tańca, że z siostrą panny młodej za długo rozmawiam, że w kiblu za długo siedzę… Później gdy chciałem się nieco poprzytulać, to zaczęła się ode mnie tak odsuwać, jakbym miał wrzody na ryju. Miarka się przebrała. Była ok 01:30 w nocy. Wstałem, wziąłem marynarkę i poszedłem na dwór. Więcej się nie odezwałem, na poprawiny już jej nie wziąłem. Mija drugi tydzień. W między czasie przyniosła mi moje książki i opracowania, które pożyczyłem jej do matury. Poza tym raz odpisałem jej kiedy pożaliła się, że jej babcia ma niebezpieczną operację. Genralnie jest cisza w eterze, a ja wpatruję się w telefon, czy może znów nie napisze, że teraz to juz jest pewna na 100%, że chce wrócić, bo mnie kocha. Widujemy się w kościele, nieraz na drodze, bo mieszkamy ok. 70m od siebie. Powiem Wam, że ledwo wytrzymuję. Co chwila trzepie mnie, żeby znów jej się podłożyć jak dywan i skamleć o powrót, ale resztkami sił trzymam się zdrowego rozsądku. Ktoś powie, że banał, zakochał się chłopak, jak miliony innych. Prawda, ale cała ta sytuacja ma wymierny wpływ na moje zdrowie psychiczne i fizyczne. W grudniu ważyłem 86kg, teraz ważę 76 i ubrania, które mnie opinały wiszą na mnie. Nie śpię po nocach, mam jakieś tiki nerwowe. Do tego dopadły mnie dziwne lęki w stosunku do tak bzdurnych spraw, że aż szkoda przytaczać. Nie umiem się skupić na pisaniu pracy dyplomowej. Wszystko inne mam z jednej strony w dupie, a z drugiej podwójnie mocno przeżywam skutki tego zobojętnienia. Żreć mi się nie chce, a do siłowni (z którą byłem za pan brat) to odczuwam strach połączony z obrzydzeniem. Jednocześnie wydaje mi się, że jestem tak malutki, że pobiłoby mnie dziecko. Jestem tym wszystkim naprawdę zniszczony. Gdyby powiedzenie „co cie nie zabije, to cię wzmocni” miało odzwierciedlenie w moim przypadku, to dziś chyba byłbym tytanem. Są
oczywiście i dobre strony całej sytuacji, jak przede wszystkim polepszenie relacji z Bogiem. Ale jak by nie patrzeć, mam już dość i nie mam już sił. Mam takie myśli, żeby iść i położyć się na jej wycieraczce pod drzwiami… A przecież „powrót” to już przerobiona sprawa. Doskonale rozumiem jak bardzo do siebie nie pasujemy, ale mimo wszystko oddałbym wiele, żeby znów sikała za mną po gaciach. Napisałem tu tylko co złe na jej temat. Ktoś spyta, czy ja aby nie jestem masochistą? Nie jestem. Nie mam w tym przyjemności. Może tylko sobie tak wkręcam, ale jestem przekonany, że w głębi to dobra dziewczyna. W końcu przez pierwszy rok naszego związku nabrałem nawet przeświadczenia, że to idealny materiał na żonę, byleby tylko dobrze ją ułożyć, nauczyć manier, posłać na studia… Pamiętam jak kiedyś wywaliłem się na nartach, a ona leciała pół stoku, żeby mi pomóc wstać. Robiła mi własnoręcznie kartki na różne okazje, dzieliła się czym tylko mogła, gdy wyjechała do pracy na wakacje, pisała do mnie listy itd. itd. Ale coś się w niej z czasem zaczęło psuć. Zaczęła się wdawać w ojca – dominatora i choleryka. Zaczęła stawiać wymagania z kosmosu i wszystko ją zaczęło wpieniać. Zaufani ludzie, którzy znają sytuację, mówią mi, że takie tendencje rzadko się odwracają, a raczej z wiekiem pogłębiają. Kto może, to próbuje skuć mi strupa z oczu, a ja dalej swoje… Nie wiem co będzie. Coraz bardziej mnie korci do popełnienia kolejnej głupoty, ale zwyczajnie już nie daję rady. To nie jest moja pierwsza dziewczyna na poważnie, ale tylko w stosunku do niej mam takie halo. Chemia i tyle. Ma w sobie ten pierwiastek, który na mnie działa. Dopada mnie istna panika, kiedy pomyślę, że ktoś ją może poderwać i że może być z kimś innym. Jak sobie wyobrażę, że inny typ może ją dotykać, albo iść z nią do wyra, to ciemnieje mi w oczach. Już nie wiem co robić, jak się znieczulić. W ogóle nie interesują mnie inne dziewczyny, nie chcę wyrywać na siłę. Jestem typem „grzecznego chłopca” i choćbym miał zdechnąć, to też nie pójdę na szmaty, żeby sobie ulżyć. Imprezować nie mam z kim. Dotego czas niedobry, bo właśnie kończę zabawę w studia i jest dużo dodatkowych czynników dołujących. Całe towarzystwo z dawnych lat porozjeżdżało się za chlebem po kraju, a ci kumple, których mam na miejscu… No cóż, tak się złożyło, że akurat dla nich, to ja muszę stanowić wsparcie psychiczne. Jest
jeszcze jeden taki, dla którego nie muszę, ale on słucha mich wywodów jak świnia grzmotu. W każdym razie, nie mam nikogo, kto by mnie złapał za mordę i stawiał do pionu tak długo, aż się wyleczę. Pół roku takiej kompulsywnej walki o nic, to naprawdę szmat czasu. Wiem, że ona niedługo planuje wyjechać znów na wakacje do pracy. To będzie ważny czas. Albo przetrwam i się otrząsnę, albo polegnę jak gówno w trawie.
Zła kobieta, zła miłość
2011-07-08 23:4336
52
Obstawiam, że to jedna z najdłuższych chujni ever. A tak serio: współczuję Ci i sama nie mam pojęcia, co bym zrobiła, gdybym była w takiej jak Ty sytuacji.
Ech… co taka kobieta potrafi zrobić z porządnym facetem. Zbyt wiele Was dzieli, żebyście mogli być razem. Myślę, że ona prosta dziewczyna ze wsi, trochę Ci zazdrościła. Za dobry byłeś dla niej i przez to tak się na Tobie wyładowywała. Cóż… trzymaj się i nie daj się. BTW, dawno takiej ściany tekstu tutaj nie widziałem 😛
Jakoś dałam radę i przeczytałam. (To był najdłuższy wpis w historii chujni, na pewno).
Kurwa, człowieku! Ogarnij się. Pomyśl sobie, całe życie spędzać z taką focharą? Z taką dziewczyną? Nie pasujecie do siebie, nie będziecie pasować, skoro jesteście z dwóch różnych światów. Ona pokazała Ci, jaka jest naprawdę i teraz nic jej nie zmieni.
Ogarnij się, na litość boską!
Nie czytałem ale szczerze współczuję! Cokolwiek tam jest napisane….
Pierwszy raz przeczytałam coś tak długiego. Dziewczyna jest niedojrzałą małolatą, która poczuła władzę i „rispekt, bo starszy koleś za nią gania. Szpan przed koleżankami potęguje jej wymagania, bo przecież będąc z Tobą miała wszystko co chciała. Fakt, szkoda mi Ciebie, ale sam też jesteś sobie winny, bo zgadzałeś się na jej zachcianki, wytrzymywałeś jej humory itp. Weź się w garść, nie bierz się za małolaty, otrząśnij się i wyjdź do ludzi. Jeszcze pożałuje, gdy zauważy, że już Cie nie interesuje. Wtedy to ona będzie biegać i to Ty będziesz mógł mieć zachcianki i swoje humory. Albo kopniesz ją w dupę. Powodzenia
Każdy facet przeżywał takie coś, niektórzy raz niektórzy więcej razy. Ja również. Znam na to tylko 1 radę, którą otrzymałem od starszego kumpla, i która mnie pomogła. Wiem, że wydaje się to nie możliwe, ale jedynym lekarstwem na kobietę jest inna kobieta. Zdaje sobie sprawę, że na razie sobie tego nie możesz wyobrazić, ale uwierz – jeżeli ona zobaczy, że Twoje życie się zmieniło, że nie jesteś już pieskiem na zawołanie, że masz dookoła siebie kobiety (tak, kobiety, bo ona to jeszcze siksa), niekoniecznie potencjalne partnerki ale znajome, może przyjaciółkę – ona wtedy oszaleje, przeleci jej przed oczami cały ten czas, który z Tobą spędziła i dotrze do jej młodej pustej jeszcze główki co straciła, co mogła mieć. A Ty – Ty się uwolnisz, mam nadzieję, do takiej osoby nie ma sensu wracać, ale jeżeli już się na to zdecydujesz – dominuj, taka jest Twoja rola, żyj swoim życiem. Pamiętaj, w pierwszej kolejności zadbaj o siebie, rób rzeczy, które sprawiają Ci przyjemność, ona jest dodatkiem do życia, jest na drugim planie. Nie rób niczego przeciw sobie.
Powodzenia.
Pokręcona i długa ta chujnia. Przeczytałam całą. Jak na serio macie być razem to będziecie. Jak widać to jakaś atrakcyjna dziewczyna, ale chyba zbyt o nią zabiegałeś. Tak to teraz byłeś jej pieskiem. Poczekaj aż dojrzeje, bo jak na razie to głupio robi – nie uczy się, a w wakacje pracuje.
O ja pierdole…
Masz nerwice. Uważaj żebyś nie stał się psycholem. To nie jest miłość. Gdybyś ją kochał, szanowałbyś siebie. Z tego co piszesz ona jest gówniarą mającą nierówno pod sufitem. Klin klinem! To moja rada.
Nie obrażaj się, ale chyba powinieneś zwrócić się o pomoc do specjalisty, jakiegoś psychoterapeuty czy psychologa. On Ci pomoże się z tym uporać, bo widać, że to poważna sprawa..
Rozpisałeś się niemiłosiernie, ale postanowiłam przeczytać wszystko do końca. Moje zdanie jest takie – ta dziewczyna jest wampirem energetycznym, wysysa z Ciebie całą pozytywną energię. Tak na prawdę ( z mojego punktu widzenia ) ona do Ciebie nic czuje nie. Ba, powiem więcej – ona ciebie wykorzystuje. Dziwię się, że dorosły facet daje tak sobą pomiatać ( a po tym co piszesz, dobrze zdajesz sobie z tego sprawę) Kiedyś też byłam w takiej sytuacji i wiem jak się czujesz. Musisz wziąć się w garść, na świecie jest dużo wartościowych, wykształconych, uczuciowych kobiet.Skoncentruj się na minusach tego związku, na ostatnich chwilach z nią spędzonych, jak Tobą pomiatała, rozkazywała. Ona w ogóle nie ma do Ciebie szacunku. Mam nadzieję, że się pozbierasz
pozdrawiam :*
Mam to samo tylko, że jestem dziewczyną i mnie chłopak tak zlewa. Trwa to juz rok. Przez ten czas stałam się wrakiem człowieka.
Masz chłopie totalnie przejebane. Raz się zakochałem i po roku związku też miałem podobne odczucia do ciebie, więc mogę powiedzieć że cię troszkę rozumiem. Tyle że ja dałem sobie spokój i z czasem mi przeszło. W każdym razie życzę ci wszystkiego dobrego i powrotu do „normalności”
Jesteś frajerem gościu. Daj sobie spokój. Wykorzystuje Cie a później i tak oleje.
Tu autor posta: Nie wiem jak długo wytrzymam przy zdrowym rozsądku. Wczoraj wieczorem byłem tak zasmarkany i spuchnięty, że mój własny pies mnie nie poznał i warczał na mnie dopóki nie zbliżyłem się na około metr odległości. Naprawdę, nie mam natury cipki, ale ta sytuacja rozjechała mnie jak walec i o każdy skrawek mojej godności muszę dzień w dzień walczyć ze sobą samym. Kto wierzący, tego proszę o wsparcie w modlitwie.
Twoja opowieść robi wrażenie…rozumiem Cię, bo sama przeżyłam coś podobnego tyle że chłopak okazał się dupkiem a ja za nim biegałam jak idiotka…otrząsnęłam się po 2 latach dzięki przyjaciółce, Ty przede wszystkim musisz znaleźć przyjaciela który będzie chciał Ci pomóc a nie tylko wysłuchać, bo to za mało, myślę że jeżeli ja dałam sobie rade to Ty też próbuj, musisz uwierzyć, że będzie dobrze, nie biegnij do niej za każdym razem bo to strata czasu, musisz to w końcu zrozumieć. ZACZNIJ ŻYĆ SWOIM ŻYCIEM, znajdź przyjaciół i na pewno się ułoży. Więcej wiary. Uwierz mi, chciałabym mieć kogoś takiego dobrego koło siebie jak Ty.
Bez urazy, ale ja miałam takie jazdy w wieku 18 lat. Dziś mam o 10 lat więcej i się z tego śmieje. Jedna uwaga, skup się na sobie, bo z tego co piszesz, ona Ci życia nie uśle różami. Miłość w dorosłym życiu nie ma większego zastosowania, a chemii od innych ludzi dostatek.Więc motylki w młodości wykorzystaj z kimś kto tego chce, bo to minie!!!! Odpowiedz sobie na pytanie: czy ta kobieta może być matką Twoich dzieci i podporą w zyciu, kiedy bedziesz chory, słaby i załamany? jesli tak to zmień taktykę i pokaż, że jesteś mężczyzną, kobiety to lubią, a jesli nie to szukaj tej wyjatkowej, która też bedzie nosic Cię na rekach bez powodu…
o kurwa! to chyba najdłuższy wpis na chujni jaki widziałem.Nie chce mi się czytać, ale powodzenia kolego bo musisz mieć na prawdę wielką chujnie, proporcjonalną do wielkości tego tekstu, więc w zasadzie ogromną.
Recepta według mnie dla Ciebie i kolegów brzmi tak : 0,5 lita na głowę dobrej wódeczki + dobry pub + poznawanie nowych dziewczyn. stosować do skutku. Za porządny chcesz być, dobra zabawa z umiarem jest bardzo potrzebna dla naszego rozwoju.
To nie żadna miłość a jakieś psycho, w związkach się rozmawia i wspiera nawzajem a nie wyniszcza. Coś mi się wydaje, że bujasz się z nią z braku innych kandydatek. Nie ma nikogo na horyzoncie to nie masz do kogo wzdychać a serducho gdzieś wzdychać musi.
ZACNE CHUJOWICZKI I SZANOWNI CHUJOWICZE! Dzięki za te komentarze. W porządku z Was ludzie. W sumie nie napisaliście nic, czego bym już setki razy nie przemielił w swojej głowie, ale jak to się usłyszy od kogoś innego, to daje pozytywnego kopa. Chciałem się tylko wyżyć na klawiaturze, wyszła długa chujnia, a Wam się chciało czytać. Dziękuję i życzę Wam powodzenia w ogarnianiu Waszych chujni.
/jeszcze raz @autor
to jest chore. Musisz całkowicie zerwać kontakt z nią i udać się do psychologa. Dziewczyna może coś tam czuła przez jakiś czas , później jej się odwidziało (przecież to dziecko jeszcze ) i znalazła sobie frajera. Pewnie niezłą ma zlewę z ciebie, razem że swoimi koleżankami. Jedyne wyjście zerwać całkowicie kontakt, usunąć jej numery, zablokować gg , udać się do specjalisty psychologa lub psychiatry opowiedzieć całą historię możesz nawet dołączyć te wypociny. to poważna sprawa.
popłakałam się.. normalna dziewczyna marzy o tym, by byc kochana w ten sposób.. wyprowadź się na drugi koniec Polski i poszukaj innej, która doceni jak bardzo wartościowym człowiekiem jesteś.
Zrobi ktoś streszczenie?
Wiesz co jest w tym wszystkim piękne? To że większość z nas przeżyło bądź przeżyje coś podobnego i to jest potężna lekcja od życia. Ja też miałem podobny stan, schudłem, nawet kurwa zwieracze w nocy nie jednokrotnie mi puściły ze strachu i paniki. Teraz jestem szczęśliwy bez niej i śmiać mi się z tego wszystkiego chce. Lepiej opadnij na dno i mocno się z od niego odbij niż zmarnuj życie z taką laską która doprowadziła by Cię co zawału w młodym wieku. pozdrawiam
Wiesz…wkurwiłeś mnie. Rozumiem miłość, sama bym wiele zrobiła dla ukochanego z którym jestem 4lata, ale gdyby wykręcał takie jazdy..to już nie jest miłość, tu potrzeba rozumu a nie serca. Dlaczego szmaty traktuje się jak damy, a prawdziwe, mądre, wykształcone, czułe i słodkie kobiety jak szmaty? Ten świat jest pojebany! Polecam wrócić do początku – przeczytaj filozofię starożytnych, jakąś psychologię – zobaczysz że nic co nam znane im obce nie bylo! Bedąc na elektronice zdobywam umiejętności, ale siłę charakteru osiągnęłam zgłębiając całą filozofię a najbardziej Sokratesa i logikę arystotelesa, polecam zapoznać bo twoje postępowanie świadczy o braku logicznego rozumowania. Trzymaj się!
Popieram #4 #8 #18 i #23. Mimo wszystko głowa do góry.
Sam jesteś świadomy, że ta sytuacja nie ma sensu. Potrzebujesz jedynie kogoś, kto pchnie cię i pomoże ci wyjść z tego szajsu.
Tak jak ktoś już powiedział, interesujesz się nią, b nie masz innych na horyzoncie. Nie chcesz jej olać, bo wtedy byłbyś zupełnie sam. Ale nie szukaj w niej towarzystwa, znajdź je gdzieś indziej. Ona się tobą bawi, a twoja cipowatość jeszcze bardziej zagrzewa ją do zabawy.
Trzymaj się człowieku. Chujnia faktycznie przepotworna, ale idzie Ci dobrze. Ogranicz możliwości kontaktu, tak jak radzi #21, znajdź jakieś konstruktywne zajęcie, może być dowolnie proste, nawet idiotyczne, byle dawało Ci choć ociupinkę satysfakcji. Jesteś na dnie – odbij się. Nie będzie dobrze, bo nigdy nie jest, ale będzie lepiej.
Ładnie napisane. Jesteś inteligentnym facetem, to widać. Na co więc tyle bólu o taką dziewczynę? Znajdziesz sobie wiele lepszą co będzie Ci wdzięczna za to, że jesteś a nie truła dupę o wszystko.
Powodzenia 🙂