Moja historia zaczęła się dwa lata temu. Wróciłam na wakacje do domu, do Polski. Studiowałam za granicą. Mniej więcej trzy miesiące przed wyjazdem zaczęłam chudnąć, nie miałam apetytu, popękały mi naczynka. Myślałam że to może przejściowe zmęczenie, nie należę do osób które przesadnie się o siebie martwią. Wizytę u lekarza odkładałam jak tylko mogłam tłumacząc się to nauką to pracą. Wiecznie zabiegana. Dopiero mama zmusiła mnie żeby w końcu się zbadała. Pierwsza diagnoza to zapalenie wątroby. Następna: pierwotny nowotwór wątroby. Dlaczego miałabym podejrzewać, że za pierwszym razem źle mnie zdiagnozowano? Dlaczego też miałabym przypuszczać, że zdrowa, silna kobieta może mieć raka? Objawy tej choroby nie są charakterystyczne. Dla mnie to mogło być wszystko. Nie było płaczu, rozpaczy ani zgrzytania zębów. Pomyślałam sobie: „Dziewczyno, wyjechałaś do obcego kraju na studia, praktycznie nie znając języka, znalazłaś pracę, faceta, nie możesz pozwolić żeby jakiś tam raczek wszystko ci spieprzył. To będzie tylko kolejny etap mojego życia z którym sobie poradzisz”. Musiałam przerwać naukę i wrócić na czas leczenia do domu. Chciałam mieć wsparcie rodziny i spokój. Mój chłopak też wrócił. Kolejne dwa lata to były wycieczki między domem, a szpitalem. Czekanie na przeszczep. Potem na kolejny gdyż mój organizm odrzucił pierwszy. Bywało różnie. Ale miałam wsparcie przede wszystkim mojego ukochanego. Gdyby nie on pewnie bym nie przetrwała tego. Codziennie był ze mną, widziałam jego zmęczone i zmartwione oczy. Dopiero niedawno dowiedziałam się jak tragicznie znosił mój stan. Rodzice ani on nie chcieli mnie martwić. Nigdy nie dał po sobie tego poznać. Był silny dla mnie, nigdy nie pozwolił mi zwątpić, że wyzdrowieje kiedy już traciłam nadzieje. Bo pomimo tego, że choroba mnie nie załamała to były dni kiedy byłam bliska poddania się. Na co dzień nie tracę pogody ducha i raczej staram się obracać wszystko w żart. Bo tak naprawdę mogło mi się przydarzyć coś o wiele gorszego. Mogłam przez to przechodzić sama 🙂 Daję ten wpis na chujni nie po to żeby udowodnić wszystkim, że moja chujnia jest bardziej chujowa od chujni chłopaka, który nie może zwalić bo nie pozwalają mu na to warunki w domu 🙂 Każdy ma swoje problemy, ale ważne jest to żeby dostrzec też pozytywy naszego życia i je docenić. Ale jak tu doceniać kiedy chujnia pełna chujni, a życie kopie nas po dupie. Może mi jest łatwiej to powiedzieć, bo dostałam konkretnego kopa, który odmienił mój światopogląd, moje priorytety i wartości. Sprawił, że mogę powiedzieć, że kocham życie jak nigdy przedtem i jak tonący brzytwy chwytam się wszystkiego, żeby zostać na tym świecie. Na pewno przez chorobę nie stanę się jakąś mniszką, nie zamieszkam na pustyni i nie będę chwalić każdego napotkanego na swojej drodze kwiatka. Kiedy wyzdrowieje, a pewnie jakiś czas mi to jeszcze zajmie, bo są przeżuty na kości, będę żyła normalnie:) Ale na pewno bardziej świadomie. Życzę wszystkim dużooo zdrowia i więcej wiary w to, że z każdej chujni da się wyjść 🙂
Życie jest nobelon
2012-07-14 13:5279
77
Łeb do Słońca! Nie daj się!
terapia gersona
Jeśli wyzdrowiejesz to będziesz mieć satysfakcje, że ci się udało. Jak nie to naprawde nie ma czego żałować, bo życie tutaj jest naprawdę chujowe !
No i fajnie, współczuje choroby, gratuluję przezwyciężania choroby, jesteś świetną osobą. Ale z jedną rzeczą nie mogę się zgodzić… „moja chujnia jest bardziej chujowa od chujni chłopaka, który nie może zwalić bo nie pozwalają mu na to warunki w domu” KAZDY MA SWOJA MIARE CHUJNI, wiec nie mow, ze Twoja jest chujowsza. Codziennie rozgrywaja się jeszcze większe tragedie niż Twoja choroba, i ktoś ma z tego powodu z Ciebie szydzić?
chujnia chujnią ale niemóc zwalić konia jest gorsze 🙂 wiec to porównanie jest chujowe.
Trzymaj się, dasz radę!!!
@4 przecież właśnie pisze dziewczyna, że nie o to jej chodzi, żeby udowadniać czy ja chujnia jest większa, więc się nie ekscytuj tak 😛
Każdy ma swoje problemy i mierzy je wg własnej miary. Nie chcę cię martwić ale przeżuty na kości to nie jest dobry znak. Mimo wszystko życzę wyzdrowienia
@4 Hola Hola! Nie upierdalaj cytatów bo to całkowicie zmienia znaczenie „Daję ten wpis na chujni nie po to żeby udowodnić wszystkim, że moja chujnia jest bardziej chujowa od chujni chłopaka, który nie może zwalić bo nie pozwalają mu na to warunki w domu :)” Widzisz tam gdzieś w tym cytacie żeby autor stwierdzał, że jego chujnia jest gorsza??
@4 no to przecież napisała, że każdy ma swoje problemy i, że nie o to jej chodzi żeby coś komuś udowodnić. A co do autorki to podziwiam Cię!!!
@5 znajdź lepiej lepszą połowę
I wkońcu .. wpis normalnego człowieka. Bardzo współczuje ci choroby i życze jak najszybszego powrotu do zdrowia ; )
@4 Napisałam: „Daję ten wpis na chujni NIE po to żeby udowodnić wszystkim, że moja chujnia jest bardziej chujowa (…)” ponieważ zauważyłam, że każdy na chujni chcę rozwiązywać kwestie wielkości skali cudzych problemów:) uczmy się czytać uważniej. Źle zinterpretowałaś/eś sens mojego wpisu 🙂 pozdrawiam!
Ad. 4. Ty rozumiesz co czytasz?
Zdrowiej dziewczyno szybko 🙂
Cześć wszystkim, tu autor spod komentarza nr4. Teraz przeczytałem jeszcze raz i rzeczywiście trochę chujowo to ująłem w słowa – musicie mi wybaczyć, ale pisałem to będąc totalnie napierdolony. Wracałem z melanżu i szedłem już spać właściwie ale dioda na komputerze się świeciła, pomyślałem wejde, zostawie jakiś ślad po sobie
Co to kurwa jest nobelon? Nie pojebało ci się z nowelą?